Kolejna muzyczna opowieść o wampirach? Jeszcze jedna rockowa opera? Dwa razy tak. Z tym, że jest pewna niespodzianka związana z tą płytą, która sprawia, że mamy do czynienia z nowatorskim podejściem do gatunku zwanego rock operą i co zarazem czyni niniejszy album wydawnictwem oryginalnym pod wieloma względami.
RanestRane to grupa pochodząca z Rzymu. Została powołana do życia w 1996 roku przez braci Daniele (dr, v) i Massimo (g) Pomo, a także Riccardo Romano (k) i Matteo Gennari (bg). Tego ostatniego niedawno zastąpił Maurizio Meo. W 2000 roku RanestRane rozpoczęła regularną działalność koncertową, biorąc się za ambitne przedsięwzięcie, jakim była muzyczna opowieść zainspirowana filmem Wernera Herzoga pt. „Nosferatu wampir”. Zespół grał na żywo skomponowane przez siebie dźwięki, będące ilustracją wyświetlanego na ekranie z tyłu sceny filmu. RanestRane zyskał sobie tym przedsięwzięciem lokalną sławę, został nawet zaproszony do wspólnego koncertowania przez słynną grupę Premiata Forneira Marconi, a także wystąpił w trakcie Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Rzymie. Warto obejrzeć za pośrednictwem tego linka sceniczne możliwości tego zespołu, by na własne oczy przekonać się jak wyglądały te widowiska.
Pełne sukcesów koncerty sprawiły, że RanestRane zdecydował się wejść do studia, by zarejestrować skomponowany przez siebie materiał. Ukazał się on w 2006 roku na płycie „Nosferatu Il Vampiro”, która jest przedmiotem niniejszej recenzji.
Pierwsze, co chcę powiedzieć o tym podwójnym albumie, to dziwi mnie fakt, że pomimo, iż pojawił się on na rynku już przed trzema laty, to z trudnych do racjonalnego wytłumaczenia względów progresywna społeczność kompletnie go zignorowała. Nie wiem czemu tak się stało. Zrzucam to na karb braku odpowiedniej promocji, gdyż płyta „Nosferato Il Vampiro” to rzecz naprawdę niezwykła i dająca przy słuchaniu mnóstwo satysfakcji.
To bardzo „kinematyczny” album. Słucha się go jakby był faktycznie soundtrackiem do filmu. Pomiędzy poszczególne utwory, a także w ich środek wklejono filmowe dialogi, przeróżne odgłosy, bicie zegara, melorecytacje. A kolejne muzyczne tematy (jest ich w sumie na tym trwającym blisko 100 minut albumie aż 28!) to rewelacyjna muzyczna ilustracja opowieści o najsłynniejszym z wampirów. A do tego utrzymana w prawdziwie symfoniczno-progresywnym klimacie. Wszystko tu układa się w logiczną całość, widać i słychać w tych muzycznych zawiłościach oczywisty sens, poszczególne tematy pięknie się zazębiają i płynnie przechodzą jedne w drugie.
„Nosferato Il Vampiro” to bardzo zaskakujący album. Zaskakujący pozytywnie, utrzymany na bardzo wysokim poziomie, pełen mnóstwa wspaniałych melodii (wiele tematów mogłoby spokojnie zaistnieć samodzielnie jako potencjalnie przebojowe piosenki), klimatycznych momentów, pełen epickiego przepychu i prawdziwie symfonicznego rozmachu.
To spora niespodzianka z progresywnej Italii. Bardzo pozytywna niespodzianka. I choć minęło już kilka lat od premiery tego wydawnictwa, to z całą stanowczością chcę podkreślić, że warto sięgnąć po to niespotykanie ambitne, a przy tym naprawdę udane dzieło. Jest ono bardzo starannie przemyślane, doskonale wykonane i trzyma w napięciu, przykuwając uwagę słuchacza przez cały czas swojego trwania. Wraz z intrygującą okładką, na której znajduje się cmentarny obraz autorstwa Caspara Davida Friedricha, stanowi przemawiający do wyobraźni odbiorcy pakiet. Szczególnie dla słuchaczy lubiących opowieści o ociekających krwią kłach…
„Filmowy prog rock” – takie sformułowanie przychodzi mi do głowy po bliskim zapoznaniu się z muzyką grupy RanestRane. Sami członkowie zespołu określają uprawiany przez siebie gatunek mianem „cineconcerto”. To prawda. Bo grają i filmowo, i koncertowo. Z tego co wiem, to obecnie pracują nad ilustracją innego słynnego filmowego horroru. Tym razem będzie to „Lśnienie” w reżyserii Stanleya Kubricka. Szczerze powiedziawszy nie mogę się już doczekać płyty z nową muzyką tego niesłusznie mało popularnego i niezasłużenie ignorowanego przez prog rockową społeczność, włoskiego zespołu.