Citizen Cain's Stewart Bell - The Antechamber Of Being (Part 2)-Stories From The Antechamber

Artur Chachlowski

Ufff… Tej płyty nie sposób słuchać bez książeczki z tekstami i przypisami w ręku. Najlepiej jeszcze zaopatrzyć się w słownik wyrazów obcych. Z tak bardzo skomplikowaną formułą, tak zawiłą konstrukcją, tak bardzo wymagającą od słuchacza skupienia akcją, z takim natłokiem różnych muzycznych i literackich wątków oraz licznymi postaciami, w których role wcielają się różni wokaliści (w niektórych przypadkach w kilka ról naraz), już dawno nie miałem do czynienia. I nie pamiętam już kiedy słyszałem tak dużą ilość śpiewanego tekstu w jednostce czasu. Chyba co najmniej od ostatniej płyty dobrze znanej w kręgach progresywnego rocka formacji Citizen Cain, która od zawsze słynęła z „przegadanych albumów”. No właśnie, Citizen Cain… Autorem, kompozytorem i pomysłodawcą płyty o przydługim tytule „The Antechamber Of Being (Part 2) – Stories From The Antechamber” jest keyboardzista (a zarazem perkusista) tej szkockiej grupy, Stewart Bell.

Jesienią 2014 roku recenzowałem na naszych łamach pierwszą część płytowej trylogii, którą Stewart Bell oparł na koncepcji tzw. świadomych snów (ang. Lucid Dreams), a więc snów, w których kontroluje się treści zawarte we śnie. Podobno świadomego śnienia można się nauczyć. Stewart Bell doświadcza tego od 6. roku życia, a dzisiaj jest jednym z ekspertów w tej dziedzinie. W internecie znaleźć można nawet specjalną stronę poświęconą temu zjawisku (www.LearnToLusicDream.co.uk/videos), na której można zapoznać się z zaawansowanymi technikami sterowania tym fenomenem. O świadomych snach opowiadają też poszczególne kompozycje składające się na program płyty „The Antechamber Of Being (Part 2)”. Do jej nagrania Bell zaprosił to samo grono współpracowników, co na „jedynce”, a więc basistę Davida Wattersa, gitarzystę Phila Allena (który dodatkowo wykonuje niektóre partie wokalne), a także wokalistów: Simone’a Rossettiego (The Watch), Arjena Anthony’ego Lucassena (Ayreon) i panią Bekah Mhairi Comrie.

„Part 2” to dalsza porcja losów, a właściwie doświadczeń, przez które przechodzi główny bohater trylogii – swoiste alter ego autora tego konceptu. Całość opowiadana jest za pomocą długich, a nawet bardzo długich, wieloczęściowych i wielowątkowych muzycznych utworów (niektóre z nich trwają po 15-16 minut) o niezwykle zawiłej strukturze, a także o sporym symfonicznym zadęciu. „(…) to album, który wymaga sporej cierpliwości. Dużo na nim słów, dużo muzyki, sporo się tu dzieje, percepcja odbiorcy bez przerwy atakowana jest przez przeogromną liczbę różnorakich bodźców. Całość sprawia wrażenie jednego wielkiego soniczno-słownego przepychu. Dużo tu dźwięków, sporo wokalnych dialogów, nieustannie zmienia się tempo narracji, a epickie partie instrumentalne przez cały czas ścigają się tu z wielopiętrowymi partiami wokalnymi.

Tytuły, podtytuły, kolejne części poszczególnych utworów, powracające tematy, oznaczone numerami kolejne rozdziały poszczególnych kompozycji… Trudno się w tym wszystkim połapać i trudno nad wszystkim zapanować. Dużo tu skomplikowanych struktur i programowej kompleksowości. Właściwie we wszystkim – w muzyce, tekstach i oznaczeniach kolejnych fragmentów tego wydawnictwa – panuje formalny nieład, cechujący się niemożliwą do ogarnięcia złożonością. Myślę, że dla wielu ta płyta okaże się zbyt trudna w odbiorze. Wielu pewnie zniechęci się już po pierwszym czy drugim przesłuchaniu. Bo to album z gatunku takich, które trudno ogarnąć za jednym razem. Ba, w ogóle trudno go ogarnąć w całości…” – powyższy akapit zaczerpnąłem ze swojej recenzji pierwszej części trylogii Stewarta Bella. Bo w gruncie rzeczy jest tak, że to wszystko, co obowiązywało na poprzedniej płycie, obowiązuje wciąż na jego najnowszym krążku. Dobrze to, czy źle? Myślę że ktoś, komu podobała się poprzednia płyta, z pewnością doceni też i nową. Jeżeli jednak ktoś po sprawdzeniu tej skądinąd trudnej w odbiorze muzyki już kiedyś stwierdził, że to rzecz nie dla niego, ten z całą pewnością nie zatrzyma się dłużej przy „The Antechamber Of Being (Part 2)”. Oba albumy są do siebie podobne, zarówno stylistycznie, jak i pod względem konstrukcji poszczególnych jej elementów. Ten nowy zawiera nawet z przekorą zatytułowany „Chewing Your Tongue In Chick” mix utworu „Decoherence” z poprzedniego krążka, który wymieszany z kilkoma epizodami otwierającej „dwójkę” kompozycji „Early Days Suite” tworzy tzw. bonus track zatytułowany „The Cupboard Of Fear”. Nie pogubiliście się jeszcze w tych wszystkich detalach?... Bo mam wrażenie, że chyba tak. A przyznam szczerze, że i ja im bardziej staram się wyklarować i rozsupłać poskręcane wątki związane z tym opasłym muzycznym dziełem, tym bardziej wszystko robi się bardziej pogmatwane i jeszcze bardziej zawiłe niż na początku. Dlatego też chyba lepiej będzie, gdy skończę już pisać o tej płycie, bo mógłbym tak pisać do rana, a i tak jedyną konkluzją byłoby to, że jej ona… totalnie zawiła i pogmatwana. Więcej pożytku będzie, gdy zaproponuję Wam wysłuchanie tego trudnego, acz niewątpliwie inspirującego, albumu (przypominam: najlepiej z tekstami w ręku!) i poukładanie sobie w głowie całej tej historii o świadomych snach po swojemu.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Zespół Focus powraca do Polski z trasą Hocus Pocus Tour 2024 Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!