Norweski zespół Ping powraca. Został on powołany do życia w Bergen jesienią 1998 roku przez Mattisa Janitza (gitary) i Jørgena Greinera (gitara basowa, wokal). Na początku 1999 roku do projektu dołączył Tore Hofstad (instrumenty klawiszowe) i to trio od tamtej pory stanowi stabilny trzon składu grupy. Ich debiutancki album „It's A Picnic”, będący kompilacją kilku demówek nagranych w okresie od stycznia 1999 do września 2000 roku, ukazał się w 2000 roku. Podpisali kontrakt z niemiecką wytwórnią QDK-Media / Normal Records, za pośrednictwem której w 2006 roku wydali drugi krażek „The Castle Massacre”. Ich trzeci album, „Discotheque Of Darkness”, ukazał się nakładem Luftwaffel Records w 2009 roku, a czwarty - „The Hurricane Spoof” (2012) nagrany został we współpracy z producentem/klawiszowcem Roaldem Madlandem i wydany przez Brown Lagoon Records.
Podczas pracy nad piątym krążkiem, „The Zigzag Manoeuvre”, zespół trafił pod skrzydła rodzimej wytwórni Apollon Records, nakładem której 24 października br. ukaże się nowy, szósty już w dyskografii Ping, album zatytułowany „Songs From The Nebula”.
Ping gra na nim eksperymentalnego rocka, czerpiąc inspiracje od tak różnorodnych artystów jak Frank Zappa, Melvins, Ween, dEUS, Gentle Giant, Cardiacs, Motorpsycho, Tom Waits i Wilco. Podobnie jak na wszystkich poprzednich albumach w grze słychać chęć łączenia elementów z różnych epok - od rockowych korzeni z późnych latach 60. po współczesny metal i elektronikę.
Album „Songs From The Nebula” zakrzywia czas i przestrzeń melodyjnym, a zarazem dysonansowym rockiem progresywnym z najdalszych zakątków dźwiękowego wszechświata. Zespół snuje na nim opowieści o przyspieszającym czasie; o tym, że czarna materia żyje; o dziewiczym rejsie statku rozbitego w kosmicznym uniwersie, o złym chłopcu o imieniu Pluto utylizującym…tort pogrzebowy oraz o lamencie stworzenia o imieniu Calisto, któremu w życiu tak się układa, że zawsze narzeka, że jest numerem dwa.
Tematyka zgoła abstrakcyjna, tytuły większości utworów absurdalne („Bad Boy Pluto”, „Jewish Space Laser”!), a sama muzyka grupy Ping łączy w sobie obie te cechy. Trudno jest jednoznacznie zaszufladkować te produkcje. Na pewno pełne są one intensywności i specyficznego charakteru, poruszają się po takich obszarach jak RIO, jazz, funk, punk, prog i… disco i w swoim entuzjastycznym podejściu łączą w sobie pierwiastki hałasu i melodii oraz dysonansu i harmonii. Odnoszę wrażenie, że poczynaniami Norwegów kierują dość schizofreniczne podejście do muzyki oraz niechęć do granic i norm gatunkowych.
Dzięki złożonym, pomysłowym i nieprzewidywalnym aranżacjom (w instrumentarium, obok rockowych instrumentów, słyszymy m.in. mandoliny, wiolonczele, altówki, saksofony, trąbki, etc.) zespół prowadzi słuchacza w jedną stronę, by po krótkiej chwili obrać zwrot przeciwny, zaskakując przy tym wieloma nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Spodziewajcie się niespodziewanego. Wyposażcie się w dużą dozę cierpliwości. Dajcie głośniej i posłuchajcie – nowy album grupy Ping to dzieło niejednoznaczne, trudne w odbiorze (mało tu wybitnie melodyjnych fragmentów), ale warto spędzić z nim trochę czasu, by dowiedzieć się co tak naprawdę gra w głowach tych ambitnych norweskich rockowym awangardzistów.
