Perkins, Brendan - Stories From The Old Church Lane

Artur Chachlowski

Brendan Perkins to brytyjski muzyk od lat związany ze sceną progresywnego rocka. Posiada licencjat z zakresu muzyki kreatywnej i ponad cztery dekady doświadczeń w inżynierii dźwięku. Jest multiinstrumentalistą, który gra na basie, gitarze elektrycznej i akustycznej, perkusji, instrumentach klawiszowych, ukulele, mandolinie i różnych innych instrumentach. A że robi to dobrze możemy przekonać się na jego najnowsze płycie zatytułowanej „Stories From The Old Church Lane”.

Ten album jest swoistą kontynuacją płyty „Favourite Places” (2024) i opisuje zdarzenia oraz historie związane z tym, że Brendan jakiś czas temu osiedlił się w wiejskiej, położonej z dala od wielkomiejskiego zgiełku, wiosce. Dlatego bohaterowie jego muzycznych opowieści są wyraziści, wyjątkowi i, jak to się mówi, więksi niż życie. Wydaje się, że stąpają po tym świecie niemal tak długo, jak budynek starego kościoła, którego kontur widnieje na okładce płyty.

Tych muzycznych opowieści na nowym albumie jest sześć. Każdy utwór odzwierciedla osobiste wspomnienia i obserwacje, jednocześnie zachęcając słuchacza, aby pozwolił swojej wyobraźni stworzyć własne obrazy i pobudzić swoją wrażliwość.

Brendan Perkins gra na wszystkich instrumentach i śpiewa we wszystkich utworach za wyjątkiem chórków, o które w utworze „Another Eveningtime” zadbała Helen Flunder.

Album „Stories From The Old Church Lane” ma charakter typowego solowego przedsięwzięcia („one-man album”) i w związku z tym posiada wszystkie zalety, ale też niestety i wady takiego podejścia do nagrywania. O ile klimat poszczególnych utworów, jak i całej płyty, nieśpieszny, spokojny, chwilami wręcz dostojny, na pewno znajdzie swoich amatorów, to już produkcja, pewne wycofanie, brak epickiego rozmachu, szczególnie w momentach, gdy chciałoby się usłyszeć jakiś bardziej szalony riff, solo, czy bardziej złożoną figurę muzyczną, może zostać odebrane przez wielu jako granie na lekko zaciągniętym hamulcu.

Jednakowoż są na tym albumie momenty, które sprawiają, że chce się do niego wracać. Jednym z takich jest wspomniana już wcześniej kompozycja „Another Eveningtime” ze swoją zrelaksowaną atmosferą podkreśloną tekstem, który nadaje ton całej płycie i definiuje jej klimat:

A sprinting life for some, is how the race is run

As days roll into years, and chase the setting sun

Long from the troubled past, these days should surely last

A beer beside the lake, the night is creeping fast

 

Out, out, heading out, thankful for the moon, pull shadows long

Friends laughing, stories forming, birthing a new song

We should stay here, build our new lives,

Old church journeys, the new era arrives.

 

And by the tree, you looked to me.

 

Innym przykładem mistrzowsko budowanego nastroju jest kompozycja „Amelia’s Wedding”:

Amelia always lived, on the peripheral ledge of life

They said it's hardly possible, for her to be a wife

Love is born, and life discovers paths for folks to tread

This wedding day, in stormy May, their tales and vows are read.

Bohaterka tej piosenki, Amelia, przewija się też w innych utworach, jak w opowieści o ekscentrycznej mieszkance wioski, Olivii Ruth, w tak samo zatytułowanym utworze:

Down at the village store, kept in a box, some old cat's eye marbles and a fake silver fox

Clay pipes and candle wicks, a wooden toy car, a robot of tin that stands guard on the bar

Olivia will collect any old thing, a collection of folk songs that noone can sing,

Amelia says that she used to be wise, just now and then, there's a spark in her eyes

W jakiś przedziwny magiczny sposób, w miarę słuchania albumu, bardzo szybko nabieramy sympatii nie tylko do utworów wypełniających program „Stories From The Old Church Lane”, ale i do samych bohaterów historii opowiadanych przez Bendana, jak do Neda i Mary, którzy wiodą ciche, spokojne i chyba najszczęśliwsze wiejskie zycie:

Out on the porchway in cinder light,

As bats will tumble into the night

And as their stories entwined again,

They live and love life on Old Church Lane.

Za budowanie nastroju, za pomysł oraz za jednoosobowe wykonanie należą się Brendanowi brawa, za swoistą produkcyjną jazdę na „zaciągniętym hamulcu” stawiam minus. Lecz w sumie jest to album nienajgorszy, na pewno wart zapoznania się z jego muzyczną zawartością oraz zaznajomienia się z bohaterami muzycznych historii Brendana Perkinsa. Nie jest to album z gatunku „obowiązkowych”, ale trzy kwadranse spędzone z wypełniającą go muzyką z pewnością nie będą należeć do straconych.

MLWZ album na 15-lecie Bioscope: sensacyjny projekt gitarzysty Marillion i lidera Tangerine Dream na jedynym koncercie w Polsce Koncert jubileuszowy Millenium oraz MLWZ już za trzy miesiące: znamy kolejną gwiazdę W październiku IQ Weekend w Zabrzu Francuski zespół Kwoon na koncertach w Polsce w październiku 2025 Ino-Rock Festival 2025: niezapomniane muzyczne przeżycie w Inowrocławiu