Roberge, Jacob – The Passing

Tomasz Dudkowski

I znów mam przyjemność omawiać album artysty, którego imię i nazwisko do niedawna nic mi nie mówiły. Tym razem nie mogę napisać, że uwagę zwróciła okładka, która jest interesująca, ale niespecjalnie wyszukana. Jednak zadziałał jakiś magnetyzm, który skłonił mnie do sięgnięcia po krążek „The Passing”. A jak już zaczęły docierać do mnie dźwięki wypełniające to wydawnictwo, to stało się dla mnie jasne, że zdecydowanie ta siła chciała mojego dobra.

Ich autorem jest 26-letni kanadyjski wokalista i multiinstrumentalista, Jacob Roberge, który rozpoczął swoją muzyczną przygodę w wieku 10 lat, kiedy mama zapisała go na lekcje śpiewu klasycznego w szkole l'Accroche Notes w Lévis w Quebecu. Kierowany swoją pasją, wkrótce potem zaczął uczyć się gry na pianinie, gitarze, basie i perkusji, szybko wykazując wszechstronny talent i niezachwiane oddanie swojej sztuce. Jacob zyskał ogromną popularność dzięki jednoosobowym coverom popularnych piosenek na YouTube, zwłaszcza dzięki swojej, niezwykle udanej, interpretacji „Bohemian Rhapsody”, która stała się viralem w kwietniu 2020 roku. W 2021 roku kontynuował imponowanie publiczności w Quebecu, docierając do półfinału programu Star Académie w sieci TVA. W latach 2022-2023 pełnił funkcję dyrektora muzycznego w The Sound of Music w Montrealu i Quebecu.

Jacob jest autorem wszystkich utworów, gra na instrumentach klawiszowych, perkusji i instrumentach perkusyjnych, bouzouki oraz bezprogowym basie, a także śpiewa i to jak! Skoro porwał się na samodzielne wykonanie wszystkich partii instrumentalnych i wokalnych w klasyku Queen i wyszedł z tego obronną ręką, to niech to wystarczy za rekomendację. Towarzyszy mu współproducent płyty, autor miksu i masteringu, William Gaboury, który gra na gitarach, instrumentach klawiszowych, basie oraz zajmuje się programowaniem. Na krążku wystąpili także Marjorie Bourque (skrzypce), Julien Siino (wiolonczela), Gabriel Cyr (solo gitarowe w utworze „Anger”), Rémi Cormier (solo na trąbce w ''Petrichor'') i Annie Payeur (śpiew w ''Garden of Souls'').

Album „The Passing” ukazał się 31 stycznia i zawiera 6 utworów trwających łącznie 65 minut. Jest on podzielony niejako na dwie części – w pierwszej znajduje się pięć w miarę zwartych pozycji o czasie trwania od 5 do 10 minut, natomiast drugą wypełnia tytułowa, 32–minutowa, suita.

Już pierwsze nagranie zatytułowane „The Long Way Home” jest wyznacznikiem tego, czego możemy spodziewać się na całym albumie. Mamy tu delikatny fortepianowy wstęp, subtelne dźwięki gitary akustycznej, ale jeśli ktoś myśli, że tak będzie cały czas, to jest w błędzie. Wraz z nadejściem refrenu pojawiają się mocne partie basu i perkusji oraz skrzypiec i wiolonczeli, które kierują utwór w stronę symfonicznego rocka, w stylu znanym choćby z różnych projektów Neala Morse’a. Pojawia się tu także wyśmienita partia solowa gitary, co także w dalszej części krążka będzie stałym elementem kolejnych utworów. W poetyckim tekście artysta mierzy się z odrzuceniem i samotnością:

“Under the moonlit sky/ Where leaves take their final flight/ He is there, counting the times/ He waited in the endless night/ For someone who could see/ His pure heart hiding somewhere/ Behind his clothes, old and dirty/ But nobody was ever there

Just one more lonely heart under the stars/ One more cry that echoes so far/ They’re wondering if they'll see the light/ And if they'll take the long way home tonight”.

W “Empty Traces, Pt. 1” początkowo rządzi fortepian i głos Jacoba. Utwór stopniowo nabiera mocy, wraz z dołączającymi gitarami i sekcją, by w finale zachwycić nastrojową partią gitary klasycznej. Tym razem Jacob przedstawia apokaliptyczną wizję świata:

“A world on fire turning to smoke/ The life we dreamed of : another road./ Naked on the sand, our own lives in their hands/ Crushing applause…

The ashes falling down like snow/ Millions of voices flying low/ Children crying, fathers gone with the wind/ Blowing back to their peaceful homes”.

“Garden Of Souls” rozpoczyna się połamanym rytmem, którym autor dowodzi swoich niepospolitych umiejętności w grze na perkusji. To wraz z olbrzymim rozmachem, które zapewnia sekcja smyczkowa i ostrymi gitarowymi zagrywkami przenosi nas w świat symfoniczno-progmetalowy, gdzie moc wydobywana z instrumentów kontrastuje z lirycznym wokalem Jacoba, któremu towarzyszy Annie Payeur. Warto zwrócić uwagę na także na partię basu bezprogowego, na którym gra autor.

Na czwartej ścieżce otrzymujemy 10-minutową minisuitę „Petrichor”. To zdecydowanie jeden z najjaśniejszych punktów albumu, w którym oprócz przywoływanych wcześnie skojarzeń możemy też odczytać fascynację twórczością Stevena Wilsona, szczególnie z okresu, gdy ten tworzył płytę „The Raven That Refused To Sing” (to nucenie w okolicach 4 minuty…). Wrażenie robi solo na trąbce w wykonaniu Rémi Cormiera na tle mówionego tekstu i ognistych dźwięków gitary podkreślonej wyrazistą partią bębnów, po której otrzymujemy cudowne solo na syntezatorze. Z tym wszystkim kontrastuje wyciszony fragment z gitarą akustyczną w roli głównej, do której potem dołączają skrzypce i wiolonczela. W końcówce słyszymy jeszcze finałową partię solową gitary, która zostaje niestety brutalnie wyciszona. Całości dopełnia metaforyczny tekst o rozstaniu, w którym tytułowy petrichor (zapach ziemi, na którą dopiero co spadł deszcz – przyp. TD) pobudza umysł bohatera do wspomnień o minionych czasach:

“Stars paint what I gazed at when I saw you last/ Tears all burn in/ Fires of our future past

On the road I feel your souls inside me bloom, my darlings/ I sigh and breathe in the petrichor of early June/ I see your lights that guide me through the night, stronger with every sight/ I close my eyes to feel you one last time”

Druga odsłona nagrania „Empty Traces” to najbardziej nastrojowy fragment płyty z dużą ilością dźwięków zagranych na fortepianie i gitarze akustycznej. Pojawiają się tu fantastyczne (jedne z najciekawszych na całym krążku) partie solowe na tym drugim instrumencie, a także jego elektrycznej wersji. Uwagę zwraca także umiejętne zbudowane partie chóralne w wykonaniu Jacoba, co oczywiście nie może dziwić mając na uwadze jego youtubowy popis w utworze Queen.

I tak doszliśmy do finału, który wypełnia 32-minutowa tytułowa suita składająca się z sześciu części: „Overture / The Sea Of Life”, „Denial”, „Anger”, „Bargaining”, „Depression” i „Acceptance”. Całość mocno „pachnie” dokonaniami Neala Morse’a, szczególnie tymi stworzonymi wraz z Roine Stoltem, Pete’em Trewavasem i Mickiem Portneyem pod szyldem Transatlantic. Mamy tu wspaniałe partie (także solowe) instrumentów klawiszowych w tym fortepianu i syntezatorów, jak u byłego lidera Spock’s Beard, feerię symfonicznych dźwięków, za które odpowiadają Marjorie Bourque i Julien Siino, połamane, niczym u nowego – starego perkusisty Dream Theater rytmy, cudowne gitarowe sola, których nie powstydziłby się lider The Flower Kings (choć niektóre kojarzą się także z dokonaniami Andy’ego Latimera), no i wyraziste partie basowe niczym u sympatycznego członka kwintetu z Aylesbury. Fragmenty pełne rozmachu kontrastują z wyciszonymi chwilami, w których na przykład możemy usłyszeć… dzwonki, by za ułamek sekundy przenieść klimat w progmetalowe rejony. Nie brak tu także elementów orientalnych, jazzowych czy ambientowych, a całość spaja powtarzający się gitarowy motyw. W części trzeciej („Anger”) możemy usłyszeć wspaniałe solo w wykonaniu Gabriela Cyra. Takie zmiany nastroju towarzyszą nam przez cały utwór, a jak dodamy do tego wspaniały wokal Jacoba (są takie miejsca, gdy jego śpiew kojarzy mi się z Maynardem Jamesem Keenanem z grupy Tool), to otrzymujemy naprawdę godne wielkiej uwagi epickie nagranie, którego wielcy progrockowej sceny z pewnością by się nie powstydzili. Tytułowe „przejście” opowiada o etapach żałoby - zaprzeczeniu, gniewie, próbach zrozumienia i depresji:

“In the river, lonesome river/ Let me drift away, from this sea of regrets

Agony weighs on my shoulders/ And I will sink away, in my tears of yesterday

Na koniec jednak bohater zaczyna akceptować stratę, o czym opowiada ostatnia część:

“Forever is the end, the winds stop blowing on the shore/ Uncovering the land that left you dry forevermore/ As you rise to the sky, the clouds will welcome in your soul/ ‘Till the rain pours down once more…”.

Tak kończy się suita, a zarazem cały album „The Passage”. To prawdziwa wisienka, a właściwie dorodna wiśnia, na torcie nadająca całości niezwykle wykwintnego smaku. Debiutancki krążek Jacoba to efekt dziesięcioletniej pracy, co zważywszy jego wiek, świadczy o jego niezwykłym samozaparciu i determinacji, by stworzyć wartościowe dzieło. A że umiejętności, zarówno wokalne, jak i w grze na instrumentach, a także w komponowaniu i pisaniu interesujących tekstów, są już na bardzo wysokim poziomie, to do naszych rąk trafiła niezwykle udana pozycja. Starsi koledzy i to nie tylko kanadyjscy, w tym pochodzące z tej samej prowincji grupy Mystery czy Huis, mogą się cieszyć, że obok wyrósł niesamowity talent. Myślę, że na „The Passing” Jacob nie przestawił jeszcze wszystkich swoich atutów i w przyszłości rozwinie skrzydła w pełni. Trzeba będzie uważnie śledzić karierę Kanadyjczyka, bo coś czuję, że jeszcze niejeden raz zachwyci nas swoją twórczością, a póki co opisywany album staje się mocnym kandydatem do tytułu „Najlepszy debiut 2025”, a i w ogólnej kategorii „Najlepszy album zagraniczny 2025” ma szanse na wysokie miejsce. Zapamiętajcie Państwo zatem to imię i nazwisko – Jacob Roberge, bo być może jesteśmy świadkami narodzin nowej gwiazdy sceny rockowej. Młody mieszkaniec aglomeracji Quebec ma wszystkie atuty by taką się stać.

Album można nabyć na profilu artysty na bandcamp (www.jacobroberge.bandcamp.com) w wersji cyfrowej, jak i na płycie kompaktowej.

MLWZ album na 15-lecie The Flower Kings oraz Neal Morse & The Resonance na jednym koncercie w Polsce Ino-Rock Festival 2025: niezapomniane muzyczne przeżycie w Inowrocławiu Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Arena w Polsce: bilety już w sprzedaży Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku