Hackett, Steve - The Night Siren

Przemysław Stochmal

Wielu działających do dziś artystów, nazywanych rockowymi dinozaurami, swoją muzyczną aktywność po czterech-pięciu dekadach obecności na rynku ogranicza do tras koncertowych, prób nie zawsze z sensem personalnie dobranych reaktywacji, rozgrzebywania archiwów. To, jakie są efekty takiego podejścia do zaawansowanych lat kariery, zależy od indywidualnego przypadku – podobnie zresztą jest u tej grupy legendarnych artystów, którzy wbrew metryce decydują się nadal na twórcze podejście do muzykowania. Steve Hackett, mimo że od dobrych kilku lat niezłomnie powraca, tak wydawniczo, jak i scenicznie, do muzycznej przeszłości z lat 70., nadal pozostaje czynnym twórcą, regularnie przynosząc swoim sympatykom premierową muzykę. Nowy, mający się niebawem ukazać album „The Night Siren” potwierdza, że nieograniczanie się do muzycznych sentymentów Hackettowi zupełnie popłaca.

Płyta po pierwszym odsłuchu może pozostawić dość mylne wrażenie - oto Hackett, zupełnie jak na poprzednich wydawnictwach, eksponuje swoje zamiłowanie do eklektyzmu, tasując przejawy rockowej wrażliwości z całym zestawem wpływów muzycznych ze wszelkich zakątków świata. Niby wszystko się zgadza, jednak wydaje się, że zespolenie wielu odległych od siebie muzycznych perspektyw jeszcze nigdy w przypadku Hacketta nie prezentowało się w tak monolityczny sposób – ale żeby się o tym przekonać, warto gruntownie opanować artystyczną wizję zaprezentowaną na „The Night Siren”.

To płyta z przesłaniem. W wyraźny sposób Steve Hackett ujawnia swój niepokój względem sytuacji w dzisiejszym świecie, kiedy zdecydowanie bardziej zdeterminowane i zdecydowanie potężniejsze siły dążą ku temu, by ludzi dzielić, a nie zacieśniać więzi. Do zrealizowania swojej wizji gitarzysta zaprosił imponująco międzynarodowe grono gości, wśród których znaleźli się m.in. muzycy z Azerbejdżanu, Islandii czy śpiewający wespół mieszkańcy Izraela i Palestyny; rockowe elementy wzbogacone są na płycie brzmieniami instrumentów indyjskich, perskich, celtyckich czy peruwiańskich. Tym razem, niezależnie, czy przez muzykę przemawia duch latynoski, środkowowschodni czy brytyjski, dzieło byłego gitarzysty Genesis pod względem łączenia potencjalnie obcych sobie artystycznych zjawisk brzmi zaskakująco jednorodnie. Idea muzycznego uniwersalizmu, od lat Hackettowi nieobca, teraz zdaje się być naprawdę spełniona.

Monolityczność albumu wynikająca ze scalenia odmiennych muzycznych języków w jeden uniwersalny dźwięk „Nocnej Syreny” to jednak nie wszystko. „The Night Siren” to album zdecydowanie jednorodny również pod względem muzycznej jakości – o ile wielu „fabularnym”, progresywnym i eklektycznym płytom z ostatnich kilkunastu lat działalności Steve’a Hacketta ciężko było od pierwszej do ostatniej minuty trzymać równy poziom, o tyle w przypadku najświeższej propozycji gitarzysty ten problem nie istnieje – tu cała opowieść, jak i każdy z jej rozdziałów z osobna może się podobać. I czarować bogactwem fantazyjnych pomysłów oraz godną podziwu witalnością i dynamiką.

U Steve’a Hacketta nigdy nie brakowało znakomitej koncepcji, znakomitej wizji. Nie raz jednak na koncepcji i wizji perfekcyjność jego muzycznych przedsięwzięć zdawała się kończyć. W przypadku „The Night Siren” jest inaczej – perfekcyjna idea zaowocowała perfekcyjnym dziełem. To najlepszy album Hacketta od lat; być może nawet od… osiemnastu lat?

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!