Fish, Lizard - Kraków, Klub Studio, 19.12.2015

Paweł Świrek

ImageTego koncertu miało nie być. Podczas krótkiej listopadowej trasy Fisha po Polsce nie przewidywano koncertu w Krakowie, tylko w Bielsku-Białej. Jednak stało się wówczas nieszczęście i na skutek niedyspozycji głosowej Fisha koncert w Bielsku został nie tyle odwołany, co przesunięty na późniejszy termin. Mało tego, zmieniono miejsce koncertu z Bielska-Białej na Kraków.

Krakowski koncert spotkał się z ogromnym zainteresowaniem, przez co klub Studio był szczelnie wypełniony ludźmi. Niemal punktualnie o 19-tej na scenie pojawił się support - zespół Lizard z… Bielska-Białej. Muzycy zagrali dość krótki set trwający niecałe trzy kwadranse złożony z sześciu lub siedmiu utworów. Generalnie repertuar występu był skróconą wersją tego, co mogliśmy usłyszeć na wcześniejszych koncertach: najpierw dwie części „Master and M”, a potem kilka wcześniejszych kompozycji, z których „Autoportret” zagrano w dość mocno zmienionej wersji w stosunku do pierwowzoru. Miło że zespół kombinuje z brzmieniem. Swą formą zespół Lizard potwierdził, iż ma się dobrze i jeszcze nie raz pokaże to wszystkim. Damian Bydliński prezentował na scenie swe niemałe aktorskie umiejętności. W pewnym momencie nawet wykonał kilka kroków doskonale znanych fanom Genesis z teledysku „I Can’t Dance”. Może naśladowanie Phila Collinsa nie jest nowatorskie, ale zawsze stanowi jakieś urozmaicenie koncertu.

ImagePo występie Lizard nastąpiła przerwa techniczna na uporządkowanie sceny, po czym po zapowiedzi Jacka Rakszawskiego na scenę wkroczyła ekipa Fisha. Jako pierwszy wybrzmiał utwór „Pipeline”. Moim zdaniem nie był to najszczęśliwszy wybór, jeśli chodzi o płytę „Suits”, gdyż na tym albumie znajdują się o wiele ciekawsze nagrania, choćby „Lady Let It Lie”. Potem jedna kompozycja z ostatniej płyty – tytułowy utwór „A Feast Of Consequences”. Od razu dało się zauważyć, iż artysta jest w doskonałej kondycji fizycznej. Mimo niemłodego wieku (57 lat) na scenie porusza się tak, jakby miał mniej lat niż faktycznie ma. Szkoda tylko, że z wokalem było znacznie gorzej. Jego mocno ochrypnięty głos dawał się wielokrotnie we znaki. Początkową część koncertu wypełniły utwory zdecydowanie mniej dynamiczne, po których artysta z towarzyszącymi mu muzykami wykonał w całości płytę „Misplaced Childhood”. Suitę tą znam doskonale, gdyż od lat jestem fanem Marillion. Wersję śpiewaną przez Fisha solo znam jedynie z jego koncertowych wydawnictw, łącznie z płytą „Return To Childhood”. Patrząc na setlistę odnoszę wrażenie, iż artysta próbował nam stworzyć namiastkę koncertów z 1986 roku, kiedy to w czasach Marillion koncerty rozpoczynały się kilkoma (maksymalnie czterema) wcześniejszymi kompozycjami, po których następowało w całości „Misplaced Childhood”, a dalej już tylko bisy. Obecnie zamiast wczesnych Imagekompozycji Marillion otrzymaliśmy kilka utworów z solowej twórczości artysty. A jak wypadło na żywo „Misplaced Childhood”? Początek, czyli „Pseudo Silk Kimono” instrumentalnie poprawnie. Niestety wokal Fisha trochę popsuł klimat. Wyraźnie dało się odczuć niedomaganie w wyższych rejestrach. Dało się też zauważyć, iż artysta próbował wyciągnąć wyżej, ale nie dawał rady. W „Kayleigh” niestety brzmienie gitary (Robin Boult) było nieszczególne. „Lavender” był rewelacyjny. Dobrze wypadł „Brief Encounter” poza rozpoczynającą go solówką perkusyjną, która wybrzmiała tak, jakby wzięto pierwszą lepszą osobę z ulicy, posadzono ją za bębnami i kazano walić w tomy. Cóż, Ian Mosley grał to przejście zdecydowanie lepiej. „Lost Weekend” wypadł średnio, ale za to „Misplaced Rendezvous” moim zdaniem zdecydowanie lepiej od oryginału. „Heart of Lothian” z małymi potknięciami, ale miło się słuchało, choć niepotrzebnie przeciągnięto przejście z „Curtain Call” do „Waterhole (Expresso Bongo)”. Druga część płyty w postaci „Lords of the Backstage”, „Vocal Under a Bloodlight”, „Passing Strangers”, „Perimeter Walk” i trochę monotonnie zagrany „Threshold” wzbudziły entuzjazm wśród publiczności. Na duży plus zapisać trzeba zagrany w całości „Childhood’s End?” notorycznie skracany o trzecią zwrotkę w czasach Marillion. No i w „White Feather” dało się wreszcie zrozumieć tekst – nienajlepsza forma głosowa Fisha w niczym nie przeszkadzała. I na tym zakończyła się główna część koncertu.

Ale po chwili Fish z ekipą znów pojawili się na scenie, by wykonać „Market Square Heroes” z dodatkową zwrotką znaną z 12” singla „Punch and Judy” oraz z koncertowych wykonań z czasów Marillion. Na tym utworze koncert nie skończył się jeszcze. Po odśpiewaniu przez publiczność kolędy, Fish z ekipą wyszli na scenę raz jeszcze, by zagrać „The Company” – jeden z moich ulubionych utworów z debiutanckiego albumu Ryby. Niektórzy mogli mieć żal, że koncert był zdecydowanie za krótki – moim zdaniem trwał wystarczająco długo. Choć tak naprawdę Fish mógłby śpiewać jeszcze i jeszcze, gdyż wszystko wskazuje na to, że nieprędko wróci do nas ze swoimi koncertami.

ImageSetlista Fisha:

Pipeline

A Feast Of Consequences

Family Business

Perception Of Johny Punter

Pseudo Silk Kimono

Kayleigh

Lavender

Bitter Suite

- Brief Encounter

- Lost Weekend

- Blue Angel

- Misplaced Rendezvous

- Windswept Thumb

Heart of Lothian

- Wide Boy

- Curtain Call

Waterhole (Expresso Bongo)

Lords Of The Backstage

Blind Curve

- Vocal Under A Bloodlight

- Passing Strangers

- Mylo

- Perimeter Walk

- Threshold

Childhood’s End?

White Feather

Pierwszy bis:

Market Square Heroes

Drugi bis:

The Company 
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!