„Wyobraźnia jest początkiem tworzenia. Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz, chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu tworzysz to, czego chcesz” (George Bernard Shaw).
Tak jest ze sztuką i z tymi, którzy ulegają czarowi muz pląsających wokół Apollina. Bo czym jest akt stworzenia, niezależnie czy dotyczy planet krążących wokół Słońca czy majestatycznej rzeźby, epickiego poematu czy symfonii? Jest projektem naznaczonym piętnem boskości. Realizacją celu zrodzonego przez umysł, serce i duszę…
Zejdźmy teraz na ziemię z miękkiej chmury abstrakcji i poznajmy sprawców tego zamieszania. Ghost Of The Machine tworzy sześciu Brytyjczyków: wokalista i flecista Charlie Bramald (Nova Cascade) i byli muzycy This Winter Machine: Graham Garbett (gitara), Mark Hogan (instrumenty klawiszowe), Stuart McAuley (bas, mellotron), Andy Milner (perkusja) i Scott Owens (gitara). Zespół powstał w Yorkshire w styczniu 2021 roku. Debiutancki album „Scissorgames” ukazał się 3 czerwca 2022r. i spotkał się z niezwykle ciepłym przyjęciem, zarówno w obrębie Wysp Brytyjskich, jak i poza ich granicami. Płyta zebrała mnóstwo pozytywnych recenzji i dostała się na szczyt w rankingach albumów Anno Domini 2022, między innymi uplasowała się na pierwszym miejscu wśród debiutów 2022 roku w Plebiscycie MLWZ.
Ten rok zaowocował kolejnym, równie wspaniałym krążkiem zespołu, zatytułowanym „Empires Must Fall”. Jest on kontynuacją poprzedniej płyty, kolejnym etapem niesamowitej podróży, która rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie kończy się „Scissorgames”. Opowiada o tym jeden z twórców tego albumu, Charlie Bramald: „Nasza pierwsza płyta kończy się, gdy tyrania Króla Lalek zostaje zatrzymana przez jego ostatnią ofiarę, która broni się nożyczkami. Chcemy więc zbadać konsekwencje tego ostatniego aktu w całym „Empires Must Fall” . Wiąże się to ze skłonieniem słuchaczy do zadawania sobie pytania „Jak wygląda prawdziwa sprawiedliwość? Czy zabójca Króla Lalek - nowo koronowana Cesarzowa Światła będzie życzliwym władcą? Czy stanie się coś, aby przerwać cykl przemocy i przymusu?”.
Zespół zaoferował jako kontynuację sześć porażających swoją siłą utworów. Tę kawalkadę mocy rozpoczyna „Keeper Of The Light”. Muzyczna karuzela kręci się szaleńczo, raz przyspiesza, raz zwalnia, by unieść słuchacza do apogeum indywidualnej interpretacji tematu. Gitary nakręcają tempo, rozpalają zmysły swym stalowym ostrzem, prowadzą do celu. Ostre, gitarowe riffy zdradzają esencję lirycznej części, zmysłowej i poetyckiej. Charlie Bramald jest mistrzem wokalu. Jego wyrazisty głos zespala muzykę z warstwą liryczną. Ten chłopak ma w sobie wolność, szaleństwo i młodość. Tak jak i pozostali muzycy, którzy tworzą potężną dźwiękową budowlę.
Kolejna kompozycja niesamowicie miesza w narracji. Stanowi przekaz nieśmiało ukryty pomiędzy fikcją a rzeczywistością. „The Days That Never Where” wspaniale łączy ze sobą dynamikę gitar i dyskretny spokój fortepianu i wokalu. To muzyczny przekładaniec ognistych riffów z liryczną elegancją.
„Panopticon” jest niczym Zwrotnik Raka dla żeglarzy, punkt kulminacyjny emocji i brama do nowego świata, korytarz przez który przechodzimy z przeszłości w przyszłość. Jest to znakomita wieloczęściowa kompozycja stanowiąca rdzeń całego albumu. Panopticon to miejsce, kraina, w której nikną złudzenia, kłamstwa zostają zmienione w pył i wygrywa prawda. Nie ma zwycięzców i przegranych, jest ból i poczucie wolności.
Instrumentalny wstęp „Real Eyes” wibruje barwami klawiszy i motywem gitary w delikatnych, etnicznych rytmach, zaś druga część „The Watchman” zaburza tę sielankową strukturę. Organy i szorstkie riffy zaczynają dominować. Do głosu dochodzi bas i perkusja, a wokal Charliego osiąga apogeum:
„Captivated by a chain of thought I’m surrounded by the eyes in the walls. Silent judgement echoes in the chamber, as I look at myself and i see a stranger. Confess until I fall apart fill the room with a piece of my heart. Reflecting on the sins of the farther, reaches of my mind as I dream in darkness...”.
Kolejna część, „Chrysalis”, jest pełne melancholii, filozoficznego natchnienia i rytmu, w którym wtopiony jest smutek. Gitara oscyluje pomiędzy prawdą i fikcją. Kalejdoskop zdarzeń układa sceny, barwi taśmę celuloidową, zatapia ją w wosku, tworzy nieśmiertelność. Poczwarka przeistacza się w motyla, o skrzydłach utkanych z fałszu.
Finałowy fragment zatytułowany „The Lie Of The Land” zamyka wszystko w kuli ognia. Fascynująca muzyka, szyfonowe mgły unoszące się nad szeptem i krzykiem, ponad głosem Charliego i jego deklamacją, śpiewem, zmysłowością. To chaos i porządek wszechrzeczy, to spokój i szaleństwo…
Kolejna kompozycja, „Fall Through Time”, delikatnie błyszczy. Pomiędzy wersami pojawiają się nuty, myśli, wersy oraz drobiny gwiezdnego pyłu. Wspaniałe sekwencje fortepianu sprzęgają się z gitarą. Rytm wnika w struktury wokalu, syntezatorowe partie wsiąkają miękko w tło, modelują całość, budują nastrój.
„The One” to utwór, który wraz z „Panopticom” promował nowy album. Ta wspaniała kompozycja jest esencją całości, ewoluuje szalonym blaskiem i kołysze. Melodia jest tym, co potrafi rzucić na kolana. Fantastyczny wokal nie wzbudza wątpliwości. Klawiszowe impresje Marka Hogana potęgują efekt, są niczym wiadomość wysłana do centrum wszechświata. Przeznaczenie, wina i miłość. To, co jest i będzie, zdarzy się lub utonie w ciemnościach…
„I can be the one you love. The one you love to blame, when nothing goes your way. I can be the one you love, the one you love to hate. I can be the one...”.
„After The War” jest zakończeniem, progresywnym podsumowaniem całości. Melodia zespala się z majestatyczną powagą. Zaprzestanie wojny, obraz pełen nadziei, ład i porządek spleciony z zaczarowanym płomieniem pokoju - to zapowiedź nowej rzeczywistości, lepszej, dystansującej nas od tego, co bolesne i smutne. Muzyka jest odpowiedzią na wszystko. Początkiem i końcem tej historii.
Gdyby ktoś mnie zapytał na czym polega magia tej płyty, trudno byłoby odpowiedzieć w kilku zdaniach. Jest ona niczym harpun zakotwiczony w sercu, ostrze penetrujące duszę, kryształ tkwiący głęboko, na granicy dwóch światów - fikcji i rzeczywistości, snu i jawy, radości i smutku…
Miłości… i tęsknoty...