W 2017 roku omawialiśmy na naszych małoleksykonowych łamach debiutancki album grupy o nazwie Circu5. Był to wówczas praktycznie zespół jednego człowieka - Steve'a Tillinga. Na nowym krążku, „Clockwork Tulpa”, Steve odpowiada za partie gitar elektrycznych i akustycznych oraz za klawisze, a także za główny wokal. Dołączyli do niego Mark Kilminster (Tin Spirits) na basie i wokalu wspierającym oraz Lee Moulding na perkusji, instrumentach perkusyjnych i wokalu wspierającym. Na albumie jest też kilku innych, gościnnie pojawiających się, wykonawców (m.in. Alan Bateman wykonujący wyborną partię na trąbce w finałowym utworze „Scars”).
Można powiedzieć, że „Clockwork Tulpa” to album koncepcyjny. Kontynuuje on historię bohatera debiutanckiej płyty, Grady'ego, który jest niespokojną postacią ukształtowaną od urodzenia przez tajemniczą organizację o nazwie Circu5. Również pod względem muzycznym album „Clockwork Tulpa” kontynuuje klimat i styl, w jakim utrzymany był debiut. Oznacza to, że poszczególne utwory, a jest ich w programie nowej płyty dziesięć, zawierają w sobie pewne subtelne wpływy rocka progresywnego, ale nie są one zbyt skomplikowane i włożone w format kilkuminutowych piosenek stają się łatwe do przyswojenia. Generalnie ich styl umiejscowiłbym blisko twórczości zespołu XTC, ale nic w tym dziwnego – Steve Tilling od lat współpracuje przecież z muzykami związanymi z tą legendarną brytyjską formacją. Ale można też odnieść też wrażenie, że utwory z nowej płyty Circu5 idealnie przystają do tego, co, jako solista, przyzwyczaił nas John Mitchell na przykład ze swoimi projektem Lonely Robot.
Tak, barwa głosu Tillinga bardzo przypomina Johna Mitchella. Jego partie wokalne są najwyższej klasy, a gra towarzyszących mu muzyków utrzymana jest na wysokim poziomie. To samo można powiedzieć o produkcji oraz o oprawie graficznej i opakowaniu (twardy digipak, gruba książeczka). W postaci albumu „Clockwork Tulpa” otrzymujemy więc produkt klasy premium. Co najważniejsze, z ciekawie brzmiącą muzyką. Zdecydowanie bliższą stylistyce popowego czy piosenkowego prog rocka, niźli epickim dziełom złożonych z wielowątkowych i rozbudowanych form muzycznych. Po tych prostszych, łatwiej przyswajalnych obszarach Tilling i towarzyszący mu muzycy poruszają się z gracją i z niezaprzeczalnym wdziękiem, o czym świadczy kilka wyróżniających się na tym krążku piosenek: „Make No Sound”, „Sing Now”, „Infinite Lucid Geometric Fever Dream”, „Don't Spare Me” i „Scars”. Utwory te mają z pewnością szansę pozostać z nami na dłużej, gdyż mają chwytliwe i zapadające w pamięć melodie, a ich wykonie nie budzi żadnych zastrzeżeń.