Johan Steensland to niemal kultowa już postać na szwedzkiej scenie progresywnego rocka. Na początku lat 80. był jednym z pierwszych, którzy wkroczyli na scenę z pompatycznym progresem inspirowanym takimi zespołami jak King Crimson, Rush i Genesis. Jego zespół on nazwie Sheik Ahmeed zyskał sobie swego czasu mityczny status dzięki swoim legendarnym koncertom progresywnym.. Oprócz pracy jako inżynier dźwięku w lokalnym Studio Pärla, Johan Steensland zbudował swoje pierwsze własne (8-kanałowe) studio i zaczął komponować rock operę zatytułowaną „Crossfade”. Ukończenie tego dzieła zajęło mu ponad trzy lata, lecz na publikację płyty CD „Crossfade” trzeba było czekać aż do września ubiegłego roku, kiedy to w końcu została profesjonalnie ponownie nagrana i wydana wreszcie na płycie 9 września 2024 roku.
Po ukończeniu pracy nad „Crossfade” w 1988 roku, Johan postanowił dotrzeć do szerszej publiczności i stworzył progresywny zespół popowy Position Melker, czerpiący inspiracje od takich artystów jak Sting, Toto i Peter Gabriel. Zespół koncertował w rodzimej Uppsali pod koniec lat 80., ale nie odniósł spodziewanego komercyjnego sukcesu.
W związku z tym Steensland postanowił zawiesić na kołku swoje ambicje muzyczne i w 2003 roku przeprowadził się z rodziną do Kalifornii, aby rozpocząć karierę naukowo-badawczą. W 2008 roku rodzina Steenslandów była już z powrotem w Szwecji, a wraz z dorastaniem dzieci, Johan zaczął ponownie zajmować się muzyką. Postawił sobie za cel rozwój muzyczny i kolejne lata poświęcił na doskonalenie techniki wokalnej. Doskonalił się także w technice gry na gitarze, basie i perkusji. Gdy poczuł, że nadszedł właściwy moment, rozpoczął pracę nad rock operą, która kilka tygodni temu pod tytułem „Duality” ukazała się na płycie CD (Cemafor Records).
„Duality” to klasyczna dwuaktowa, trwająca nieco ponad godzinę emocjonalna historia o następstwach rozstania się pewnej pary. Bohaterowie Eddie Areola i Lydia Gilbert spotykają się w niecodziennych okolicznościach. On, młody autor książek, pracuje nad nową powieścią i zbierając materiały studiuje psychologię psychopatów i zabójców. Jadąc na spotkanie z wydawcą traci panowanie nad kierownicą, jego auto traci przyczepność na śliskiej nawierzchni i… po kilku dniach budzi się ze stanu śpiączki w Locrian Memorial Hospita. Nie pamięta nic, nawet swojego nazwiska. Jedyne co wciąż tkwi w jego głowie to przeżycia psychopatów i morderców. Pielęgniarką w Locrian Memorial Hospital jest Lydia, trzydziestotrzyletnia dziewczyna. Podczas nocnego dyżuru na jej oddział trafia młody mężczyzna po wypadku samochodowym. Po kilku dniach budzi się ze śpiączki. Nie pamięta nic. Nawet swojego imienia i nazwiska… Taki jest punkt wyjścia do tej niezwykłej historii miłosnej.
W rolę Eddiego wcielił się sam autor, Johan Steensland, a partie Lydii śpiewa Aleena Gibons, którą fani progresywnego rocka kojarzą z grupy Kaipa. Za prawie całą część instrumentalną odpowiada Steensland, gra on na wszystkich instrumentach za wyjątkiem solowych partii gitar, za które odpowiedzialny jest Per Nilsson (też pamiętamy go z Kaipy, a także z formacji Scar Symmetry) oraz mamy też na „Duality” okazjonalny udział flecistki Ture Trygger, pianisty Ingemara Brandta oraz grającego na bezprogowym basie Owe Erikssona.
W największym skrócie, na „Duality” słyszymy krystalicznie czystą muzykę progresywną, melodyjną, ze zmianami tempa, z powtarzającymi się motywami w różnych formach oraz wieloma innymi klasycznymi elementami typowymi dla progrockowego gatunku. Dużo tutaj klimatów znanych z płyt grupy Kaipa, a podczas słuchania niejednokrotnie nasuwały mi się też podobieństwa z solowym albumem pianisty Mostly Autumn, Iaina Jenningsa, „The House” (czy ktoś jeszcze pamięta tę wydaną w 2027 roku wspaniałą płytę? – odsyłam do naszej małoleksykonowej recenzji – tutaj), a nawet, zachowując oczywiście odpowiednie proporcje, do albumu „A Curious Feeling” Tony’ego Banksa.
To ambitne, i dodajmy też: udane, muzyczne dzieło Steenslanda jest zbiorem muzycznych tematów obdarzonych mocnymi melodiami, utrzymanymi w pełnym zadumy klimacie. To bardzo dobrze brzmiący album, przyjemny w słuchaniu, duety Steenslanda i Gibons są imponujące, a oszczędność środków artystycznego wyrazu (w instrumentarium dominuje fortepian, delikatne partie gitar i szlachetne partie basu) jest wielkim atutem tego wydawnictwa.
Melancholijny nastrój, zaduma, nostalgia i czające się wszędzie uczucie smutku – to najważniejsze cechy tego albumu. Dodajmy do tego ładne i przystępne melodie, interesujące partie wokalne i niespodziewanie przekonujemy się, że trafił nam w ręce idealny album w sam raz na tę porę roku. Na jesienne chłody, na coraz szybciej zapadające ciemności, na zagłębienie się w klimacie pełnym tajemniczości, niedopowiedzeń i niejednoznaczności… A przy tym dostarczający autentycznej radości przy słuchaniu.
Bardzo ładna płyta. Polecam.
