W tym roku mija 45 lat od powstania grupy The Legendary Pink Dots. Impulsem był dźwięk syntezatora Korga dochodzący pewnej letniej nocy, a właściwie około 3 lub 4 nad ranem na Stonehenge Free Festival do namiotu, z którego wybiegli z rumieńcami na twarzach trzej młodzieńcy: Edward Ka-Spel, Phil Knight i April Iliffe (obecnie April White), by jak zaczarowani posłuchać pewnego grającego tria (dziś już nie pamiętają, kto ich wówczas muzyką tak olśnił). Zespół One Day, bo tak pierwotnie się nazwali, powstał parę tygodni później, a jesienią odbył się jego pierwszy koncert. Od początku charakteryzowały tę formację liczne przetasowania personalne, m.in. w 1984 roku odszedł Iliffe. Jej filarami niezmiennie byli Edward Ka-Spel (The Prophet Qa’Sepell, Qa-Sepell, D’Archangel, Che Banana) i do 2022 r. Phil Knight (The Silverman). Poważnym ciosem dla Kropek stała się śmierć współtworzącego je od 1989 r. Boba Pistoora (Father Pistorius) w 1992 roku.
W 1982 r. przyszedł czas na oficjalne wydawnictwo „Brighter Now” oraz… cztery kolejne. Zadziwiająca częstotliwość edytorska to cecha charakterystyczna dla niespokojnego twórczo angielsko-holenderskiego zespołu (w 1984 r. przeniósł się do Amsterdamu, gdzie Ka-Spel zakochał się bez pamięci). Obecni członkowie zespołu żyją w trzech krajach, na dwóch kontynentach. Niełatwo nakreślić dyskografię zespołu, który poza oficjalnymi płytami wydawał albumy koncertowe, ale też półoficjalne, EP-ki, single, kompilacje i Bóg wie co jeszcze wymyślał.
W Polsce Kropki stały się popularne w następnej dekadzie. Zespół wydał wówczas najpopularniejszy ze wszystkich do tamtej pory nagranych album „The Maria Dimension” (1991) jeszcze z udziałem Fathera Pistoriusa. Początkowo artyści czerpali przede wszystkim z królującego wówczas nurtu new wave, nie lękając się industrialnych inklinacji, sięgali chętnie do lat 60. i 70., konkretnie wczesnych Pink Floyd, Amon Düül II czy King Crimson, wraz z dalszymi dokonaniami czerpali obficie z najrozmaitszych źródeł od psychodelii, przez ambient, muzykę elektroniczną, progresywną, jazzową, tworząc eksperymentalny rock, eksplorując także gotyckie i postrockowe rejony. Wpływów i kierunków wymienić można byłoby jeszcze nieco, tymczasem nie to wydaje się najważniejsze, bo istotą jest po prostu The Legendary Pink Dots i ich leniwe, snujące się niczym mgły po betonowych ruinach, pustynnych kraterach albo poezjogennych wrzosowiskach, dźwięki prowadzone sennym i pochodzącym nieco z zaświatów głosem Edwarda Ka-Spela.
Owszem, nigdy nie była to muzyka łatwa w odbiorze, zawsze miała swój wyrazisty charakter, a takim onirycznym, lunatycznym, tchnącym nostalgiami utworom, jak wspomniana „Belladonna” z „The Maria Dimension” czy „Sterre” z „Hallway Of The Gods” (1997) albo „The Wedding” ze wspomnianej już także „Brighter Now”, doprawdy trudno się oprzeć.
Znajdziemy takie fragmenty także na najnowszej płycie zespołu. To chociażby kończący album „Everything Under the Moon”, albo wciąż i od początku jakby zamierający „Sleight Of Hand”. Dziś formację tworzą znakomicie, mimo dzielących ich odległości, skomunikowani: Edward Ka-Spel, Erik Drost, Randall Frazier i Joep Hendrikx oraz odpowiedzialny za dźwięk Raymond Steeg - współpracownik wielu doprawdy ważnych wykonawców od Hawkwind przez Porcupine Tree aż po Davida Gilmoura.
Najnowsze wydawnictwo Kropek, to dystopijna opowieść o świecie, w którym tożsamość została pochłonięta przez algorytm, gdzie niebo jest pustym pokojem ze świecącym ekranem i gdzie nie wiemy już, czy żyjemy, czy jesteśmy tylko odtwarzani (podobny temat zespół podejmował już w 1998 roku na „Nemesis Online”). W tytułowym, otwierającym płytę utworze padają gorzkie, wypowiedziane przez Ka-Spela słowa: “It is with my sincerest regret that I now consider you to be surplus to requirements… The door is over there”. Wygłasza je jednak nie osoba, ale… bezduszny system. Wszechmoc maszyny jest całkowita; ludzie zredukowani są do zaledwie fragmentów programu. Cały album niesie jednak poza strachem i niepokojem chwile pocieszenia i spokoju (np. wspomniany utwór „Sleight of Hand”). Wizje zagłady od zawsze ludzkość niepokoiły… Tutaj są wyjątkowo uwodzicielskie. Pocieszeniem jest też to, że nawet w tym pustym, przerażającym świecie, muzyka wciąż wybrzmiewa…
Co ciekawe, gotowy album czekał dwa miesiące na udostępnienie. Muzycy zdecydowali się pierwsze utwory opublikować 6 grudnia zeszłego roku, lecz oficjalna premiera całego albumu miała miejsce 17 stycznia 2025 roku.