Już od ponad 40 lat Rick Miller dostarcza fanom swojej twórczości niezapomnianych przeżyć. Każdy jego album staje się wydarzeniem, jest liczne grono słuchaczy, którzy z utęsknieniem czekają na jego kolejne wydawnictwa. Nic dziwnego, ten mocno zainspirowany brytyjską sceną symfonicznego rocka artysta, który za swoich muzycznych idoli uważa Davida Gilmoura i Steve’a Hacketta, z regularnością szwajcarskiego zegarka, niemal co roku dostarcza nową porcję swojej muzyki. Ze stonowanej, nieśpiesznej i marzycielskiej stylistyki już dawno uczynił swój znak firmowy.
„Perspective” to jego najnowszy album. Porusza on tematy duchowości, życia w alternatywnym świecie, losu i przeznaczenia. Dla tych, którzy znają twórczość Millera muzyka na nowej płycie – jak zawsze utrzymana w duchu nastrojowych utworów Pink Floyd, The Alan Parsons Project czy Barclay James Harvest – nie będzie żadnym zaskoczeniem. Na pewno nikt z oddanych fanów nie będzie zawiedziony tym albumem, ponieważ Miller przedstawia na nim dokładnie to, czego można się spodziewać. Można śmiało powiedzieć, że ten zestaw z bardzo dobrze wyprodukowanymi piosenkami, z wyrafinowanymi aranżacjami, pastelowymi sekcjami instrumentalnymi, pięknymi Gilmourowskimi solówkami gitar i łagodnym śpiewem, robi naprawdę dobre wrażenie.
Mówiąc o aranżacjach, trzeba wspomnieć o rozbudowanym instrumentarium. Miller na płycie „Perspective” wspomaga się muzykami grającymi na fletach, akustycznych gitarach, skrzypcach, oboju, wiolonczeli, instrumentach perkusyjnych i, co ciekawe, wykonującymi niektóre gitarowe solówki (Barry Haggarty, Kane Miller, Sarah Young, Mateusz Swoboda, Will oraz Carolina Prada). To z wyjątkiem grającej na oboju Prady wieloletni i sprawdzeni współpracownicy Millera i nic dziwnego, że nie tyle wpisują się oni w świat jego muzycznych dźwięków, co umiejętnie go współtworzą.
Osiem nowych utworów, 50 minut muzyki, tematy krótsze i dłuższe, mniej lub bardziej rozbudowane, wokalne i instrumentalne… Bardzo przyjemny zestaw. Pełen przekrój i szeroki zakres muzycznych atrakcji. Wszystko co łączy te utwory, to wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, spójny i uduchowiony nastrój, pokazujący niezwykłą zdolność Millera do łączenia w całość złożonych elementów dźwiękowych i umiejętność przepuszczania ich przez swoją wrażliwość muzyczną. I to jest zdecydowany „plus dodatni” tego wydawnictwa. Ale starając się o jak najbardziej obiektywny jego osąd, zastanawiałem się co w mojej pamięci pozostało po poprzednich, również powszechnie (w tym także na naszych małoleksykonowych łamach) chwalonych albumach Millera? Szczerze powiedziawszy, niezbyt wiele… Dlatego nie zdziwię się, gdy wobec „Perspective” pojawią się też głosy na „nie” i powiedzą one o „plusach ujemnych”: że wokale nie wyróżniają się niczym szczególnym, że muzyka nie wnosi niczego przełomowego czy wyjątkowego, że linie melodyczne wydają się trywialne, a cały album, choć ma swoją niewątpliwą jakość, brzmi nieco wtórnie i jest łatwy do zapomnienia…