Pineapple Thief, The - All The Wars

Katarzyna Chachlowska

ImageThe Pineapple Thief to zespół, który porównywano m.in. do Porcupine Tree i którego płyt zawsze wyczekiwaliśmy z niecierpliwością, bo Anglicy przez przeszło 10 lat swojej działalności zdążyli nas już przyzwyczaić do wysokiego poziomu muzycznego i świeżego brzmienia. Nie inaczej jest w tym roku. Już za niespełna miesiąc można będzie kupić 9. album Złodzieja Ananasów, zatytułowany „All The Wars”.

Opis albumu na stronie wytwórni KScope może rozbudzać apetyty: zaproszenie do współpracy chóru, sekcji smyczkowej złożonej z 22 muzyków, ładna okładka (wykorzystane zdjęcie Marka Mawsona, znanego ze współpracy przy koncercie Paula McCartneya z okazji jubileuszu brytyjskiej królowej), aż w końcu deklaracja frontmana zespołu Bruce’a Soorda: „nie żałowaliśmy pieniędzy na pełną rozmachu produkcję, ale pod nią kryje się czysta rockowa płyta. Chwilami jest bardzo ciężka, ale ma też delikatne i piękne momenty”. Te „momenty” trochę mnie zaniepokoiły, bo czy piękna nie powinna być cała płyta? Znacznie bardziej odpowiada mi brzmienie The Pineapple Thief sprzed kilku lat, kiedy tworzyli długie nastrojowe utwory niż z poprzedniej płyty „Someone Here Is Missing” (która jednak też mi się podobała, choć chyba bardziej dzięki tym „momentom” niż jako całość). A jak jest w przypadku najnowszej płyty tego zespołu? Czy kontynuują wędrówkę w kierunku wyznaczonym przez „Someone Here Is Missing”? Czy mamy raczej do czynienia z powrotem do „korzeni”?

Czas trwania albumu (zaledwie 45 minut) oraz udział krótkich, okołoczterominutowych kompozycji (aż 6 na 9) wskazywałby raczej na pierwszą opcję. W ciągu pierwszych dni od otrzymania płyty nie miałam za wiele czasu na poświęcenie jej należytej uwagi i w rezultacie za każdym razem coś odrywało mnie od słuchania po około 10 minutach (czyli przy utworze numer 4…). Nie mogę powiedzieć, żebym została rzucona na kolana, wręcz przeciwnie, czułam rozczarowanie – z pierwszej części albumu według mnie bardziej wybija się jedynie „Warm Seas” (jest to bardzo przebojowy utwór, którego nie powstydziliby się pewnie muzycy Muse. Inspiracja stylem tej grupy jest tak wyraźna, że przy słuchaniu można nieomal usłyszeć wokal Matthew Bellamy’ego). W pierwszym na płycie, „Burning Pieces”, jest więcej hałasu niż melodii, a w „Last Man Standing” z ciągle powtarzanym motywem wokalnym czuć monotonię – na poprzedniej płycie „Someone Here Is Missing” utwór tytułowy również opierał się na powtarzaniu jednego motywu, ale tamten brzmiał o niebo lepiej.

Po 10 minutach ciężkich gitarowych brzmień, w końcu przychodzi czas na uspokojenie: utwór tytułowy. Jest to ładna ballada, w której do głosu wreszcie dochodzą zapowiadane przez muzyków „atrakcje”: w tle naprawdę wiele się dzieje. Odsłuch albumu w zasadzie można by zacząć od tej kompozycji, bo od początku utworu „All The Wars” poziom jest zdecydowanie wyższy niż w pierwszej części albumu i systematycznie jeszcze wzrasta, by osiągnąć punkt kulminacyjny w absolutnie genialnym „Reaching Out” wieńczącym  całą płytę i przypominającym dlaczego The Pineapple Thief wciąż zajmuje ważne miejsce na progrockowej scenie.

Zanim jednak całkiem poddam się zachwytom nad ostatnim utworem, napiszę jeszcze, co dzieje się na płycie przed nim. Na szczególną uwagę zasługuje „Give It Back” trwający 7 minut, co przy średniej długości piosenek na tym albumie sprawia, że od razu zwraca się na niego uwagę. Brzmieniem i klimatem jest bardzo zbliżony do „So We Row” kończącego poprzednią płytę. Jest też utwór „Someone Pull Me Out”, który bardzo przypomina mi „A Simple Mistake” z „We’re Here Because We’re Here” Anathemy… Z kolei „One More Step Away” to utwór spokojny, melodyjny, stanowiący wstęp do wspominanego już „Reaching Out”.

„Reaching Out”… Jeżeli kogoś znudziła, zmęczyła bądź rozczarowała dotychczasowa porcja muzyki, ta kompozycja wszystko wynagradza. W ciągu 10 minut jej trwania mamy wszystko, co lubią fani dobrego grania: bogate aranże, zmienne nastroje i ładne melodie – w zasadzie bardzo przypomina swoim klimatem „Remember Us”. Poraża rozmachem i symfonicznym bogactwem aranżacji. Do tego utworu chce się wracać i wracać!

Przy wszystkich superlatywach, o których myślę pod kątem ostatniego utworu,  pojawia się oczywiście pytanie: czy może on przesądzić o jakości całej płyty? Niestety, mimo że ”All The Wars” jest płytą posiadającą kilka naprawdę dobrych momentów, a jeden genialny, to całościowo nie określiłabym jej jako dobrą. Muzyka The Pineapple Thief z nastrojowego art-rocka od jakiegoś czasu coraz bardziej kieruje się w stronę radiowych rockowych hitów i przyznaję, że nie jest to kierunek, który mi się szczególnie podoba… Będziecie mogli zresztą sami przekonać się jak brzmi ta płyta, słuchając w sierpniu jej fragmentów prezentowanych w audycji Mały Leksykon Wielkich Zespołów lub gdy poczekacie do 3 września, kiedy to płyta trafi do dystrybucji.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Zespół Focus powraca do Polski z trasą Hocus Pocus Tour 2024 Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!