Reed, Alan - First In A Field Of One

Anna Sobótka

ImageAlana Reeda nie trzeba chyba przedstawiać czytelnikom i słuchaczom Małego Leksykonu Wielkich Zespołów, przypomnę więc tylko, że najważniejszym i najdłuższym wydarzeniem w jego artystycznej karierze było udzielanie swojego głosu zespołowi Pallas, z którym to rozstał się w 2010 roku. Dla wielu fanów tej popularnej i cenionej w świecie progresywnej muzyki grupy, jak i dla miłośników głosu Alana była to szokująca wiadomość. Wcześniej działał on też jako wokalista w zespole Abel Ganz (zaśpiewał na ich debiutanckiej, wydanej w 1983 roku, płycie „Gratuitous Flash”), zanotował również udział w rock operze „She” Clive’a Nolana, a także w projekcie byłego basisty formacji RPWL Chrisa Postla – Parzivals Eye (na omawianym na naszych łamach albumie „Fragments” zaśpiewał w trzech utworach).

W 2011 roku, już jako solista, Alan wydał bardzo przyjemną w odbiorze EP-kę zatytułowaną „Dancing With Ghosts” . Teraz mam przed sobą jego pełnowymiarową, debiutancką produkcję noszącą tytuł „First In A Field Of One”, która będzie miała swoją oficjalną premierę 8 października br. Składa się na nią 8 kompozycji, dodam, bardzo dobrych kompozycji. Jak mówią materiały promocyjne zapowiadające to debiutanckie wydawnictwo, jest to unikatowy zbiór utworów, które obejmują szereg muzycznych smaków – poprzez celtycki folk, rock, a nawet jazz. A jak jest w rzeczywistości? Już od pierwszego przesłuchania tej płyty płynie ona gładko w odtwarzaczu. I rzeczywiście już na samym początku tego zestawu mamy na niej celtycki folk wpleciony w mocne i energetyzujące progrockowe granie. Jest to znane z EP-ki nagranie o wymownym tytule „Begin Again”, chociaż w zupełnie innej, już nie akustycznej, a znacznie bogatszej aranżacji, gdzie mamy wiele typowo folkowych, jak i progresywnych (chociażby w postaci obecności bardzo efektownie prezentujących się, żywiołowo grających instrumentów klawiszowych), dźwięków. To bardzo dobry początek płyty. W drugim utworze, „Kingdom Of The Blind”, do którego powstał teledysk (aczkolwiek bardzo oszczędny w swym przekazie. Można go obejrzeć pod tym linkiem), Alanowi towarzyszy w chórkach Christina Booth, nadając tej kompozycji dodatkowego kolorytu w postaci jej charakterystycznego głosu. Jednakże w moim odczuciu prawdziwą ozdobą tego utworu jest wspaniała i piękna solówka wykonana przez Jeffa Greena (znanego małoleksykonowym słuchaczom z ubiegłorocznej płyty zatytułowanej „Jessica”). Jeff zaznaczył również swoją obecność w utworze oznaczonym indeksem 5 - „Darkness Has Spoken”. Łkające dźwięki jego gitary, a także całość wykonania, mogą spodobać się nawet najbardziej wybrednym krytykom. Z kolei w spokojnym utworze nr 3, „Never Too Late”, swoimi zdolnościami popisuje się Kalle Wallner z RPWL. Nie będę ukrywać, że bardzo lubię styl gry prezentowany przez tego gitarzystę, a solówki w jego wykonaniu zawsze mnie urzekają. Nie inaczej jest i tym razem. To kolejna już na omawianej produkcji bardzo dobra kompozycja z licznymi smaczkami artrockowymi. Z kolei „The Bottom Of The Bottle” to krótka ballada z akustyczną gitarą i emocjonalnym wokalem Alana, a „The Real Me” to utwór o najcięższym, trochę mrocznym brzmieniu. Mamy w nim dźwięki pianina, mocarne gitarowe riffy i delikatne perkusyjne rytmy. Kolejne nagranie, „Teardrops In The Rain”, również mieliśmy okazję już wcześniej poznać na EP-ce „Dancing With Ghosts”, także w akustycznej wersji. Tutaj, podobnie jak „Begin Again”, mamy tę kompozycję podaną w zupełnie innej aranżacji. Z delikatnej ballady została ona zmieniona w dynamiczny i rytmiczny utwór, o bogatym brzmieniu. No i przyszła pora na ostatnie nagranie na tym albumie, gdzie mamy wreszcie zapowiadane przez Alana elementy jazzu. Tak, to prawda, „The Usual Suspects” to zdecydowanie jazzująca kompozycja. Po pierwszym przesłuchaniu tego wydawnictwa wydawało mi się, że nie pasuje ona do całości, jednakże po tym jak krążek ten kręcił się w moim odtwarzaczu kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt razy uważam, że wszystko jest na swoim miejscu. To po prostu utwór pokazujący nieco inne oblicze Alana Reeda, ale pasujące do całości materiału na płycie „First In A Field of One” Podkreślmy, że w utworze tym ponownie słyszymy delikatny wokal Christiny Booth.

Podsumowując, Alan Reed nagrał bardzo dobry album. Osobiście przypomina mi on swoim klimatem solowy debiut innego słynnego Szkota. Mam na myśli pamiętny album „Vigil In The Wilderness Of Mirrors” Fisha. Panuje na nim podobny entuzjazm, powiew wolności i swobody wypowiedzi artystycznej. Nawet niektóre utwory do pewnego stopnia są do siebie podobne, zarówno tematycznie, jak i muzycznie (najlepszy przykład: „The Bottom Of The Bottle” i „The Company”). Tak czy inaczej, Alan Reed prezentuje się na „First In A Field Of One” znakomicie, zarówno jako wokalista, jak i instrumentalista. Tak jak pisały o nim różne źródła związane z muzyką progresywną: Alan wie gdzie jest i dokąd zmierza, ma też pełne poczucie własnej tożsamości.

Na koniec zacytuję słowa mojego przyjaciela, z którym wspólnie wielokrotnie przesłuchałam płytę „First In A Field Of One”: Alanowi nie potrzeba grupy Pallas, aby znów brzmiał pięknie. Całkowicie się z nim zgadzam!

Na albumie „First In A Field Of One” Alan Reed, oprócz partii wokalnych, odpowiada za grę na gitarze elektrycznej, akustycznej i basowej, obsługuje również instrumenty klawiszowe i perkusyjne. Do współpracy zaprosił dodatkowo Mike’a Stobbiego (klawisze), znanego z Pendragonu Scotta Highama (perkusja), wspomnianych wcześniej Kalle Wallnera z RPWL i Jeffa Greena (gitary prowadzące), a w chórkach wspomaga go Christina Booth z Magenty.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!