Armia - Der Prozess

Dariusz Maciuga

Spotkałem się niedawno z opinią, że „Der Prozess” to wręcz druga „Legenda”. Powiem szczerze, że tak daleko w charakterystyce bym się nie posunął, choć prawda jest taka, że dziewiąty (lub dziesiąty, jeśli liczyć „Czas i byt”) album Armii jest jedynym, który wykazuje wyraźną analogię do kultowej „dwójki”. Muszę mocno podkreślić: analogię, nie podobieństwo. Oznacza, że z całej dyskografii tylko temu jednemu jest najbliżej do owej zacnej drugiej płyty. Z kolei próba wykazania zbieżności z „Legendą” nakazywałaby oprzeć się na formie, klimacie i nade wszystko stylistyce, czyli tym, co stanowiło sedno tamtego albumu. Jednak nie w tym rzecz. Tutaj chodzi o rozmach i głębię, które jednakże mają na „Der Prozess” swój własny charakter osadzony w rzeczywistości duchowej, jaka interesowała lub wręcz dotyczyła Tomasza Budzyńskiego w okolicach roku 2009. Tym razem Budzyński oparł przesłanie albumu na powszechnie znanym dziele Franza Kafki. Z tym, że jest to tylko podwalina, na której opiera się opis sytuacji człowieka doświadczającego rozprawy sądowej mającej miejsce w jego własnym wnętrzu. Sam Budzyński odbiera kafkowski „Proces” w sposób odległy od szkolnej interpretacji, mianowicie jako książkę o treści ewidentnie duchowej. Muzyka perfekcyjnie ilustruje ten proces. To dźwiękowa i poetycka podróż do wnętrza człowieka rozdartego, który nie do końca wie, o co chodzi w tym, co się wokół niego dzieje. Wie w sumie tylko tyle, że sytuacja, w jakiej się znajduje nie wygląda dobrze. Gdzieś z zewnątrz (a może z własnego wnętrza?) słyszy głos, który oznajmia mu wprost: „ty głupcze, twój proces idzie źle”. Te słowa są niejako centrum tego, czego doświadcza człowiek który, jak można mniemać, dokonuje rozrachunku ze swoim życiem wewnętrznym. Jak utrzymuje Tomasz Budzyński, ten album staje się zrozumiały dopiero po czterdziestym roku życia, więc, co za tym idzie jest to pewnie okres, kiedy zaczyna się ów wewnętrzny proces.

Muzycznie ten krążek to przede wszystkim brzmienia mocno progresywne, co jest zasługą przede wszystkim sekcji rytmicznej w osobach Tomasza „Krzyżyka” Krzyżaniaka (perkusja) i Krzysztofa „Kmiety” Kmiecika (bas). To oni są odpowiedzialni za skomplikowane, nierównomierne podziały rytmiczne, jakich w Armii do tej pory nie było. Ponadto muzyka cechuje się monumentalizmem (nawet określenie „epickość” może tu mieć zdrowe zastosowanie)) i psychodelią, obecnymi w każdym kolejnym utworze. W centrum są, rzecz jasna, ostre, hardcore'owe riffy, które standardowo budują potężną ścianę dźwięku. Jednak o „procesowym”, niepokojącym charakterze muzyki decydują nade wszystko tła i wszelkiej maści dźwiękowe wstawki. Są to w szczególności mroczne dźwięki tworzone za pomocą syntezatorów i samplerów, które przenoszą w odrealniony i nieco surrealistyczny świat wspomnianego duchowego procesu. I tak, na wstępie – w „Złym poruczniku” - mamy od razu ostrą, szybką, hardcore'ową galopadę, monumentalną za sprawą waltorni i odgłosów syren. Dalej - „Proces” przynosi charakterystyczny połamany rytm z dziwnymi, trudnymi do określenia dźwiękami i budzącym skojarzenie z Opeth zwolnieniem z delikatną, psychodeliczną gitarą i zawiłą figurą basową. Pod numerem trzecim znajduje się „Statek burz” - genialny i kto wie, czy nie najlepszy kawałek w historii Armii. To dźwiękowe monstrum utrzymane w średnim tempie -na tle syntezatorowego, ambientowego tła wzmocnionego podniosłą waltornią. Iście mocarny, klimatyczny walec. „Katedra” to z kolei zwrot w kierunku dwóch pierwszych numerów. Rdzeniem jest tu znów hardcore'owy galop z podniosłymi klawiszami w tle. Psychodeliczny, surrealistyczny wstęp z jazzującą waltornią i dzwonkiem w tle ma „Przed prawem”. Ponadto numer ten zawiera świetną, nowofalową gitarę, sporo orientalnych brzmień i nietypowy śpiew Budzego. Album zamyka „Anima” z niesamowitym, zimnym klimatem, dużą ilością pogłosów i echem oraz wspaniałym zakończeniem w postaci mistycznego chorału świętej Hildegardy z Bingen.

Oczywiście wszystko powyższe tylko w małym procencie ukazuje to, czego można się spodziewać po włączeniu „Der Prozess”. Muzyka jest tak bogata, złożona i wielowarstwowa, że nie da się jej przybliżyć za pomocą słów. Te zaś, które tu napisałem niech będą tylko sugestią. Zaś wgłębianie się w ten album z pewnością dostarczy każdemu nietypowych wrażeń.

MLWZ album na 15-lecie 22 listopada 9. edycja Festiwalu Rocka Progresywnego w Legionowie