Moon Letters - This Dark Earth

Artur Chachlowski

Moon Letters to psycho/progrockowy zespół założony w Seattle w 2016 roku. Jego debiutancki album „Until They Feel The Sun” zebrał pozytywne recenzje niemal na całym świecie, w tym także u nas (mołoleksykonowa recenzja pod tym linkiem). Album został wydany w trakcie festiwalu Seaprog w 2019 roku i natychmiast umieścił Moon Letters w awangardzie nowej fali amerykańskiego prog rocka. Drugi album, „Thank You From The Future”, wyprodukowany w Seattle przez Roberta Cheeka (Band Of Horses), wydany został pod koniec 2022 roku i ponownie został przyjęty z ciepłym uznaniem przez fanów progresywnego rocka i recenzentów.

Miło mi poinformować, że amerykańscy muzycy powracają właśnie w niezmienionym składzie (grupę tworzą: wokalista Michael Trew, klawiszowiec John Allday, gitarzysta Dave Webb, basista Mike Murphy oraz perkusista Kelly Mynes) z trzecim krążkiem zatytułowanym „This Dark Earth”. Krążkiem pomyślanym jako ambitne przedsięwzięcie z zaangażowanymi tekstami i wielowątkową muzyką. Teksty prowadzą słuchacza w prog-psycho-przygodę przez katakumby umysłu, splatając osobiste historie z quasi-kinematograficzną wyobraźnią. Poszczególne utwory poruszają tematy osobistej przemiany, konfrontacji z wewnętrznymi demonami oraz poszukiwania uzdrowienia po stracie.

Słuchacze raz po raz mogą cieszyć się dynamicznymi riffami, syntezatorową magią i bombastycznymi rytmami zrównoważonymi głębokimi groove'ami i emocjonalnymi, powolnymi brzmieniami. Słuchanie tej płyty przypomina trochę jazdę na rollercoasterze. Ogniste i żywiołowe nagrania przeplatane są spokojniejszymi, łagodniejszymi tematami. I tak, całość rozpoczyna się od „Energy Of The Heart” (mocny, gorący opener), po nim następuje spokojniejszy „Silver Dream”, a następny to już „Island Of the Magic Mirrors” - utwór piętrzący się od dynamiki, tempa, iskier i dymu. A zaraz po nim mamy krótki i melancholijny instrumental zagrany na gitarze akustycznej – „Lonely Moon”. Gdy już emocje zdążą nieco opaść rozlega się „In The Catacombs” – nagrane z opublikowanego wczesną wiosną singla. To utwór niczym jazda bez trzymanki: prezentuje chyba w najlepszy z możliwych sposobów charakterystyczne dla Moon Letters połączenie złożonych aranżacji i nastrojowych momentów. Aż wreszcie, jako szósta, pojawia się finałowa, trzyczęściowa minisuita „Dawn Of The Winterbird”, w której przez 17 minut z sekundami jeszcze w większym stopniu, niczym w kalejdoskopie, przewijają się wszystkie możliwe odcienie muzycznych barw muzyki zespołu Moon Letters. Nie ukrywam, że to według mnie najlepszy i najmocniejszy punkt programu nowej płyty. Ilekroć słuchałem tego albumu, to wręcz nie mogłem się doczekać na jego muzyczny finał. W pewnym momencie zacząłem nawet zastanawiać się dlaczego muszę czekać aż 25 minut na tę ostatnią, bardzo udaną kompozycję, która stanowi prawdziwą ozdobę tego wydawnictwa? No cóż, widocznie tak trzeba. No chyba, żeby rozpocząć słuchanie od tej właśnie, ostatniej kompozycji. Nie namawiam Was do tego, do szukania tej swoistej „drogi na skróty”, gdyż uważam, że o prawdziwej wartości każdego albumu stanowi całość wypełniającego go materiału. Stąd moja ogólna ocena płyty „This Dark Earth” jest jednak zdecydowanie niższa niźli samej kompozycji „Dawn Of The Winterbird”.

Choć więc po kilku pierwszych przesłuchaniach album „This Dark Earth”, jako całość, podoba mi się trochę mniej niż dwie poprzednie płyty, to myślę, że jest to rozważny i dobry krok do przodu w artystycznym rozwoju zespołu Moon Letters. Oferuje on słuchaczom głębokie, zarówno muzyczne, jak i emocjonalne, doświadczenie. Warto czekać do ostatniej kompozycji. Albo też faktycznie każdorazowo zaczynać słuchanie tej płyty od ostatniej, siedemnastominutowej suity…

MLWZ album na 15-lecie Festiwal Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego w Toruniu 2025 W październiku IQ Weekend w Zabrzu Francuski zespół Kwoon na koncertach w Polsce w październiku 2025 Koncert jubileuszowy Millenium oraz MLWZ już za cztery miesiące Ino-Rock Festival 2025: niezapomniane muzyczne przeżycie w Inowrocławiu