Jest ciemno i ponuro. Chłód niekończących się szarych, zimnych dni po Bożym Narodzeniu i Sylwestrze sprawia, że ludzie zamykają się w domach, słuchają muzyki, czytają, piją ciepłe napoje i marzą o letniej kanikule. To właśnie wtedy barwna grupa muzyków udaje się do miejsca o nazwie Trading Boundaries w środku sennego Sussex, aby cieszyć się magią czystego grania na instrumentach. Niektóre odważne dusze podążają za nimi, aby słuchać tej muzyki, delektując się brylantowymi dźwiękami strun gitary akustycznej. Zapowiedź nowego albumu studyjnego Steve'a Hacketta zawsze wywołuje pozytywną ekscytację w środowisku progrockowym. Podobnie jest z jego wydawnictwami koncertowymi, których w ostatnich latach uzbierało się całkiem sporo. W zasadzie każda nowa trasa koncertowa miała oficjalne wydanie koncertowe, aby ją upamiętnić. ''Live Magic At Trading Boundaries'' jest jednak czymś innym - to płyta prawie w całości akustyczna z wyjątkiem fragmentów z udziałem klawiszy. Wspomniany Trading Boundaries to niewielka, kameralna sala koncertowa w Sheffield Green w hrabstwie Sussex w południowej Anglii. Hackett uważa, że jest to idealne miejsce dla jego akustycznego setu i teraz tradycją stało się występowanie tam co roku. Nagrania na ten album koncertowy pochodzą z 20 i 21 stycznia 2024 roku. Jako ciekawostkę powiem, że niewiele wcześniej odbył się tam koncert upamiętniający Johna Wettona. Dzięki zamiłowaniu właścicieli do progresywnej muzyki rockowej, Trading Boundaries stał się takim małym centrum sztuki, a występowali tam często muzycy z kręgu Genesis, m.in. Noel McCalla, Amanda Lehmann czy Rocking Horse Music Club.
''Live Magic At Trading Boundaries'' to 19 kawałków niezwykłego muzycznego tortu, trwających w sumie 58 minut. Znajdziemy tu przearanżowane fragmenty utworów Genesis, jak i klasycznych już nagrań Steve'a z jego solowego repertuaru. Są tu także dwie kompozycje artystów żyjących na przełomie XIX i XX wieku (Poulenc i Satie) oraz (również dwie) na wskroś współczesne, pochodzące z ''Innocence and Illusion'' - albumu wydanego przez Amandę Lehmann w 2021 r. (oczywiście Hackett też na nim grał). Amanda zresztą bierze udział w tej ''magii na żywo" grając na gitarze i śpiewając W sesji uczestniczą ponadto brat Steve'a, John (flet), Roger King (klawisze) i Rob Townsend (saksofon i flet).
''Live Magic At Trading Boundaries'' to cudowny spacer po muzycznej karierze Hacketta z kilkoma dodatkowymi bonusami, takimi jak otwierający "Improv". To piękny akustyczny utwór, który pokazuje jak utalentowany i melodyjny jest Steve. To zarazem znakomita zapowiedź tego, czego możemy się spodziewać podczas najbliższej godziny. To, co czyni ten album wyjątkowym, to możliwość usłyszenia alternatywnych wersji dobrze znanych utworów, które w tej scenerii nabierają nowych cech I różnych nastrojów. Świetnym tego przykładem jest ''uwertura'' z ''Blood on the Rooftops'' , która następuje bezpośrednio po wstępnej improwizacji. I gdy słuchacz czeka na partię wokalną utwór nagle się kończy przechodząc w ''The Barren Land'' z albumu ''Bay of Kings''. W związku z brakiem charakterystycznego pogłosu, utwór wchodzi do uszu w bardziej opływowy, bezpośredni sposób. Łagodna końcówka to poezja. Kolejny utwór to znów ''Zatoka Królów'' i ''Black Light''. Steve fantastycznie szarpie struny swojego akustyka, pozwalając dźwiękom unosić się po pomieszczeniu, uwalniając marzenia. Sen, który jest zdecydowanie za krótki, przechodzi w ''Horizons''. O tym arcydziele z dorobku Hacketta nie trzeba chyba nic mówić. Wspaniale wpisuje się w wiktoriańską atmosferę domu i przywraca do życia starą Anglię. W ''Jacuzzi'' w końcu na scenie pojawia się cały zespół. John i Rob intonują fantastyczną partię fletu, Steve dołącza do nich i kontynuują muzyczne meandrowanie. Od trzeciej minuty to Steve przejmuje prowadzenie, znów jednak oddaje splendor swoim kolegom, a następnie dołącza do swoich dwóch flecistów w finałowym furioso. Słychać, jak Roger wypełnia przestrzenie w tle. Doskonale zgrany zespół zachwyca publiczność. I teraz następuje jeden z moich ulubionych momentów albumu. Solo fletu Johna w cichej, niebiańskiej partii z zakończenia ''Willow Farm'' z ''Supper's Ready'' porywa nie tylko publiczność, ale i mnie. Steve i Rob bardzo umiejętnie malują niesamowity pejzaż stanowiący tło tego wspaniałego fragmentu. Szkoda tylko, że kończy się tuż przed ''grzmotem'', choć wydaje się, że już słychać Strażników Magoga... Zamiast tego płynnie przechodzimy do klasycystycznego, pięknego ''After the Ordeal''. Steve i Roger początkowo opanowują ten utwór, a dopiero później dołączają do nich John i Rob. Wspaniała gra tej czwórki odsłania prawdziwy czar tego instrumentalnego utworu z płyty ''Selling England by the Pound'' . Tworząc jakby nową minisuitę panowie przechodzą od razu do ''Hairless Heart'' z “The Lamb Lies Down On Broadway'', jednej z najpiękniejszych kompozycji Genesis. Unosząc się, snując marzenia i zanurzając się w harmonii, muzycy nieco odbiegają od oryginału, ale jakże pięknie to brzmi. Prawdziwa magia... Następnie Hackett zmienia bieg i prowadzi zespół przez latynoski "Jazz on a Summer's Night" z płyty "The Night Siren" z 2017 roku. Sekcja rytmiczna dodaje smaczków dzięki orientacji fletu, orkiestrowej pracy Kinga i fragmentom krajobrazu Tolkiena, które idą w parze z muzyką. W "Gnossiene No. 1" Steve z bratem Johnem tworzą zawadiacki duet fletowo-gitarowy, który zdobi ich wspólny album "Sketches of Satie" z 2000 roku, będący hołdem dla francuskiego kompozytora minimalistycznego Erika Satie. Powoli kołyszące się, magicznie urzekające słuchacza melodie fletu, przy akompaniamencie dźwięków gitary i delikatnych klawiszy dryfują po pomieszczeniu i tworzą nieziemską atmosferę. Piękny, przemieniony instrumental ''Walking Away from Rainbows'' z ''Guitar Noir'', to jedna z najpiękniejszych kompozycji Steve'a w ogóle. Potęguje nieziemski klimat poprzedniego utworu. Kontynuuje podróż w nieskończone przestrzenie harmonii. Sieć dźwiękowa Rogera w jakiś sposób wyłapuje grę Steve'a na gitarze. Saksofon altowy Roba przejmuje melodię gitary i angażuje się w pojedynek ze strunami Hacketta. Nie, to nie walka - to taniec, który wykonują oba instrumenty... Majstersztyk. Kolejna zmiana następuje we fragmencie "Koncertu organowego" Francisa Poulenca. Muzycy łączą tu gotyckie, kościelne pejzaże dźwiękowe z jazzowymi improwizacjami. Bardzo ciekawy pomysł i dosyć niesamowity efekt. Jakże kontrastowo brzmi ''The Red Flower of Tai Chi Blooms Everywhere'' – nastrojowy, inspirowany Azją utwór zamieszczony pierwotnie na ''Spectral Mornings”. Muzycy fundują nam darmowy lot na Daleki Wschód na obłokach stworzonych z marzycielskich fantazji. Jeszcze bardziej czarodziejski jest ''Hands of the Priestess'' z debiutanckiego albumu Hacketta ''Voyage of the Acolyte" z 1975 roku. Jakże chętnie recenzent chciałby wpaść w ręce kapłanki, by w jej muzyce delikatnie się kołysać. Niech ta melodia nigdy się nie skończy. Niesamowicie pięknie zagrane, zwłaszcza przez Roba na melotronie i Johna na flecie. To kolejna atrakcja tego wydawnictwa! Dwa następne utwory to przede wszystkim Amanda Lehmann i jej cudowny głos. Są to jedyne piosenki na tej płycie i wspaniale współbrzmią z akustycznym charakterem wydawnictwa. W ''Memory Lane'' Amanda (przy akompaniamencie Steve'a i Rogera) rozdzierającym serce głosem śpiewa o demencji swojej matki. Saksofon Roba pięknie otula jej wokal. ''Only Happy When It Rains", który ma w sobie amerykański jazzowo-bluesowy klimat lat 30., utrzymany jest niemal w stylu Billy'ego Holidaya. W tym utworze Steve gra na harmonijce ustnej, podobnie zresztą jak w oryginalnej wersji studyjnej. Ten nieco bardziej dynamiczny numer wnosi inny element do materiału i daje Steve'owi szansę na użycie innego instrumentu niż tylko gitara. ''Ace of Wands'' to kameralno-rockowy utwór orkiestrowy, który dla niejednego słuchacza będzie lepszy od orginału zamieszczonego na ''Voyage of the Acolyte''. To jeden z bardziej żwawych fragmentów tego wydawnictwa. Całość zamyka "The Journey" (z ''Zatoki Królów''), w której Steve powraca do stylu flamenco, poruszając się w górę i w dół progów jak skaczący królik zanim po raz ostatni spojrzy na krajobraz, aby zobaczyć zachodzące słońce i mieć nadzieję, że jutro będzie nowy dzień.
Słuchanie akustycznego Hacketta to absolutna uczta. Jego elektryczna i progrockowa muzyka jest znakomita, ale ''Live Magic At Trading Boundaries'' oferuje zupełnie inne spojrzenie na sztukę oraz na talent i umiejętności tego artysty. Od początku do końca album po prostu płynie. Słuchając płyty, można niemal poczuć atmosferę tego kameralnego miejsca, co dodaje muzyce specyficznego klimatu. Produkcja i brzmienie tego wydawnictwa jest na najwyższym poziomie, co tylko potęguje uczucie wspaniałości albumu. Gorąco polecam dać się oczarować magii koncertu Steve'a Hacketta w Trading Boundaries. Setlista bardzo dobrze pokrywa się z jego obszerną twórczością solową i przedstawia nam kilka najważniejszych momentów z twórczości Genesis. Piosenki Amandy wspaniale się w to wpasowują. Stanowią one miłe uzupełnienie marzeń Steve'a o unoszących się dźwiękach.
Mały, niepozorny klejnot ujrzał światło dzienne. To nie tylko nagroda pocieszenia dla tych, którzy nie mogą odbyć podróży do zimowego Sussex, ale wspaniała muzyka, która oczarowuje codzienne życie. Wybór piosenek jest prawie idealny, ich wykonanie bezbłędne, a cały album ma naprawdę fajny flow. Jeśli ideą tego wszystkiego było sprawienie, abyś poczuł się częścią małej publiczności w kameralnym otoczeniu, czując się zaszczyconym, że słuchasz wyjątkowego występu, to powiem ci, drogi Czytelniku, że misja została wykonana.