Echolyn - TimeSilentRadio II & TimeSilentRadio VII

Rysiek Puciato

Wstęp (lekko historyczny)

A gdyby zacząć tę recenzję od takiego cytatu: „(…) Styl muzyczny Echolyn, progresywny w najprawdziwszym znaczeniu tego słowa, wymyka się jakiejkolwiek muzycznej kategoryzacji, a mimo to wszystkie ich albumy zyskały uznanie krytyków na całym świecie”? Czy to znaczy, że ich tegoroczny powrót po wielu, wielu latach muzycznej nieobecności także spotka się z uznaniem słuchaczy szeroko pojętego rocka progresywnego? Czy też może znaczy to tylko, że w kontekście historycznym, z naszego obecnego, teraźniejszego punktu widzenia tamte dawne albumy zawsze spotykały się z uznaniem, ale nie można tego powiedzieć z całą pewnością o tegorocznym? Zanim przejdziemy do tego, najpierw słów kilka o zapowiedzi, która podwyższyła ciśnienie muzyczne wielu fanom takich płyt, jak: „As The World”, „Mei”, czy „I Heard You Listening”.

Jakiś czas temu w jednym z wywiadów założyciel grupy Echolyn, Brett Kull, powiedział: „(…) „Jednym z powodów, dla których uważam, że nasz zespół odnosi tak duże sukcesy, jest to, że gramy dla przyjemności. Nie twierdzę, że tworzenie muzyki zawsze jest radosne, ponieważ jest to ciężka praca. (…) Ale kiedy się spotykamy, to dlatego, że chcemy się spotykać. Nie dlatego, że narzucają nam się terminy ani nic takiego. Lubimy spędzać razem czas i pisać muzykę. To świetna zabawa i chcę, żeby tak pozostało”. I można szczerze powiedzieć, że jest w tym wiele prawdy. Echolyn nie wydawał swoich albumów jakoś „systematycznie”. Po „szalonych latach” siedemdziesiątych i latach późniejszych, kiedy to Yes i Genesis odrodzili się (a właściwie zaistnieli na nowo) dla bardziej mainstreamowej publiczności, duże wytwórnie płytowe chętnie podpisywały kontrakty z artystami progresywnymi. Tak też stało się z Echolyn. Zespół podpisał kontrakt z wytwórnią Sony i nagrał dwie płyty: „Echolyn” i „Suffocating The Bloom” (z ponad dwudziestoośmiominutową suitą „A Suite for the Everyman”). Zagrał ponad 250 koncertów i w roku 1995 wydał (moim zdaniem) swój najlepszy album tego okresu – „As The World”.

Nie będzie chyba zbyt wielkim nadużyciem stwierdzenie, że Echolyn był w tamtym okresie jednym z tych progrockowych zespołów, które miały największą szansę na akceptację mainstreamowej publiczności. Oczywiście może to „zgorszyć” ortodoksyjnych fanów tego nurtu, ale przecież każdemu zespołowi zależy na dotarciu do jak najszerszego grona odbiorców, a jeśli wypuszcza się przy tym produkt wysokiej jakości muzycznej, to nie powinno być w tym nic złego. Niestety firma Sony odmówiła współpracy z zespołem przy organizacji tras koncertowych i pod koniec 1995 roku zakończyła się współpraca Echolyn z tą wytwórnią. Do tego doszły, jak to zwykle, konflikty wewnętrzne. „Potrzebowaliśmy przerwy od siebie, aby ponownie ocenić to, co robiliśmy” — mówił gitarzysta Brett Kull. Zespół podzielił się na dwie „frakcje”: klawiszowiec Chris Buzby został nauczycielem i poprowadził zespół jazz fusion Finneus Gauge, a Kull, perkusista Paul Ramsey i wokalista Ray Weston utworzyli trio o nazwie Still (później nazwane Always Almost) i wydali pod tym szyldem dwa albumy, zaś basista Tom Hyatt całkowicie odszedł od muzyki.

Jednak w 1999 roku Echolyn zjednoczyło się ponownie i w dobie coraz prężniej rozwijającego się internetu nagrało cztery albumy: „Cowboy Poem Free”, „Mei” (z udziałem wielu gości grających na takich instrumentach jak: marimba, flet, skrzypce, altówka, wibrafon, wiolonczela; płyta ta jest często określana jako „poemat symfoniczny”), „The End Is Beautiful” (najbardziej rockowy album zespołu) i, po kolejnej siedmioletniej przerwie, album „Echolyn” (z gościnnym udziałem kwartetu smyczkowego i saksofonu barytonowego, album nazywany przez fanów „windowpane album” [albumem za szybą – tłum. RP]). Do tego wszystkiego należy dodać płytę „I Hear You Listening” z roku 2015 z dziewięcioma muzycznymi historyjkami opowiadającymi o życiu i jego sensie.

Jeżeli uważnie spojrzy się na to wszystko, to historia i dokonania płytowe zespołu wyglądają nieco jak przysłowiowy szwajcarski ser. Coś się dzieje, przychodzi mniejsza lub większa czasowa dziura, znowu coś się dzieje i… znowu cisza. Może to konsekwencja „muzycznej polityki” zespołu – nagrywamy, kiedy mamy coś do nagrania. Potwierdzeniem takiej tezy może być kolejna wypowiedź Bretta Kulla: „(…) Jesteśmy jednym z tych zespołów, które coś robią, jeśli są zainspirowane – to wtedy szukamy kreatywności, która uzasadnia nagranie”.

Ale gdy niedawno na bandcampie zespołu ukazała się informacja o nowym…, a właściwie o dwóch nowych wydawnictwach, nie tylko planowanych, ale nagranych przez zespół i, właściwie, gotowych do publikacji, myślę, że wielu słuchaczy szeroko otworzyło oczy ciesząc się z tej niespodzianki. „(…) W 1994 roku Epic Records zachęciło zespół do nagrania albumu, o jakim marzyli, pod warunkiem jednak, że nagrają dwie piosenki dla radia. Echolyn pisało tak, jak zawsze, bez większego zainteresowania komercyjnego. Pisaliśmy muzykę tak, jak robią to artyści. Pisaliśmy, aby wyrazić siebie, to, co czuliśmy w danej chwili i jak usłyszeliśmy to w swoim zbiorowym umyśle. Trzydzieści lat później autentyczność Echolyn pozostaje niezmienna. Od tego czasu napisaliśmy mnóstwo muzyki, a brzmienie [zespołu – przyp. RP] pozostaje prawdziwe. Teraz, w 2025 roku, Echolyn ponownie prezentuje dźwięk i kunszt. To, co słyszę dzisiaj, jest tym, co słyszałem wtedy i przez 35 lat istnienia zespołu: słyszę szczerość” – napisał lider formacji.

Po tym, być może, przydługim wstępie mającym swoje uzasadnienie w tym, że powrót po latach zespołu Echolyn nie z jednym, ale z dwoma albumami można by porównać (oczywiście proszę darować mi być zbytni entuzjazm) do zapowiedzi nagrania przez formacje typu The Beatles, Talking Heads i innych tuzów muzyki rockowo-rozrywkowej nowego albumu, przejdźmy do opisu tych dwóch, wspomnianych już, nowych wydawnictw.

 

Echolyn - TimeSilentRadio II

To bardzo „krótki” album. Tracklista zawiera tylko dwa utwory: „Time Has No Place” i „Water In Our Hands”. Tyle, że czas trwania pierwszego z nich to ponad szesnaście minut, a drugiego prawie… dwadzieścia dziewięć.

W historii zespołu nie są to jakieś wyjątki. Już na płycie „Suffocating The Bloom” (1992) Echolyn umieścił ponad dwudziestoośmiominutowy utwór „A Suite For The Everyman”. W roku 1995 na płycie „As The World” jest dwudziestominutowa suita pt. „Letters”. Płyta „Mei” z roku 2002 to w całości prawie pięćdziesięciminutowa suita. Wreszcie na płycie „Echolyn” (2012) można znaleźć utwór „Island”, który trwa ponad szesnaście minut. Nie jest więc jakimś szczególnym zaskoczeniem, że i na najnowszej produkcji zespół serwuje mocno rozbudowane czasowo kompozycje.

W jednym z wywiadów, który ukazał się przed zapowiedzią powrotu płytowego Kull powiedział tak: „(…) „Mój ulubiony zespół z lat 70. to Led Zeppelin. Uwielbiam ich energię. Lubię też albumy takie, jak „The Who’s Live At Leeds”. Zawsze, kiedy idę na koncert, ta energia pojawia się w mojej głowie. Naprawdę nie myślimy o zespole Yes. Przestałem słuchać jego muzki, kiedy miałem prawdopodobnie 17 lat, chociaż wiele osób mówi, że słychać go w naszej muzyce – co prawdopodobnie jest prawdą i uważam, że to naprawdę fajny komplement”. Ta nowa płyta nie jest bowiem inspirowana progresywnym graniem z lat siedemdziesiątych. Sam lider wspomina o takich zespołach, jak: Elbow, Radiohead, Loco. „(…) „Tego typu zespoły mają na nas duży wpływ ze względu na to, że są dobre w pisaniu piosenek, melodii i rytmie” – dodaje.

Pewną wskazówką tłumaczącą dlaczego na płycie znajdują się tylko dwa utwory jest kolejna wypowiedź Kulla. Wypowiedź ta w dodatku wyjaśnia do pewnego stopnia dlaczego zespół zdecydował się na równoległe wydanie dwóch albumów. „(…) „To nawiązanie do przeszłości (…), bo zapominamy, jak to było tworzyć muzykę w oparciu o ograniczenia winylowej płyty. Mam na myśli ograniczenie czasowe. Pomyślałem o niektórych moich ulubionych podwójnych albumach, takich jak „Physical Graffiti” - strona trzecia jest idealnie rozplanowana. Zaczyna się pięknie i przypływa i odpływa; ale są też ograniczenia czasowe. Trzeba pamietać o tym, jak Zeppelin to skomponował i wspaniale rozgryzł”. Czy oznacza to, że w niedalekiej przyszłości, to znaczy 7 marca tego roku, doczekamy się dwóch wydawnictw CD i podwójnego albumu winylowego? Czy to znaczy, że w marcu dostaniemy do rąk dwupłytowe wydawnictwo?... Tego nie wiem, ale jeszcze trochę czekania przed nami.

A sama płyta? To, co charakteryzuje obydwie kompozycje i co słychać już przy pierwszym przesłuchaniu, to łagodność brzmienia. Na tej płycie Echolyn nie idzie, można by rzec, z duchem czasu. Nie ma tu, jakże ostatnio często słyszanych, gitarowo-klawiszowych „popisów”. Nie ma praktycznie żadnych „ostrych” dźwięków. Nie słychać muzycznych dysonansów, a całość po prostu płynie swoim, bardzo muzycznie zrównoważonym, rytmem. Ostatnie lata w muzyce progresywnej przyzwyczaiły nas, że w przypadku utworów dłuższych częste zmiany aranżacyjne jednocześnie są związane ze zmianą sposobu gry… pojawiają się sola w różnych stopniu ciągnące w kierunku mocniejszego, metalowego brzmienia. Syntezatory i inne klawisze wydobywają ostrzejsze dźwięki, a sami twórcy (czasami) starają się pokazać swoją maestrię bardzo karkołomnymi improwizacjami. Tutaj tego nie ma. Na tej płycie mamy snujące się w lekko rockowym rytmie niespieszne opowieści. Jeżeli pojawiają się nieco ostrzejsze momenty (a takie są), to nawet one wkomponowują się w jednostajną (proszę nie utożsamiać tego z nudną) stylistykę przekazu.

Ta płyta w żadnym momencie nie jest nudna. Płynie z niej jakaś dojrzałość, jakiś spokój. Myślę, że usprawiedliwionym określeniem będzie stwierdzenie, że mamy tu do czynienia z niespotykaną już kulturą tworzenia utworów muzycznych. Obydwie kompozycje są, jako całości, bardzo spójne. Kolejne dźwięki są konsekwencją poprzednich, nie ich wypadkową powstałą, by nie zburzyć harmonii aranżacyjnej, ale logiczną konsekwencją treściowo-muzyczną.

I jest z tym tylko jeden kłopot. Trzeba znaleźć godzinę wolnego czasu. by po prostu zasiąść wygodnie i posłuchać albumu w całości. Nie ma innej drogi. Tylko w ten sposób wkroczy się w świat przedstawiony i zagrany przez Echolyn. Proszę tylko nie próbować iść „na skróty”. To się nie uda. Po ewentualne „skróty” można ewentualnie sięgnąć do drugiego albumu – „TimeSilentRadio VII”.

 

Echolyn - TimeSilentRadio VII

Można spróbować posłuchać tego albumu „na wyrywki” bowiem zawiera, jak sugeruje sam tytuł, siedem piosenek. Co więcej, można uznać te płytę za „radiową”. Każda z kompozycji to zrównoważona rockowa piosenka z bardzo melodyjnymi aranżacjami. Już pierwszy utwór, „Radio Waves”, rozpoczyna się bardzo „radiowo”, od odgłosów grającego w oddali odbiornika radiowego. A później… a później jest tylko bardziej piosenkowo, wokalnie, jakby nieco podobnie do aranżacji zespołu ELO. Choć muszę przyznać, że najbliższym skojarzeniem, jakie przyszło mi na myśl, była wcale nie progresywna, a rockowo-fokowa „supergrupa” The Travelling Wilburys z Dylanem, Orbisonem, Tomem Petty i Jeffem Lynnem w składzie.

„Silent Years” odchodzi nieco od piosenkowej maniery w kierunku bardziej progresywnym. Pojawiają się „znajome” klawisze i nieco symfonizująca aranżacja. W dalszym ciągu całość jest muzycznie spójna i nawet nieco ostrzejsze solo gitary w końcowej części wpasowuje się w tak ukształtowany muzyczny kontekst.

Nieco nieoczywisty tytuł ma trzeci utwór – „Cul-De Sacs and Tunnels”. Dosłowne tłumaczenie jest dość niezrozumiałe: „Ślepe uliczki i tunele”. Lecz proszę wyobrazić sobie osiedle gdzieś w okolicy, w której mieszkacie. I tą plątaninę wąskich, krótkich uliczek, często jednokierunkowych. Kończących się ślepym zaułkiem. Ta piosenka to ubrana w niemal bezpretensjonalną balladę metafora dróg ludzkiego życia. Po raz pierwszy pojawia się tu także ostrzejszy wokal i aranżacja.

Nawiązania do lat siedemdziesiątych, jak wspominał w przytoczonym wyżej wywiadzie lider zespołu, są przypadkowe, ale tu i ówdzie się pojawiają. Hardrockowo rozpoczyna się kompozycja „Boulders On Hills”. Może nie zeppelinowsko, ale na pewno zdecydowanie mocniej, rozbrzmiewają kolejne dźwięki tego siedmiominutowego utworu. I tylko solo gitary w czwartej minucie osładza nieco ten mocniejszy ton, a rozklekotany fortepian kończący piosenkę dodaje jej nieco bluesowo-barowej barwy.

Motyw rozklekotanej gitary pojawia się na początku utworu „Our Brilliant Next”, by po kilku sekundach przeobrazić się w zadziorną kompozycję z przewodnią linią fortepianową. Treściowo nie jest to „przyjemna” piosenka, lecz pełne pretensji i strachu opowiadanie o tym, co nas czeka. Jakie będzie to ”genialne później”. I jeżeli poprzedni utwór kończy rozklekotany fortepian, tak tutaj rozbrzmiewają nieco marzycielskie dźwięki syntezatorów.

Po rockowym początku „On We Blur” (to przedostatni utwór na płycie) brzmi nieco alternatywnie: surowy fortepian, gitara grająca ostrzejsze solówki, już nie taki spokojny wokal. To najbardziej rockowa kompozycja i… bardzo radiowy utwór.

„Tiny Star” – to rzeczywiście taka „mała gwiazdka” na zakończenie albumu. Jest taka grupa utworów, które potrafią jakoś się samozapętlić i grać w nieskończoność. To właśnie jeden z nich i radzę szybko dodać go do swoich playlist, bestofów itp. Delikatnie kołyszący, melodyjny, z dodatkiem chórków, narracyjnej gitary i tworzących tło syntezatorów zapada w ucho. Przez osiem minut pochłania całą naszą muzyczną uwagę.

 

Zakończenie (jak to zakończenie)

Nie do końca wiem jak podsumować te dwa wydawnictwa. Najłatwiej można by powiedzieć, że płyta pierwsza to dwie doskonale brzmiące suity, a druga to szereg dobrze brzmiących piosenek. Może posłużę się informacją, która pojawiła się wraz z zapowiedzią wydawniczego powrotu zespołu Echolyn: „(…) Ponad dziewięćdziesiąt minut zupełnie nowej muzyki na dwóch albumach napisanych, zaaranżowanych, nagranych, zmiksowanych i zmasterowanych w latach 2018–2024. Albumy są medytacjami nad czasem i związanymi z nim prądami zmian”. Sześć lat tworzenia, prób, nagrań, z pewnością wielu zmian, przeróbek… a jednak oba wydawnictwa zachowują aranżacyjną, muzyczną dyscyplinę. Nie są jednolite, ale są jednorodne. Zachowując swą różnorodność kompozycyjną jednocześnie trzymają się swoistego szablonu, który sprawia, że otrzymaliśmy (a w formie fizycznej dopiero otrzymamy) niezwykle spójne albumy. Nowy Echolyn ma określony muzyczny profil – muzykę zaaranżowaną do ostatniego dźwięku, swój własny styl wykonawczy nie oglądający się na panujące trendy w muzyce okołoprogresywnej i szereg wspaniałych muzycznych pomysłów. Warto dodać, że płytę zmiksował i dokonał masteringu Glenn Rosenstein, który był także producentem płyty „As The World”.

Pierwszą płytę zespół Echolyn nagrał w roku 1993 („And Every Blossom”) w następującym składzie: Christopher Buzby (klawisze), Tom Hyatt (bas), Brett Kull (gitary, wokal), Paul Ramsey (perkusja) i Ray Weston (wokal). Było to trzydzieści dwa lata temu. Tegoroczne płyty zespół nagrał w takim oto zestawieniu: Brett Kull (gitary, wokal), Ray Weston (bas, wokal), Chris Buzby (klawisze) i Jordan Perlson (perkusja). Ten ostatni po raz pierwszy pojawił się na płycie „Cowboy Poems Free” z 2000 roku. Jak więc widać, trzon zespołu na przestrzeni trzydziestu lat pozostaje ten sam. Może właśnie to sprawia, że Echolyn ciągle podąża swoją własną drogą? Chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.

Fizycznie oba krążki ukażą się 7 marca tego roku dokładnie w trzydziestą rocznicę wydania płyty „As The World” z roku 1995. Osobiście mam nadzieję, że idea albumu dwupłytowego, przynajmniej w wersji winylowej, znajdzie swój szczęśliwy finał.

A koncerty? Po raz ostatni Echolyn wystąpił na żywo w 2005 roku. Na dzisiaj nie ma żadnych planów koncertowych. „Cały czas jesteśmy zapraszani” — mówi Kull - „Dopiero co zaproponowano nam koncert jesienią w Rzymie na festiwalu, ale będziemy musieli odrzucić ofertę, ponieważ nie znajdziemy na to czasu, a wiemy, że powrót do takiego poziomu gry wymaga mnóstwa pracy. Nie chcę wychodzić na scenę i być do bani!”. Pozostaje nam zatem tylko mocna wiara, że może to się zmieni. I może gdzieś w przysłowiowej okolicy jednak zagrają?...

MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok