Mostly Autumn - Seawater

Maciej Niemczak

Już 26 lat grupa Mostly Autumn czaruje nas swoją cudowną muzyką. Ma na koncie 15 albumów studyjnych, 26 wydawnictw koncertowych i na dokładkę 4 kompilacje. Grupa ma swoje wierne grono fanów również na łamach MLWZ, gdzie spora część z tych albumów została zrecenzowana.

Ten piętnasty ukazał się 28 lutego i nosi tytuł ''Seawater''. Nagrał go ten sam skład, który stworzył świetny album ''Graveyard Star'', czyli: Bryan Josh (gitara i śpiew), Olivia Sparnenn (wokal), Iain Jennings (keyboards), Chris Johnson (gitara), Andy Smith (bas), Angela Gordon (flet, instrumenty klawiszowe) oraz Henry Rogers (perkusja). Gościnnie w dwóch utworach słyszymy także Troya Donockleya. Najnowsze dzieło Mostly Autumn potwierdza wysoką pozycję zespołu jako jednego z najważniejszych twórców na współczesnej scenie rocka progresywnego. Wraz z nowym albumem brytyjski zespół oferuje nam kolekcję bogatych aranżacji, pełnych cudownych niuansów, które świadczą o ich artystycznej ewolucji oraz dowodzą, że jednocześnie pozostaje on wierny swoim korzeniom.

Już od pierwszych nut rozpoznajemy charakterystyczną tożsamość dźwiękową grupy: urzekające melodie niesione niezwykłym głosem Olivii Sparnenn-Josh, złożone, ale przystępne aranżacje i tę wyjątkową zdolność do tworzenia atmosfery, która przywołuje na myśl raz mgliste wrzosowiska Yorkshire, a czasem kosmiczne krajobrazy. Album wyróżnia się spójnością tematyczną i różnorodnością muzyczną. W kompozycjach przeplatają się medytacyjne pasaże i eksplozje energii z imponującą maestrią techniczną. Bryan Josh, gitarzysta i główny kompozytor, po raz kolejny demonstruje swój talent do tworzenia niezapomnianych solówek i chwytliwych riffów, pozostawiając jednocześnie przestrzeń dla każdego z muzyków na wyrażenie siebie. Teksty, introspektywne i poetyckie, poruszają uniwersalne tematy, takie jak upływ czasu, związek z naturą i poszukiwanie sensu w ciągle zmieniającym się świecie. Ta liryczna głębia w połączeniu z bogactwem aranżacji zachęca do wielokrotnego słuchania, aby uchwycić te wszystkie subtelności. To, co również rzuca się w oczy w tym albumie, to idealna równowaga między tradycją, a innowacją. Odnajdujemy tu wpływy folku i klasycznego rocka, które ukształtowały tożsamość zespołu, ale także pragnienie odkrywania nowych terytoriów dźwiękowych, zwłaszcza poprzez finezyjne wykorzystanie instrumentów klawiszowych i sekcji orkiestrowych.

Album składa się z 10 utworów, które trwają łącznie 76 minut i 33 sekundy. Otwierający ''Let's Take a Walk'' zaczyna się kojącym śpiewem ptaków. Następne dwie minuty to wprowadzenie do eksplozji wszystkich instrumentów, a finał wieńczy pierwsza solówka Bryana. Znakomity, rytmiczny początek. Wydany na singlu utwór ''Why Do We Remember All the Rain'' to popis wokalny Olivii. Bardzo chwytliwy, mógłby śmiało aspirować do czołowych miejsc na różnego rodzaju listach przebojów. Początek to typowy celtycki folk, który pomału ustępuje miejsca symfonicznemu rockowi, a to głównie za sprawą niesamowitych klawiszy Iaina. W połowie utworu słychać już drugą niesamowitą solówkę Josha, a zakończenie to znów celtyckie brzmienie. ''Be Something'' można chyba określić mianem ballady. Na pierwszy plan wysuwa się brzmienie gitary akustycznej, która świetnie pasuje do nieco chropowatego głosu Bryana. W refrenach dołącza do niego żona, co tworzy cudowny kontrast dla głównego wokalu. No i pod koniec pojawia się kolejna, tym razem krótka, świetna solówka. ''When We Ran'' doskonale oddaje charakter tego wydawnictwa. Pierwsze dwie minuty są bardzo spokojne, następnie słyszymy syntezatory a'la J.M. Jarre, aż włącza się kapitalna sekcja rytmiczna, która prowadzi nas do kolejnej wspanialej solówki. Przez cały utwór emanuje niezwykłe ciepło, które rodzi się ze śpiewu państwa Joshów. Druga solówka utrzymana jest w klimacie Mike'a Oldfielda. ''If Only For a Day'' to przepiękna ballada z niesamowitym śpiewem Olivii i świetnymi metalowymi riffami w tle. Słuchając tego utworu czułem, jak ciarki przeszywały moje ciało. To kompozycja do zapamiętania na wiele lat i jedna z moich ulubionych w ogóle. Równie balladowy jest ''When Nations Collide'', tyle że więcej tu folku niż metalu. Delikatne klawisze w tle wspomagane niezwykle urokliwymi strunami gitary akustycznej i słyszalnym od czasu do czasu fletem stanowią znakomitą przystawkę dla wspaniałego głosu wokalistki. ''My Home'' to bardzo chwytliwa i ciepła kompozycja, która również może śmiało znaleźć się na listach przebojów. ''Mars'' to jeszcze jedna piękna ballada. Pierwsza połowa to stary dobry Pink Floyd, a druga (wraz z dołączeniem głosu Olivii) przypomina mi After Forever z Floor Jansen na wokalu i Markiem Jansenem na gitarze. Wspaniały utwór, podobnie zresztą jak ''Future Is a Child'', który jest mieszanką delikatnych tonów i niezwykle ekspresyjnych nut. Olivia znów trochę brzmi (i nie jest to zarzut) jak Floor, z kolei Bryan odrobinę przypomina Tima Bownessa. To zresztą kompozycja chyba trochę w stylu tego drugiego, choć w żadnym przypadku nie może być mowy o kopiowaniu kogokolwiek. I przechodzimy do ostatniego utworu na płycie, którym jest epicki, tytułowy ''Seawater''. Podziwiam twórców, którzy nagrywają tak długie melodie, a jednocześnie nie powodują znużenia odbiorcy przy słuchaniu ponad 19 minut muzyki. Początek jest bardzo spokojny, wprowadzający wręcz w błogostan. Tempo stopniowo narasta, w tle górują strzeliste instrumenty klawiszowe, a prym wiedzie niesamowita sekcja rytmiczna. Do tej pory nie wspomniałem ani razu o basiście i perkusiście. Panowie Andy Smith i Henry Rogers na całej płycie znakomicie wykonali swoją pracę i wspaniale uzupełnili trójkę liderów. Swoje oczywiście dołożyła również Angela Gordon na flecie.

Czym bliżej końca płyty, tym robi się bardziej symfonicznie, czuć wręcz majestatyczność tego albumu, szczególnie w finałowej kompozycji. Po ostatniej solówce następuje nagła cisza, z której wyłania się świergot ptaków (jak na początku płyty), brzęczenie owadów i pojedyncze uderzenia w klawisze fortepianu. Znakomity finał znakomitej płyty.

Album ''Seawater'' to nowy klejnot dodany do naszyjnika z kamieni szlachetnych zespołu, który ma wszystko, czego potrzeba, aby rozpalić tłumy. Mostly Autumn udowadnia swoją nową płytą, że pozostaje ważną siłą twórczą we współczesnym rocku progresywnym, potrafiącą poruszyć zarówno znawcow gatunku, jak i nowicjuszy. “Seawater” to ambitne i wzruszające dzieło, które w pełni zasługuje na uwagę wszystkich miłośników pięknej muzyki.

MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok