Eyesberg - Masquerade

Artur Chachlowski

Dwa lata temu bez żadnych wielkich zapowiedzi ukazał się debiutancki album „Blue” pochodzącej z Frankfurtu nad Menem grupy Eyesberg. Szum zrobił się dopiero po premierze, kiedy okazało się, że wydanie pierwszej płyty zajęło zespołowi… równo 30 lat. Dziwnie potoczyła się historia Eyesberg. Ale lepiej późno niż wcale, więc pokrzepieni niespodziewanym sukcesem w postaci ciepło przyjętego debiutu niemieccy muzycy poszli za ciosem i równo dwa lata po pierwszym, otrzymujemy właśnie ich album numer 2.

„Masquerade” to album utrzymany w stylistyce trudnej do jednoznacznego zdefiniowania. Dominuje w niej neoprog, ale zanurzony jest on w otchłani retro. Trochę tutaj romantyzmu, trochę patosu. I sporo odniesień do wczesnego okresu działalności Genesis. Skąd my to znamy?... Mamy tu właściwie wszystko to, co definiuje typowe produkcje spod znaku neoprogresywnego rocka. I chyba tak właśnie trzeba przyjąć, bo wydaje mi się, że chyba tylko zatwardziali sympatycy tego gatunku będą mogli odpowiednio docenić muzykę, która wypełnia krążek „Masquerade”.

No cóż, nie ukrywam, że i ja zaliczam się do grona miłośników neoprogresu, lecz ze smutkiem donoszę, że nowy album grupy Eyesberg jakoś nie trafił w moje upodobania. Słychać tu wprawdzie liczne melotronowe brzmienia, od czasu do czasu znaleźć można tu fajne melodie, gdzieniegdzie pojawiają się ciekawe partie solowe (jak np. w nagraniu „Here And Now”), jest nawet obligatoryjny długas – 18-minutowa kompozycja „Wait And See” (reszta to 5-6 minutowe utwory) – ale w pamięci, tak na dłużej, pozostaje niewiele. A jeżeli już, to rzeczy, które kojarzą się raczej negatywnie. A takim, powiedziałbym mankamentem numer jeden, jest wokalista. Jego barwa głosu, sposób ekspresji i jakaś taka niewydarzona maniera. No cóż mogę jeszcze powiedzieć? Malcolm Schuttleworth z pewnością nie należy do moich ulubionych wokalistów. Powiem wprost: ma on w swoim głosie coś, co autentycznie zniechęca mnie do bliższego poznawania skądinąd melodyjnych utworów grupy Eyesberg. Dość powiedzieć, że moim ulubionym fragmentem płyty „Masquerade” jest jedyny w tym zestawie temat instrumentalny zatytułowany „Steal Your Thunder”. Dlatego myślę, że lepiej będzie jak w tym miejscu zakończę, zastrzegając jednak na sam koniec, że powyższe uwagi to moja osobista opinia i wcale nie musi być tak, że muzyka Eyesberg (i głos Schuttlewortha) nikomu nie przypadnie do gustu.

 

PS. Chciałbym jeszcze wspomnieć o jednej ciekawostce. Na płycie „Masquerade”, oprócz trzech muzyków Eyesberg pamiętających początki zespołu, a więc lata 80. XX wieku (są nimi Georg Alfter – g, bg, Norbert Podien – k i Malcolm Schuttleworth – v), spotykamy jeszcze Jimmy Keegana – perkusistę znanego z grupy Spock’s Beard. I o ile cała muzyka, którą słyszymy na niniejszym krążku powstała w studiu w Wiesbaden, to partie perkusji zarejestrowane zostały „na odległość”, w Mousetrapp Studios w Los Angeles.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!