O ich pierwszej płycie na łamach MLWZ.pl Artur Chachlowski napisal tak: “(…) muzyka The Book of Revelations brzmi jakby żywcem wyjęta była z Gabrielowskiego okresu działalności Genesis. Mało tego, brzmienia, które słyszymy na wydanym właśnie pełnowymiarowym płytowym debiucie zatytułowanym „The Plumes Of Enceladus”, jednoznacznie pogłębiają tę ewidentną fascynację wczesnym okresem działalności tej formacji”. Oczywiście o jej muzycznej zawartości można szerzej poczytać we wspomninej recenzji jednak warto tu dodać jeszcze jeden cytat: “(…) płyta ma w swoim podtytule znamienny dopisek: „Chapter One”. Należy więc spodziewać się ciągu dalszego. Nie powiem, żebym nie był zadowolony. Pierwsza odsłona opowieści Księgi Objawień Gerarda Freemana mocno mnie zaintrygowała i z niecierpliwością czekam na kolejną porcję jego niesamowicie ciekawie brzmiących muzycznych opowieści. Już teraz jestem niezwykle ciekaw jak pod względem muzycznym prezentować się będzie następca „Pióropuszy Enceladusa”…”.
Te słowa zostały napisane w 2023 roku. I raptem po dwóch latach przerwy otrzymujemy kontynuację albumu, który tym razem nosi tytuł: “Olympus Mons” (Olympus Mons to największy, tarczowy, wygasły wulkan układu słonecznego… tyle że położony na planecie Mars – przyp. RP). Oczywiście w podtytule znajdujemy dopisek: “Chapter Two”, co może wskazywać, że najnowszy album nie jest przysłowiowym ostatnim muzycznym słowem, ale zanim ta kwestia się roztrzygnie warto przyjrzeć się zawartości płyty “Olympus Mons”.
Dodatkową zachętą do posłuchania tego wydawnictwa mogą być słowa autora – Gerarda Freemana: “(…) Jestem dumny z tego albumu, ponieważ nie tylko zapewnia pewną ciągłość z pierwszym albumem, ale także pokazuje rozwój, szczególnie w treści tekstów, ponieważ starałem się eksplorować emocjonalną naturę postaci poza prostą narracją”.
I wydaje się, że to właśnie na tym rozwoju należy skupić sie w pierwszej kolejności, bowiem słuchacz nie da się ponownie “nabrać” na to, że jest to jakiś zagubiony album zespołu Genesis (zainteresowanych pełnym zrozumieniem tej kwestii odsyłam do wspomnanej wyżej recenzji Artura Chachlowskiego). Oczywiście proszę to “nabranie się” traktować z przymrużeniem oka, bowiem jeżeli w przypadku pierwszego albumu podobieństwo narzucało się niemal automatycznie, tak w przypadku najnowszej produkcji już tak nie jest. Mamy do czynienia ze zgrabnym połączeniem genesisowskiej stylizacji z elementami melodycznego neo proga, co dodało całemu albumowi przysłowionych “skrzydeł” i spowodowało, że można to wydawnictwo uznać za milowowy krok w przód w muzycznym rozwoju zespołu.
Pierwszy z zamieszczonym na płycie utworów – “Grand Prix” – to doskonały przykład próby zaadoptowania neoprogresywnej melodyjności powodujący powstanie całkiem, ale to całkiem przyjemnej w odbiorze kompozycji blisko spokrewnionej ze współczesnymi brzmieniami. I chociaż kompozycja ta jest rezultatem oglądania przez autora programu The Antiques Road Show, w którym rzeczoznawcy podróżują do różnych regionów Wielkiej Brytanii, aby wycenić antyki przywiezione przez miejscową ludność i choć w jego treści pełno jest odniesień do zdobycia nagrody za najbardziej ciekawy eksponat, to muzyczna zawartość jest godna wytężonej uwagi. Ponad siedmiominutowy utwór zaczyna sie bardzo zdecydowanym brzmieniem gitary i odważną linią wokalną i to zdecydowanie towarzyszy mu przez cały czas. Nie słychać praktycznie nic z brzmień Genesis. Zamiast tego otrzymujemy dobrze znaną neoprogreesywną kompozycję z elementami charakterystycznymi dla tego sposobu muzykowania.
A później jest jeszcze bardziej interesująco. Mimo, że Państwa odtwarzacz pokaże, że płyta zawiera jedenaście utworów, to utwory od numeru dwa do sześć stanowią część dłuższej całości zatytułowanej “The Frogs”, natomiast pozostałe utwory tworzą kolejną dłuższą całość pt. “The Labirynth”. Brzmi to nieco nieporadnie przyznają Państwo. “Dłuższa całość”… Cóż to może znaczyć? “The Frogs” i “The Labirynth” nie są typowymi progresywnymi suitami z intro, rozwinięciem i outro. To raczej (w tym wypadku) kilka utworów będących “wariacjami” na temat treści komedii Arystofanesa pt. “Żaby” w przypadku pierwszej części i współczesna interpretacja historii Tezeusza i Ariadny w przypadku drugim. Zakładam, że obie te kwestie są wszystkim dobrze znane, ale dla przpomnienia wspomnę tylko, że komedia Arystofanesa pt “Żaby” omawia sytuację Ateńczyków po śmierci jednego z największych tragików, Eurypidesa, i pytania: kto mógłby go zastąpić? Ponieważ nikogo takiego nie ma, bo “(…) dobrzy bowiem pomarli, żywi nic nie warci” bóg winorośli i opiekun sztuki, Dionizos, razem ze swoim wygadanym sługą Ksantiasem wybiera się do krainy zmarłych, by sprowadzić jakiegoś mistrza na ziemię. Tylko kogo wybrać? Może Ajschylosa – twórcę sztuk monumentalnych, czy Euripidesa, w sztukach którego przedstwiani są w sposób tradycyjny bogowie i herosi? A wszystko to jest okraszone plebejskim humorem. Trochę jak opowieść o Don Kichocie i jego służącym Sancho Pansie. Mit o Tezeuszu i Ariadnie to z kolei historia miłosna, w której Ariadna, córka Minosa, pomaga Tezeuszowi wyjść z labitryntu, w którym miał zabić Moinotaura, dając mu słynną “nić Ariadny”. Tezeusz oczywiście obiecuje małżeństwo, potem jednak porzuca Ariadnę i, w zależności od wersji mitu, Ariadna albo umiera z bólu, albo zostaje zabrana przez boga Dionizosa, który zostaje jej mężem.
Jak te dwa mity odnoszą sie do muzyki zespołu The Book Of Revelations? W pierwszym przypadku tym “spoiwem” jest komedia, a dokładniej “komedia słów”, zabawa tesktem i skojarzeniami. Teksty trzech kompozycji zawartych w tej części: “Bacchus Up”, “The Celebrated Axeman” i “Debacle In The Retirement Home” (która to część sama w sobie jest podzieona na trzy kolejne podrozdziały) po prostu żonglują słowami i skojarzeniami raz żartując z życia codziennego, a raz ironicznie przedstawiając nasze przywary i przyzwyczajenia. “Bacchus Up” – na użytek tej recenzji proponuje przetłumaczyć tytuł tego utworu jako “Bachanalia”, wtedy łatwiej będzie zrozumieć grę słów, z jaką mamy do czynienia w tej kompozycji. “(...) I want MTV, I want Netflix and get me front page news / I want Spotify and iTunes, I want all 5-star revues”. I dalej: “(…) I want a second 15 minutes of fame”. “The Celebrated Axeman” – już sam tytuł jest grą znaczeń: może oznaczać seryjnego mordercę grasującego w XX wieku w okolicach Nowego Orleanu, może też odnosić się do postaci z filmowych horrorów. Trzyczęściowa suita w “dłuższej całości” pt. “The Frogs” jest tekstową grą skojarzeń. “Debacle In The Retirement Home” – “Kłopoty w domu spokojnej starości” - to zarówno opis jakiejś rzeczywistej opowieści (życia kilkorga zanjomych w przytułku dla starców), ale także (mimo zniekształceń imion) parafraza komedii Arystofanesa.
Natomiast dłuższą całość pt. “The Labirynth” rozpoczyna bardzo przygnębiająca historia rodziny Maca, który traci swój biznes i zaczyna być “(...) slave for Big Mac in Big Mac’s Factory”. “Safe As Sofas” – bowiem taki tytuł nosi pierwsza z opowieści z tej części - to smutna opowieść o pracy, jej braku, wpływu na rodzinę i samego bohatera. Druga z opowieści tej części – “Theophilia And Theophoboa” – ponownie posługując się grą skojarzeń słownych (Theofilia – bycie przyjacielem boga; Theofoboa – chorobliwy strach lub nienawiść skierowana ku bogu) opowiada o zakupach w sklepie meblowym, gdzie “miłość” do rzeczy ładnych i wygodnych jest ważniejsza od wszystkiego innego. “All The Way To Cedar Life” – akcja tej opowieści w dalszym ciągu rozgrywa się w… sklepie meblowym, który tym razem przybiera postać labiryntu Minotaura z niekończącymi się labiryntami róznorakich mebli. “The Collapse Of The Firewall” – bohaterom tego fragment udaje się ucieć z labiryntu (“Maurice dead, Dead-Eye lashes out, but too late. The haberdasher’s computer crashes”) zabijając po drodze wszystkie “potwory”. Wreszcie ostatnia opowieść z tej części – “The Liberated Labyrinth” – to zwycięstwo i ucieczka z labiryntu. Bohaterom udaje się uciec, ale ich wygrana jest zarazem przegraną, bowiem sukces okupiony jest utratą miłości, utratą największego skarbu człowieka. I choć nie znajdą tu Państwo słów potwierdzających ten wniosek w sposób dokładny, to jednak pod płaszczykiem wspomnianej już niejednokrotnie gry słów i znaczeń tak właśnie kończy się część pt. “The Labirynth”. Wygrywa system, wygrywa “wielki supermarket” – “(…) The labyrinthine battle’s over / No more corners, no more mourners / IDEA’s won the war of the sofas / A co-operating system gave Theo Windows of opportunity to liberate The Labyrinth”.
Zachęcam do dokładniejszego prześledzenia tekstów poszczególnych kompozycji. Zespół na szczęście opublikował je wszystkie na swojej stronie internetowej (patrz tutaj).
I choć właściwie nie było dotąd nic o muzyce, to można lapidarnie powiedzieć tak: im dłużej słucha się tego albumu, tym bardziej odnosi się wrażenie, że zespół odchodzi od konwencji genesisowskiej i przybliża się do tego, co można by nazwać popowym neo progiem. Mam tu na myśli twórczość takich zespołów jak Crystal Palace, Fish On Friday i podobnych. Posługując się typowo neoprogresywnymi „sztuczkami” aranżacyjnymi zespół serwuje całkiem fajne, popowo brzmiące piosenki, które mogą się podobać. Może to już znak, że przychodzi lato i czas na nieco mniej skomplikowane wydawnictwa? Takie letnie… Choć w przypadku tego albumu bardziej podobają mi się gry słowne i muzyczna zabawa w skojarzenia, bo nie pomyślałbym nigdy, żeby akcję mitu o Tezeuszu i Ariadnie umieścić w sklepie meblowym.
A z kronikarskiego obowiązku tylko wspomnę, że zespół The Book Of Revelations tworzą: Paul Blackwell (bas), Joe Donegan (perkusja), Gerard Freeman (śpiew i gitara), Chris Millwater (klawisze), Daniel Monaghan (gitara) i Mark Worledge (gitara). I niestety na razie nieroztrzygnięte zostaje najważniejsze pytanie: czy będzie część trzecia? Ale przecież dopiero co wyszliśmy z “labiryntu” części drugiej, więc chyba trzeba będzie jeszcze trochę poczekać na jakieś dalsze informacje.