Hans Spitzen - About Time

Rysiek Puciato

A gdyby tak na początku zadać nieco obrazoburcze i intymne zarazem pytanie: jak wyobrażają sobie Państwo niebo? Tylko proszę nie ukrywać się za jakąś zasłoną niemocy. Takie pytanie i… odpowiedź na nie to przecież element metafizycznego dojrzewania każdego człowieka. Kiedyś się rodzi i zmusza do sformułowania odpowiedzi. Ponieważ nie jest jednak moim zamiarem zmuszanie kogokolwiek do ujawniania swoich przekonań, więc chciałbym je dookreślić. Jak wyobrażają sobie Państwo (o ile w ogóle) „neoprogresywne niebo”? Takie miejsce, w którym jesteśmy sam na sam ze sobą, a jedynym towarzystwem jest dźwięk mniej lub bardziej doskonale poukładany w muzyczne sekwencje tworzące zwrotki i refreny. Moje neoprogresywne niebo jest za drzwiami do pokoju. Trzeba je najpierw otworzyć i zapalić światło. Potem skręcić nieco w prawo, by stanąć oko w oko z półkami, na których stoją dobrzy muzyczni znajomi… ci którzy już odeszli i ci, którzy wciąż ubogacają tę bardzo osobistą krainę, do której nie mają takiego „prawdziwego” dostępu nawet najbliżsi. Nawet oni. To niebo nie liczy się z czasem, czy modą. To miejsce spotkań z najbliższymi znajomymi, to kraina magii dźwięku i nastroju. Moje niebo wciąż ewoluuje, rozrasta się, zmienia. Właśnie niedawno pojawili się w nim dwaj nowi goście.

Pierwszym z nich jest pan Hans Spitzen, który raczej nie jest zbyt znanym artystą. Na swoim solowym koncie miał jedną płytę – „Fingerprints” (2015). I pewnie nikt o niej zbytnio nie słyszał w natłoku muzycznych produkcji. Co bardziej dociekliwi spośród Państwa mogą kojarzyć jego postać jako gitarzystę zespołu Flamborough Head, z którym nagrał ostatni album tej formacji – „Jumping The Milestone” (2022). I, jakby to powiedzieć, w „przerwie” przyszedł czas na kolejną dawkę twórczości solowej – „(…) Tak, to był CZAS na wydanie nowego albumu, stąd taki tytuł. Ale to nie wszystko: niektóre utwory na tym albumie poruszają temat czasu, który pozostawiam wam na odkrycia…”. Proszę zatem dać się zaprosić do świata nowego wydawnictwa Hansa Spitzena pt. „About Time”.

Nie będzie to zbyt długa podróż w rozumieniu upływu czasu – raptem pięć utworów i jakieś czterdzieści osiem minut podróży przez czas / w czasie / na przekór upływowi czasu* (* odpowiednie wybrać po przesłuchaniu całości).

Na tym albumie jest wszystko to, co powinno być, by ukołysać nawet najbardziej zmęczonego codziennością słuchacza. Nagranie „The Curse” czaruje gitarowymi solówkami i sekwencjami klawiszy. Mami lekkością dźwięków i zmiennością nastroju. A połowa tej kompozycji przynosi jeden z najbardziej niesamowitych pasaży dźwiękowych tego roku. Duży plus należy się użyczającemu głos Hansowi Kuypersowi - byłemu wokaliście zespołu Leap Day.

Czy to zbieżność tytułu? Czy jakieś zamierzone działanie? Drugi utwór na płycie nosi tytuł… „Jumping The Milestone” - taki sam jak tytuł płyty i utworu na ostatnim krążku zespołu Flamborough Head. Nie ma tu nic tajemniczego. Hans Spitzen jest autorem tej kompozycji i postanowił w nieco innej postaci nagrać ją jeszcze raz na swojej solowej płycie i… dobrze się stało. Jeżeli wersja z wydawnictwa Flamborough Head jest, no cóż, progresywno-folkowa, to w przypadku płyty solowej autor obnaża swoją romantyczną duszę. Uproszczenie aranżacyjne i budujące atmosferę fortepian, flet i syntezatory sprawiają, że nie można się ani na moment oderwać od tej ponad dwunastominutowej kompozycji. Zamiast głosu Margriet Boomsmy jest głos Hansa Spitzena – lepszy czy gorszy?… Proszę ocenić samemu. A co poza tym? Klawisze, które czarują spokojnymi pasażami w tle. Nieco łkająca gitara. Szarawy wokal bez niepotrzebnych ekwilibrytyk tonacyjnych. I nie ma znaczenia czas, nic nie ma znaczenia. Zaś orkiestracja w połowie – to majstersztyk. Oj, ile może być ‘utworów roku’?…

Gdzie czas płynie inaczej, wolniej, jakoś tak obok? Czyż nie na plaży, z której można obserwować niebo, kołyszące fale, skaczące ryby i… rozkoszować się beztroską? Taki jest właśnie trzeci utwór na tym niesamowitym krążku – „Out Of Here”. Gitara slide sprawdza się w nim znakomicie. Rockowa jest konstrukcja, a pojawiający się śpiew mew i szum fal jest zachwycający. To pięć minut gwarantowanej muzycznej sielanki, prostej radości i uśmiechu pojawiającego się z każdym dźwiękiem.

Jeżeli utwór “Jumping The Milestone” pokazał romantyczną duszę autora, to kompozycja „The Little Prince” swoją aranżacją jakoś zmusza do skojarzeń z zespołem Camel i jednocześnie nie pozwala na takie zbytnie uproszczenie. To dwanaście minut neoprogresywnej podróży przez morze dźwięków i zmieniających się aranżacji. Dwanaście minut, które mijają jak mrugnięcie oka. Bogactwo aranżacyjne zaskakuje i wciąga w świat pełny wysublimowanych popisów solowych i stojący jakby w opozycji do ich melodyjności i zadziorności wokalu. Ten wokal to znak szczególny tego albumu. Taka pieczęć, która nadaje mu swoiste znamię i jest muzycznym piorunochronem strzegącym słuchacza przed nadmiernym rozkołysaniem.

Upływający czas to nie tylko radość i beztroska. To także doniosłość wydarzeń, które mają miejsce wokół nas. Ostatnia kompozycja rozpoczyna się wprawdzie pinkfloydowsko (jakby podobnie do „Atom Heart Mother”), ale jej właściwy początek to fragment przemówienia Grety Thunberg wygłoszonego podczas konferencji klimatycznej ONZ COP25 – Climate Emergency Event. Tak naprawdę to utwór instrumentalny ostrzegający przed beztroską w sprawie ochrony przyrody i naszego świata. Nerwowy, narracyjny, dramatyczny, lekki i muzycznie wielowątkowy. Są ciężkie organy, cicha gra gitary i delikatny fortepian. I brzmiące w obydwóch kolumnach zawołanie: „(…) We need…”.

Proszę otworzyć „neoprogresywne niebo” dla tej płyty. Nie będą Państwo żałować. Nie ma tu żadnego zbędnego dźwięku. Nie ma żadnej muzycznej przesady. Nie ma nadmiernej pieczołowitości. Jest niesamowita opowieść o czasie w jego różnych postaciach i formach. I tak z recenzenckiego obowiązku dodam tylko, że to jeden z gorących debiutów tego roku. I dobrze się stało, że ten album się ukazał. Warto ponownie przytoczyć słowa autora: „(…) Tak, to był CZAS na wydanie nowego albumu”.

Rozrasta się to moje niebo i ewoluuje. I to chyba dobrze, bo czas to nie byt sam w sobie, a jedynie miara zmian, a te są szybkie i często niespodziewane.

Proszę nie pytać kto jest tym drugim gościem w moim niebie. Na razie to tajemnica.

MLWZ album na 15-lecie 22 listopada 9. edycja Festiwalu Rocka Progresywnego w Legionowie