Minął rok i po zeszłorocznej premierze ciepło przyjętego albumu „Pomeranian Wind” duet kompozytorsko – wykonawczy Przemysław Rudź & Artur Wolski przedstawia swój nowy album zatytułowany „Enhanted Lighthouse”. To niecodzienne muzyczne dzieło złożone z sześciu instrumentalnych tematów dla słuchaczy kochających instrumentalną muzykę elektroniczną z pewnością stanie się sporym muzycznym wydarzeniem.
Przypomnijmy w największym skrócie: grający na syntezatorach Przemysław Rudź to kompozytor i wykonawca progresywnej muzyki elektronicznej, Artur Wolski to gitarzysta (ale też mandolinista i basista) i kompozytor zespołu Oudeziel, a wcześniej filar grupy Obrasqi. Na nowej płycie zabierają nas w wyimaginowaną podróż po morzach i oceanach bezkresnej wyobraźni. Na swój sposób przedstawiają kontynuację tego wszystkiego, co tak bardzo urzekało na poprzednim krążku, ale jest w tych dźwiękach sporo nowych pierwiastków, jakby nieco innego spojrzenia obu panów na swoją muzykę. Oddajmy głos autorom.
Artur Wolski: Album "Pomeranian Wind" dał nam dużo frajdy. Postanowiliśmy z Przemkiem zrobić ciąg dalszy, ale taki, który pokaże odmienny obraz naszej muzyki. Była to próba wyrażenia ekspresji i dynamiki za pośrednictwem jak najbardziej łagodnych brzmień. Połączyliśmy przestrzenne elektroniczne pejzaże Przemka z akustycznymi instrumentami - gitarami, mandoliną, ukulele, kontrabasem. Nie używałem żadnych wzmacniaczy, jedynie dwa mikrofony pojemnościowe tworzące panoramę stereo i przestrzeń pomieszczenia. Powstał z tego album umykający gdzieś w dal jak światło latarni, nieoczywisty, czasami oniryczny, pełen emocji i przede wszystkim prawdy muzycznej. Tak dzieje się, gdy muzyka powstaje z potrzeby artysty, nie zaś jako produkt, odpowiedź na czyjeś zapotrzebowanie.
Przemysław Rudź dodaje: Klasyczna elektronika i gitary akustyczne, czy to do siebie pasuje? Szczerze mówiąc byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Tymczasem kompozycje, które przygotował Artur, okazały się idealnie skrojone pod subtelne syntezatorowe impresje. Dla równowagi również utwory, których szkice wyszły spod moich palców, świetnie uzupełniły gitary akustyczne, które z uporem maniaka forsował wielce szanowny instrumentalista. Dałem się temu ponieść i zdecydowanie był to dobry trop. Druga odsłona naszych wspólnych muzycznych poszukiwań różni się zasadniczo od albumu "Pomeranian Wind", co uważny Słuchacz z pewnością zauważy. "Enchanted Lighthouse" wciąż utrzymuje nas w klimatach związanych z miejscem, w którym mieszkamy, ale więcej tu chwil na zadumę i delektowanie się sonicznymi smaczkami, organicznym podejściem do tkanki muzycznej. Mamy nadzieję, że dźwiękowa podróż, w którą ośmielamy się zaprosić miłośników progresywnych brzmień, przyniesie im wiele przyjemnych doznań. Byłoby to najlepsze wynagrodzenie trudu włożonego w powstanie tego albumu.
Te słowa mówią wszystko. Reszta jest już funkcją wyobraźni, wrażliwości, dobrego nastawienia oraz spokoju ducha, który na pewno pomoże w kreowaniu obrazów będących filmem do wspaniałego „soundtracku”, który na „Enchanted Lighthouse” oferują zmysłom słuchaczy o szeroko otwartych uszach panowie Rudź i Wolski.
Chyba wystarczy już tego pisania. Dość „tańczenia o architekturze”. Nastawmy tę płytę, przyciemnijmy światło, przymknijmy oczy, dajmy trochę głośniej. Podkręćmy potencjometr swojej wyobraźni na maksimum. Na trzy kwadranse zanurzmy się w świat tych magicznych dźwięków niosących ze sobą ogromy ładunek emocji…
Na podstawie materiałów informacyjnych zespołu.