McStine & Minnemann - III

Rysiek Puciato

Jeśli ktoś kazałby mi w kilku zdaniach opisać najnowszą płytę duetu Randy McStine & Marco Minnemann pt. „III” to wystarczyłoby zacytować jedną z wypowiedzi Randy’ego: „(…) „Możemy stać się zespołem trashmetalowym na pięć sekund, a potem przejść do spaghetti westernu lub czegoś takiego. W teorii może się wydawać, że to nie zadziała, ale kiedy tego słuchasz, to działa. (…) Jest intensywność i wymiana energii, której nie ma na dwóch pierwszych albumach. Kilka razy idziemy po przysłowiowej bandzie i to właśnie powoduje, że przykuwa to twoją uwagę i chcesz słuchać (albumu – przyp. RP) dalej”.

„III” to już trzecie wspólne dzieło firmowane przez tych muzyków. Od momentu rozpoczęcia bliskiej współpracy w 2020 roku McStine & Minnemann budowali swoją reputację poprzez przesuwanie granic muzycznych, łącząc wirtuozerskie umiejętności z porywającymi melodiami i głębią tekstów. Na ich poprzednich wydawnictwach wpływy takich wykonawców jak Queen, Frank Zappa i The Police łączyły się z miłością do XTC, Public Image Limited i Gary'ego Numana. Na płycie „III” dodatkowo z wykonawcami bardziej kontemplacyjnymi i wręcz jawnie melodyjnymi, jak Brian Wilson i Tim Buckley. Te pozornie niespójne muzyczne odniesienia są powiązane emocjonalnym wokalem McStine'a i rytmicznym poczuciem przygody Minnemanna, a ich wirtuozerska muzykalność tworzy niesamowite kompozycje, które zapierają dech w piersiach technicznymi umiejętnościami.

Obydwaj muzycy mają za sobą wiele doświadczeń, czy to jako muzycy sesyjni, czy koncertowi, czy wreszcie jako samodzielni twórcy. Tylko dla przypomnienia powiem, że Randy McStine jest cenionym gitarzystą, basistą i wokalistą, którego początkowa praca pod nazwą Lo-Fi Resistance doprowadziła do współpracy z członkami King Crimson, Joe Satrianim, Porcupine Tree, King’s X, Tears For Fears i innymi. Praca McStine’a obejmuje gatunki takie, jak rock, alternatywny, progresywny, blues, folk, pop i ambient. Marco Minnemann jest natomiast jednym z najbardziej szanowanych perkusistów na świecie, nagrywał i występował z różnymi artystami, takimi jak Paul Gilbert, The Buddy Rich Big Band, Steven Wilson, Necrophagist i U.K. Jego własny zespół, The Aristocrats (z udziałem Guthrie Govana i Bryana Bellera), jest niezwykle cenionym zespołem koncertowym pod każdą szerokością geograficzną. Marco jest również utalentowanym gitarzystą i kompozytorem, co jest widoczne w jego obszernym katalogu solowych albumów.

I rzec by można nieco metaforycznie: z takiej mąki powstała płyta zatytułowana po prostu „III”, a na niej jedenaście utworów o dużej rozpiętości stylistycznej, nagranych, jak już wspomniałem wyżej, z niezwykłą precyzyjnością i kunsztem.

I choć pierwszy utwór z tego bardzo emocjonalnego albumu („Over The Bay”) rozpoczyna się śpiewem ptaków i szumem fal oraz – nie, to nie jest pomyłka – zgrabnym wejściem gitary akustycznej i delikatnym, balladowym wokalem, to już następująca po tym dwuminutowym początku kompozycja pt. „Survive”, nomen omen, pokazuje z czym będziemy mieli do czynienia w dalszej części. Gitarowa improwizacja, ekspresja i niby melodyczny, ale jakoś nieklasyfikowalny aranż łączący łagodność z dużą dozą dźwiękowo-wokalnych eksperymentów są znakiem charakterystycznym tego wydawnictwa. I także, choć nie uprzedzajmy faktów, najciekawszym elementem tego albumu.

Bo gdy już Państwo ochłoną (choć raczej przez analogię do tytułu powinno się powiedzieć – „przeżyją”) po całej serii niezwykłych dźwięków muzycy serwują nam kolejną kolażową kompozycję („Tigress”) , w której ostra gitara miesza się z dźwiękami cymbałków i piosenkową melodyką przetykaną wstawkami rodem z muzyki Porcupine Tree. Ale bez obaw, całość tworzy całkiem melodyjną strukturę, która bez wątpienia z jednej strony jest jakoś „spokrewniona” z muzyką Porcupine Tree, a z drugiej - czerpie z bogactwa soulu i muzyki funk.

Porcupine’owskie ślady pojawiają się w kolejnej kompozycji pt. „Your Own Decisions”. I dotyczy to zarówno warstwy muzycznej, jak i tekstowej – „(…) Wiatr wieje mi w twarz / Jeszcze jeden zakręt / Nie jestem sobą ze łzami w oczach”. Ta jeżozwierzowa „zależność” jest jednak mocno osłabiona poprzez dodanie bardzo melodyjnych fraz wokalnych w zwrotkach, co jest charakterystycznym motywem aranżacyjnym na tym wydawnictwie.

O utworze „Crossing Wires” sami muzycy mówią, że „(…) jest jednym z niewielu współtworzonych utworów w naszej dotychczasowej dyskografii i naturalnie zaprowadził nas do bardzo przestrzennej i potężnej sekcji jam. To naprawdę miła „rozmowa” między gitarą a perkusją”. A Marco dodaje: „(…) to cudownie dziwne i eksperymentalne. Ta piosenka zawiera prawdopodobnie najbardziej wymagającą muzycznie środkową część w naszym katalogu”.

„This Time” kroczy tą samą drogą, którą idą poprzednie kompozycje: połączenie eksperymentalnych gitar i mocniejszej perkusji z funkowo brzmiącymi częściami zwrotek.

Wyjątkiem w niezliczonej ilości eksperymentalnych dźwięków jest utwór „Lines Around You”. To niemal „normalna” piosenka z lekko hardrockową melodyką i powtarzalnym motywem gitarowym. Motyw ten przywodzi na myśl stare kompozycje z lat siedemdziesiątych.

„Riding on Clouds” to z kolei piosenka z jazzrockowym początkiem i niesamowitym, skandowanym wokalem. Jeżeli ktoś ze słuchających tego albumu nie przekonał się dotychczas, że panowie McStine i Minnemann są wirtuozami swoich instrumentów, to ta kompozycja daje taką możliwość w całej pełni. Zresztą jakże inaczej, aniżeli poprzez jazzujące improwizacyjne dźwięki, dałoby się wyśpiewać poganianie do pracy? „(…) Weź się do roboty! Działaj, działaj! / Wstawaj ! (…) / Przygotuj się! Popełnij swój ulubiony grzech”.

Nieco ponad trzyminutowa kompozycja „Green” wciąga akustycznym brzmieniem gitary i delikatnym wokalem, który ją rozpoczyna. Nie jest to jednak utwór akustyczny. Zgaszony wokal McStine’a oraz symfonizujące brzmienie syntezatorów sprawiają, że całość nabiera psychodelicznego posmaku.

Niejako pod płaszczykiem beztroskiej piosenki utwór „Free” jest kolejnym dobrym przykładem eksperymentalnych możliwości duetu. Niby lekko, niby wręcz popowo, ale z elementami jazzowymi, improwizacją na gitarę akustyczną, stylizacją na lata sześćdziesiąte i ponownie „niedbałym” śpiewem powoduje, że „Free” to rzeczywiście powiew nieskrępowanych możliwości wykonawczych i aranżacyjnych. A przy tym to wielce frapująca piosenka.

Płytę kończy najdłuższy, prawie pięciominutowy utwór „The Unmanned Flight”. I choć nie jest on jakąś delikatną, melodyjną kompozycją, to poprzez ciekawe brzmienie gitary – ostre, zdecydowane, akordowe – jest jedną z najlepszych kompozycji na krążku. Powinien zaspokoić muzyczne potrzeby zwolenników Porcupine Tree, solowych eksperymentów Stevena Wilsona, a z drugiej strony tych, którzy poszukują w muzyce nowych dróg, nowych stylizacji i brzmień. Nieco ztechnicyzowane, niemal industrialne brzmienie połączone ze specyficzną melodyjnością może się podobać także miłośnikom nieco bardziej metalowych rozwiązań muzycznych.

Jakoś tak dużo w powyższym opisie znalazło się odniesień do Porcupine Tree, do Stevena Wilsona, ale wydaje mi się, że z powodu długoletniego zaangażowania McStine’a w koncertową część aktywności Wilsona muzyk nieco „przesiąkł” jego sposobem rozumienia muzyki. Nie, to nie jest żaden zarzut, to jedynie mniej lub bardziej udana próba opisania wpływów, jakie dają się zauważyć na płycie. Ale czy można było spodziewać się czegoś innego? Perkusja Marco Minnemanna dookreśla wszystkie muzyczne „wybryki”, osadza rytmicznie i wzbogaca poprzez twórcze wypełnianie muzycznych narracji, jakie spotykamy na krążku. Duet McStine-Minnemann wydaje się doskonale współpracować ze sobą i dobrze „bawić się” muzyką, choć nie ulega presji uczynienia z niej czegoś „łatwostrawnego”. Szkoda tylko, że raczej nie będzie okazji. by zobaczyć obu artystów na żywo. Tak przynajmniej dziś się wydaje, bowiem Randy McStine obecnie jest członkiem zespołu towarzyszącego Stevenowi Wilsonowi podczas trasy koncertowej. Marco natomiast już niedługo wyrusza w trasę z zespołem The Aristocrats. A poza tym mają pewnie liczne inne zobowiązania w ramach pracy jako muzycy sesyjni… Słowem: szkoda, bo dużym przeżyciem byłoby usłyszenie jak zabrzmiałyby utwory z tej jednak trudnej w odbiorze płyty w wersji na żywo.

MLWZ album na 15-lecie Bioscope: sensacyjny projekt gitarzysty Marillion i lidera Tangerine Dream na jedynym koncercie w Polsce Koncert jubileuszowy Millenium oraz MLWZ już za trzy miesiące: znamy kolejną gwiazdę W październiku IQ Weekend w Zabrzu Francuski zespół Kwoon na koncertach w Polsce w październiku 2025 Ino-Rock Festival 2025: niezapomniane muzyczne przeżycie w Inowrocławiu