Magic Pie – Maestro

Maciej Niemczak

Miłośników brzmień z lat 70. wciąż nie brakuje, choć obawiam się, że wśród młodszych słuchaczy trzeba ich szukać ze świecą. Jest to trochę niepokojące zjawisko, ale zamiast narzekać, lepiej cieszyć się klasycznymi już dokonaniami z tego okresu lub albumami współcześnie grających zespołów, które się nimi inspirują. Do tych ostatnich zdecydowanie można zaliczyć Magic Pie z Norwegii. W połowie maja przewidziana jest premiera nowego albumu tej grupy, a będzie on nosić tytuł ''Maestro''. MLWZ ma zaszczyt i przywilej zaprezentować Wam tę płytę już teraz, a ja spróbuję zachęcić Was do jej posłuchania.

W zespole, w porównaniu do poprzedniego albumu ''Fragments Of The 5th Element'', zaszły zmiany – w składzie nie ma już Eirika Hanssena, a perkusistę Jana Johannessena zastąpił Martin Utby. Cała reszta bez zmian, czyli Kim Stenberg (gitara, chórki oraz kompozytor wszystkich utworów), Eirikur Hauksson z dalekiej Islandii (wokal i autor tekstów), Lars Petter Holstad (bas, chórki) oraz Erling Henanger (klawisze, chórki). Magic Pie chyba na dobre odeszli od długich wydawnictw i dostosowali się do potrzeb płyt winylowych, bowiem nowa płyta trwa 49 minut i 11 sekund (poprzednia 46 minut), podczas gdy wcześniejsze albumy trwały z reguły dobrze ponad 70 minut. Moim skromnym zdaniem to dobra odmiana - nie ma tu zbyt dużo misternie skonstruowanych kompozycji, są za to krótsze, umiejętnie zbudowane fragmenty, które znakomicie oddają to, co grupa chce nam przekazać. Tekstowo nic się nie zmieniło, a jeżeli już to niewiele - w dalszym ciągu Eirikur eksploruje tematy introspekcji, egzystencjalizmu i ludzkich emocji.

Czy zespół znany ze swoich skomplikowanych kompozycji, symfonicznych aranżacji i połączenia wpływów vintage i nowoczesnych brzmień wciąż może zachwycić współczesnego fana rocka progresywnego? Myślę, że tak, a odpowiedź znajdziecie na najnowszym wydawnictwie grupy. ''Maestro! Dokąd poszedłeś? Ludzie pytają, a ja muszę wiedzieć”. Czy życie naśladuje sztukę, czy jest odwrotnie? Magic Pie chce nam pomóc odnaleźć odpowiedź na to pytanie. ''Maestro'' to Magic Pie w najlepszym wydaniu: chwytliwe klawisze, niesamowicie żywe gitary, sekcja rytmiczna wykuta ze skał i zharmonizowane wokale, za które można umrzeć, dały zespołowi podstawy do stworzenia i wydania albumu monumentalnych rozkoszy. Już po jednym przesłuchaniu wszystkich siedmiu utworów będziesz uzależniony. To prawie pięćdziesięciominutowa muzyczna podróż, która angażuje, dodaje energii i uświadamia, że ​​życie jest warte przeżycia!

''Opus Imperfectus Pt.1 - The Missing Chord'' to majestatyczny symfoniczny wstęp ustępujący miejsca filmowemu klimatowi. Po minucie wybucha gitara i perkusja. Mam takie dziwne skojarzenie, ale podzielę się nim: drapieżny dźwięk sekcji rytmicznej przypomina mi fragment ''Dziwnego wypadku'', jednego z odcinków ''07 zgłoś się'', a konkretniej moment w lokalu i ognisty taniec dosyć odważnie ''ubranej'' pani. Po około dwóch minutach usłyszymy charakterystyczny dla zespołu łamaniec stylistyczny. Muzycy improwizują i trwa to do pierwszej pięknej solówki. Nie jest ona zbyt długa, za to niezwykle urokliwa. Ostre riffy mieszają się z orkiestrowymi tonami. Klawisze fortepianu podprowadzają nas do pierwszego występu Eirikura. Wspomagają go męskie chórki, które tak dobrze znamy z poprzednich płyt zespołu. Głos wokalisty raz przypomina Iana Gillana, by po chwili przybrać barwę Davida Bowie. Erling stworzył cudowną „Lordowo - Wakemanowo – Rudessową” mieszankę. Co jakiś czas pojawia się cudowna gitara Kima. Tempo jest zmienne, od nostalgicznych klawiszy i strun, po dziki hardrockowy rytm i wstawki fusion. Wprawne ucho słuchacza wychwyci wpływy Deep Purple, Dream Theater i Spock's Beard. Ta fantastycznie dobrana mikstura trwa 18 minut i 39 sekund i jest potężnym otwarciem, stanowiącym zaproszenie do niesamowitej podróży z nową muzyką Magic Pie.

''By The Smokers Pole'' to ładna ballada, w której zakochałem się od pierwszego wysłuchania. To ponad cztery minuty niewyobrażalnego piękna. Znakomita gitara z nieziemską solówką, wspaniale współgrające z tym klawisze, które jak na standarty Magic Pie, nie są wcale na pierwszym planie, genialna perkusja (która pojawia się dopiero w połowie utworu) i niezwykle dyskretny, ale jakże urzekający bas. Na osobną wzmiankę zasługuje wokal - to nic, że Eirikur znowu przypomina Gillana, jego śpiew porusza głęboko duszę, umysł i serce. Dla mnie to kompozycja, która może być numerem jeden, jeśli chodzi o rok 2025. Myślę, że u niektórych słuchaczy może wywołać uzależnienie.

Dla kontrastu ''Name It To Tame It'' rozpoczyna się drapieżnymi riffami Kima. Przez 2 minuty i 40 sekund to soczysty hard rock a'la Deep Purple, a później zaczyna się fragment z improwizacjami i wstawkami fusion. Końcówka to znów ekspresyjna gitara i dobrze wpadający w ucho rytm Lordowskich organów, które słyszeliśmy na początku.

''Kiddo…'' to krótki utwór folkowo - psychodeliczny, który brzmieniem przypomina trochę Kansas (brakuje tylko skrzypiec) i Davida Bowie. Jest niewątpliwie wstępem do bardziej energicznej kompozycji ''Someone Else’s Wannabe''. To wspaniała mieszanka różnych stylów utrzymanych w duchu lat 70. i myślę, że słuchacze będą mieć nie lada frajdę, odgadując kim Magic Pie w danym momencie się inspiruje, bo tych wpływów zespół wcale się nie wstydzi i chwała mu za to. Pierwsze na co zwróciłem uwagę to niesamowite chórki, których w tym utworze nie brakuje - w niegdysiejszych czasach były na porządku dziennym, a w nowej erze prog rocka, trochę odeszły do lamusa. No i w tym nagraniu prym wiedzie wreszcie Erling, którego klawisze są wszędobylskie i tak naprawdę nadają ton całej kompozycji .

Singlowy ''Everyday Hero'' to bardzo chwytliwy, wesoły, a nawet przebojowy rockowy utwór, w którym kolejny raz możemy usłyszeć gitarowo - klawiszowy epicki pojedynek na instrumenty, przy niebagatelnym współudziale wokalisty i niesamowitej sekcji rytmicznej. To cudowne 5 minut, podczas których noga sama cały czas postukuje o podłogę.

No i dochodzimy do ''Opus Imperfectus Pt.2 - Maestro''. Druga część ''Opus Imperfectus'' jest krótsza od tej pierwszej, spokojniejsza i doskonale spina klamrą całość albumu. ''Muzyka była jego pasją, miłością - była wszystkim''. Słowa idealnie pasujące do ''Maestro'', jak i do każdego fana muzyki. To już koniec tej płyty... Sam nie wiem kiedy i jak minęło te 49 minut. Naprawdę słuchało się tego wartko i z nieukrywaną satysfakcją.

Reasumując, świetna to płyta, znakomicie nagrana i zaaranżowana (niewątpliwa w tym zasługa Jacoba Holm-Lupo), do której na pewno będę często wracał. Dobrze, że są takie zespoły jak Magic Pie, które kultywują wspaniałe początki prog rocka, brzmiąc przy tym na wskroś nowocześnie. Panowie, wielki szacunek i uznanie dla Was. Wasz nowy album to pozycja obowiązkowa dla fanów dobrej muzyki. Szczerze polecam. A teraz już kończę, bo muszę posłuchać tego materiału kolejny raz...

MLWZ album na 15-lecie The Flower Kings oraz Neal Morse & The Resonance na jednym koncercie w Polsce Ino-Rock Festival 2025: niezapomniane muzyczne przeżycie w Inowrocławiu Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Arena w Polsce: bilety już w sprzedaży Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku