Djabe & Steve Hackett - Freya: Arctic Jam

Jacek Kurek

Współpraca powstałego przed trzydziestu laty węgierskiego zespołu Djabe ze Steve’em Hackettem trwa. I jest to wiadomość wspaniała. Od końca lutego 2025 r. miłośnicy talentu tych artystów cieszyć się mogą poruszającą muzyką z ich kolejnego albumu „Freya: Arctic Jam” nagranego w roku poprzednim. Wcześniej powstało niemało wspólnych płyt Djabe i fenomenalnego gitarzysty Genesis, w tym te inspirowane aurą zupełnie innej części Europy – skalistą i pachnącą mirtem Sardynią…

Tymczasem jest w Norwegii za kołem podbiegunowym miasto rozmiłowanych w sztuce mieszkańców. Nazywa się Bodø. To Europejska Stolica Kultury w roku 2024. Słynie m.in. z muzycznego wydarzenia o randze doprawdy znaczącej – to Bodø Jazz Open Festival, który odwiedzają największe gwiazdy nie tylko jazzu, ale i rocka oraz najrozmaitszych pogranicznych muzycznych krain. Steve Hackett zaprosił zespół Djabe do wspólnego tam występu w styczniu 2024 roku. Potem zdarzyły się kolejne koncepty i ostatecznie powstała przestrzeń dla ukazania się płyty „Freya: Arctic Jam”.

Jest ona owocem nie tylko studyjnych nagrań (głównie przygotowań z myślą o norweskim koncercie), ale przede wszystkim doświadczeń urody północnej przyrody i nieokiełznanego piękna norweskich krajobrazów oraz… spotkania. Tak, przede wszystkim spotkania. Zespół podróżował po Skandynawii, odkrywając jej wspaniałe tajemnice, odwiedził np. restaurację z epoki kamienia łupanego, a echa tej wizyty słyszymy w trzecim na płycie utworze „Stone Age Tea”. Materiału nagranego w Norwegii było nieco za mało na album, więc po powrocie na Węgry Tamás Barabás (bas, gitara) spotkał się z perkusistą Péterem Kaszásem, by To i Owo dograć (To i Owo napiszmy tu koniecznie dużymi literami, nie myląc z tytułem pewnego tygodnika). Potem wystarczyło przedstawić Steve’owi Hackettowi muzykę, by dodał do niej to jeszcze, co jest tylko jemu wiadome i przez niego wyczarowane. Dodajmy, że ów wybitny ‘malarz gitary’, gra tu także na harmonijce ustnej. Składu dopełniają Attila Égerházi (gitara, wokal, perkusja), Áron Koós-Hutás (flugelhorn, trąbka) oraz Zoltán Bubenyák (instrumenty klawiszowe)

Powstała płyta kojąca, wypełniona obrazami niezmąconego piękna północnych rubieży Europy, oczarowania i delikatności o wysublimowanych jazzowych inklinacjach, pełna światła i dobrych myśli. W każdym utworze słyszalne jest niezrównane porozumienie między muzykami, którzy zdają się wspólnie jammować. Gdy jeden wysuwa się w improwizacji do przodu, inni z szacunkiem i przyjaźnią usuwają się w cień. A potem role się odwracają. Momentami album może bardziej się kojarzyć z estetyką Pata Metheny’ego czy Ala di Meoli („Whispers of The Woods”) niż Steve’a Hacketta, ale pozostawmy skojarzenia osobistym doświadczeniom. Są wszak i tacy, którzy słyszą tu afrykański i węgierski folk, ambient, tony medytacyjne i oczywiście progresywne. Najważniejsze są natomiast uroda i autentyczność, inspiracja bezcenną przyrodą, porozumienie i, raz jeszcze to powiedzmy, spotkanie...

 

MLWZ album na 15-lecie The Flower Kings oraz Neal Morse & The Resonance na jednym koncercie w Polsce Ino-Rock Festival 2025: niezapomniane muzyczne przeżycie w Inowrocławiu Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Arena w Polsce: bilety już w sprzedaży Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku