Właściwie wszystko zaczęło się, w moim wypadku, od jednej piosenki, a dokładniej od jednego videoclipu. Nie chcę okłamywać Państwa, że znalazłem ją po długich poszukiwaniach. Ot, po prostu gdzieś się pojawiła, niespodziewanie i… zachwyciła.
„Volo Verso Te” („Lecę do ciebie”) – bo taki tytuł nosi ta kompozycja, to, jak pisze sam zespół, „(…) muzyczna podróż pełna głębokich niuansów, w której wpływy rocka progresywnego mieszają się z kinową harmonią, tworząc zawieszoną, intymną i otulającą atmosferę. Piosenka wymyka się sztywnym schematom tradycyjnej włoskiej pieśni, wykraczając poza konwencjonalne granice zwrotki i refrenu, aby otworzyć się na swobodną i stale rozwijającą się opowieść dźwiękową”. To zarazem pierwszy singiel z debiutanckiej płyty zespołu Flussi Inversi pt. „Terra e anima” („Ziemia i dusza”). Zacytowany wyżej opis doskonale oddaje nastrój tej zaczynającej się od nieco surowych dźwięków fortepianu kompozycji. Fortepian i dołączające do niego w kolejnych minutach instrumenty balansują na granicy cichości i intymności oraz wzrastającej mocy i jazzowo-rockowej improwizacji. Delikatny wokal wyśpiewujący niemal hymn poświęcony minionej miłości – „(…) Lecę w twoją stronę / Niebo jest czyste i nieruchome / Teraz nie mam już żadnych wątpliwości / Życie jest obok mnie / W moich rękach splecionych z Tobą” - co raz jest przełamywany mocniejszymi dźwiękami sekcji rytmicznej. I tak z jednej strony otrzymujemy delikatną, ściszoną balladę, a z drugiej utwór podążający drogą lekko jazzowej improwizacji połączonej z progresywną grą sekcji rytmicznej.
Gitara akustyczna, wtrącająca się w linię melodyczną gitara elektryczna i… automat perkusyjny wyznaczają charakter drugiej kompozycji z płyty – „Ho camminato” („Odszedłem”). Ta piosenka to trzyminutowa opowieść o zagubieniu, chęci wykrzyczenia wszystkich lęków, niepokojów i uczuć. To zgrabnie zagrana popowa kompozycja zachowująca styl piosenek włoskich. Na uwagę zasługuje ciekawa gitara elektryczna.
„Parlo piano” („Mówię cicho”) przełamuje tę dotychczasową progresywno-popową atmosferę. Po pierwsze, miejsce Flavio Paternesiego (wokalisty zespołu) zajmuje ukrywająca się pod pseudonimem scenicznym wokalistka Cloud. Po drugie, efektem tego zastępstwa jest bardzo jazzująca piosenka przenosząca słuchacza do niewielkiego klubu jazzowego gdzieś późnym wieczorem, w którym zostało już niewielu gości.
Już od pierwszego przesłuchania utwór „Notti Immense” („Długie noce”) był moim faworytem. To mała miniatura muzyczna, w trakcie trwania której słychać ogromne instrumentalne i aranżacyjne możliwości zespołu. Od fortepianowego początku, przez gitarę, rockowo-folkowy środek (tak od mniej więcej drugiej minuty), ciekawe gitarowe solo aż do końcowego fortepianowego wyciszenia.
Śpiew Cloud w utworze „Tienimi con te” („Piję herbatę za herbatą”) powoduje, że mamy do czynienia ze zderzeniem dwóch porządków emocjonalnych: niezwykle delikatnej linii muzycznej, która unosi swoją lekkością i intymnym brzmieniem oraz głosu kobiety, który od delikatnych zwierzeń przechodzi do pełnego wyrzutu żądania: „(…) Opowiedz mi o sobie (Każdego marzenia w tobie) / Opowiedz mi o sobie (o każdym śnie w Tobie)”. Podobnie jest z muzyką, ta balansuje od lekkości przez mocniejsze akordy w środkowej części utworu połączone z lekko jazzową grą fortepianu aż do końcowego wycieszenia, którego ozdobą są brzmiące jak skrzypce solo syntezatorów.
Podobny charakter ma kolejna kompozycja – „Parlami di te” („Opowiedz mi o sobie”). Jednakże odważniejsza aranżacja i bardziej rockowe brzmienie sprawiają, że może zespół powinien potraktować tę kompozycję jako drugi singiel z płyty.
„(…) I wyjaśnię ci co czuję / Jakby to był prezent / Który pozostawiłem w ukryciu” – tak zaczyna się ballada „Dimentico” („Zapominam”). Kołysząca, z ambientowym posmakiem, pełnym emocji wokalem i popowo-rockową aranżacją.
„Amo il vento” („Kocham wiatr”) – to drugi utwór z moich faworytów. Nie chciałbym sugerować nic zespołowi, ale to ten kierunek powinien dominować na kolejnej ich płycie. To niezwykle zgrabne połączenie wody z ogniem. Zabarwionej na prog metal gitary i lirycznej linii wokalnej. Noc z dniem, smutek z radością… muzyczne kontrasty odwołujące się do zbuntowanej natury ludzkiej. Ponadto to bardzo radiowy utwór.
„Onde” („Gdzie”) – podąża w tę sama stronę, co wcześniejszy utwór „Ho camminato”. To krótka i ładna ballada.
Dzięki ciekawemu zastosowaniu syntezatorów utwór „Riparto da qui” („Zacznę stąd”) ciekawie odróżnia się od poprzednich ballad. Włączenie gitary i pomieszanie jej z syntezatorami sprawia, że to najlepszy balladowo-popowy utwór na płycie.
Album kończy kompozycja „Terra e anima” („Ziemia i dusza”). Po raz kolejny mamy tu głos Cloud. Po początkowych nastrojowych, nieco jesiennych dźwiękach dostajemy mocny rockowy utwór o progresywnym brzmieniu, który bardzo adekwatnie oddaje nastrój całości – „(…) Dusza i serce / Kraina nieskończonej miłości / Sen w słońcu / Nieskończony blask / W każdym odcieniu koloru”.
Dobrze się stało, że ta płyta powstała. Choć od razu ciśnie się na usta uwaga, że panowie Orazio Saracino (kompozytor, pianista), Alex Grasso (producent) i Flavio Paternesi (autor tekstów i wokalista) muszą usiąść i zastanowić się nad bardzo ważnym pytaniem: czy Flussi Inversi to „projekt” czy „zespół”? Czy następny album będzie szedł tą samą drogą, czy też z zaprezentowanych ścieżek zostanie wybrana jakaś jedna? „Terra e anima” jest albumem doskonale zrealizowanym, ale czy uda się ten tygiel stylów muzycznych wzbogacić i urozmaicić na następnych produkcjach? Tego nie jestem właśnie pewien. Ciekawi goście zawsze są mile widziani, ale w odpowiedniej proporcji, chyba że zostaną włączeni do zespołu.
Przy okazji trzeba wspomnieć, że do końcowego efektu przyczynili się także zaproszeni muzycy: wspomniana wokalistka Cloud, wiolonczelista Giovanni Astorino i perkusista Mimmo Campanale (współpracujący m.in. z Pathem Metheny czy Alem Jarreau).
Od strony muzycznej jest to bardzo zróżnicowany album. Na swój użytek stosuję tutaj określenie ”album nieoczywisty”. Ładne, płynące melodie, delikatne wokale i mocniejsze akcenty pojawiają się wtedy, gdy są potrzebne. Choć muszę przyznać, że ciężko będzie muzykom nagrać kolejny album, o ile się na niego zdecydują. Pogodzenie ognia z wodą, szarości z blaskiem, kołysania z tupaniem, mocy z cichością, jest bardzo trudne. Ale przecież muzyków i stworzone przez nich albumy za to właśnie cenimy. Łatwo jest pisać o czymś, trudniej to stworzyć, ale wierzę, że już niedługo ponownie usłyszymy o jakiejś nowości od zespołu Flussi Inversi.