The Watch - Piekary Śląskie, O.K. Andaluzja, 12.12.2008

Artur Chachlowski

ImageNie trzeba wcale wyglądać identycznie jak muzycy Genesis, by brzmieć na żywo równie dobrze, jak oni… Nie trzeba wcale przyklejać brody, zakładać peruki, ani wskakiwać z w ciuchy „z epoki”. Gdyby tak porównać oddzielone zaledwie dwoma miesiącami w czasoprzestrzeni polskie koncerty grup The Musical Box oraz The Watch, bez dwóch zdań lepiej wypadają ci drudzy. Wiem, wiem, różne są założenia dotyczące przedstawień, które dają oba te zespoły, lecz swoją bezpretensjonalnością, naturalnością, a przede wszystkim „muzycznym czuciem” twórczości wczesnego Genesis, Włosi biją swych kanadyjskich kolegów na głowę. O ile występ The Musical Box był co najwyżej „perfekcyjnym odwzorowaniem” występu Genesis na żywo sprzed 35 lat, to występy The Watch są czymś więcej. Są spektaklami pełnymi naturalnej swobody, niezwykłej magii oraz totalnego zakochania muzyków w twórczości grupy Genesis. Być może brakuje im rozmachu, feerii świateł, spektakularnych fajerwerków na scenie, tych charakterystycznych elementów składających się na „teatr rockowy”, ale ze swojej skromności i naturalności, z tej scenograficznej prostoty, o którą w Ośrodku Kultury „Andaluzja” nie jest trudno, muzycy The Watch uczynili niewątpliwą zaletę swoich występów na żywo.

Już drugi raz widziałem koncert The Watch w naszym kraju. Nie wiem, który był lepszy i wspanialszy: ten z minionego weekendu w Piekarach Śląskich czy ten sprzed 10 miesięcy w jastrzębskiej „Panoramie”. Nie podejmuję się oceny. Oba były piękne, rewelacyjne, wspaniałe. Oba niezwykle udane. Teraz zagrali trochę mniej własnego repertuaru, a tym samym pomieścili w setliście znacznie więcej genesisowskich utworów (m.in. „The Musical Box”, „Can-Utility And The Coastliners”, „Lilywhite Lilith” oraz znacznie dłuższą niż w Jastrzębiu Zdroju sekcję „Supper’s Ready”). Przyjechali też w odrobinę innym składzie. Na klawiszach grał Valerio De Vittorio, a nie Fabio Mancini, a na basie (a także na gitarach), wyglądający jak Jezus Chrystus – Guglielmo Mariotti, a nie skupiający się obecnie na pracy w swojej grupie Moongarden, Christiano Roversi. Oprócz nich na perkusji grał Marco Fabbri, na gitarach „siedzący” gitarzysta Giorgio Gabriel, a za mikrofonem śpiewał, grał na flecie, marakasach i tamburynie – Simone Rosetti. Jego głos i sposób interpretacji do złudzenia przypominają ekspresję wokalną Petera Gabriela. W dodatku wyraźnie słychać, że Simone jest po prostu przeogromnym fanem Genesis. Nie tylko potrafi odtworzyć wszelkie zawiłości muzyki tego zespołu, nie tylko z wyczuciem eksponuje wszystkie możliwe „kruczki”, których nie brakuje w muzyce starego Genesis, a także jest w stanie opowiedzieć anegdotę (jak tą o utworze „The Light”, który podobno był wykonywany przez Genesis na żywo tylko dwukrotnie, a po kilku latach przeistoczył się w „Lilywhite Lilith”) czy przypomnieć stare, wydawałoby się, że już dawno zapomniane utwory Genesis ze stron B wczesnych singli, jak „Happy The Man” (w tym utworze Valerio De Vittorio wyszedł zza swoich klawiszy i wziął do ręki gitarę, by na kilka minut wraz z kolegami przeistoczyć koncert w typowo akustyczny set), „Going Out To Get You”, „Twilight Alehouse” czy „Shepherd”. Wykonanie tego ostatniego, z fantastycznymi trójgłosowymi harmoniami wokalnymi, było jednym z najwspanialszych punktów programu piątkowego koncertu. Ciekawy podział głównej linii wokalnej na głosy Rosettiego i Mariottiego sprawiło, że na sali zrobiło się doprawdy magicznie. I pozostało już tak aż do samego końca występu.

Włosi odbyli ten koncert w ramach trasy „The Watch plays Genesis Nursery Show 1972” i nic dziwnego, że zagrali cały program tej pamiętnej, genesisowskiej płyty, ale nie brakło też krótkich wycieczek na albumy „Trespass”, „Foxtrot” i „The Lamb Lies Down On Broadway” (patrz setlista koncertu poniżej). Zagrali też kilka własnych oryginalnych utworów. Swój występ rozpoczęli od „DNAlien”, w połowie koncertu pojawił się - jak zawsze świetnie wypadający na żywo – „Shining Bald Heads”, a w finale koncertu zagrali „Fishermana”, który łagodnie przeszedł w kilkuminutową sekcję „Supper’s Ready”.

Zupełnie inaczej jest na wydanej niedawno koncertowej płycie tego zespołu pt. „Live”, którą The Watch przywiózł ze sobą do naszego kraju. W programie albumu pojawił się tylko jeden genesisowski utwór - „Twilight Alehouse”, i to w połączonym zestawie z „Another Life” z ostatniej jak na razie, studyjnej płyty The Watch pt. „Primitive” (2007). Na swoim koncertowym krążku Włosi przedstawili przegląd swojego repertuaru obejmujący wszystkie studyjne płyty: począwszy od utworu „The Fisherman” z albumu „Twilight” (1997), kiedy to nazywali się jeszcze The Night Watch, poprzez „Riding The Elephant” z „Ghost”(2001), Shinning Bald Heads” i „Goddess” z „Vacuumm” (2004), aż po wspomniany już „Another Life” oraz „Sound of Silence” i ”Berlin 1936” z ubiegłorocznego albumu „Primitive”. Koncertowe wersje nie odbiegają zbytnio od swoich studyjnych pierwowzorów, co niewątpliwie świadczy o wysokich technicznych możliwościach scenicznych zespołu.

Mnie zastanawia co innego i chciałbym na to zwrócić uwagę wszystkim niedowiarkom, którzy na The Watch patrzą jedynie, jako na odtwórców muzycznego dorobku Genesis. Własny repertuar The Watch utrzymany jest w tym samym stylu, co twórczość Genesis sprzed 30-35 lat. Mało tego, muzyka zespołu utrzymana jest na bardzo wysokim poziomie. I jak to powiedział Witold Andree (agencja Oskar): gdyby Genesis przetrwał do dzisiaj z Peterem Gabrielem w składzie, to grałby pewnie taką muzykę, jaką gra obecnie The Watch. Myślę, że jest w tym stwierdzeniu sporo prawdy i dlatego tej dowodzonej przez niezwykle skromnego i nieśmiałego, ale jakże utalentowanego Simone’a Rossetiego, grupie należą się przeogromne brawa. Zarówno za nową koncertową płytę pełną ich oryginalnego materiału, jak i za ostatnią trasę koncertową po brzegi wypełnioną magicznie zagraną przez nich muzyką Genesis. 

Setlista:

1. DNAlien
2. Looking For Someone
3. Twilight Alehouse
4. The Fountain Of Salmacis
5. Shepherd
6. Going Out To Get You
7. Seven Stones
8. Can-Untility And The Coastliners
9. Happy The Man
10. Shining Bald Head
11. Harold The Barrel
12. The Musical Box
13. The Light
14. Lilywhite Lilith
15. Fisherman / Suppers Ready
16. The Return of The Giant Hogweed
17. The Knife

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!