Kulka, Gaba - Wersje

Paweł Świrek

Image„Wersje” to kolejny autorski album Gaby Kulki. Jest on podsumowaniem czterech lat działalności artystki. Wydawnictwo to ma stanowić spojrzenie na dotychczasowe osiągnięcia Gaby, jak i być wyznacznikiem nowego kierunku w jej muzyce. Czy jest to dobre posunięcie? Wszystko zależy od tego, jak się na to patrzy.

Album zawiera 18 kompozycji nagranych na żywo, ale mających na „Wersjach” charakter płyty studyjnej. Tak przynajmniej teoretycznie miało być. Prócz własnych kompozycji znalazło się tam kilka coverów. Pierwszy z nich to „All We Ever Wanted Was Everything” grupy Bauhaus. Tu akurat ciekawie się zapowiada, nagranie charakteryzuje się bardzo atrakcyjnym, pełnym ekspresji wykonaniem. Natomiast „Got a Song” – utwór z repertuaru duetu Kucz/Kulka (z płyty „Sleepwalk”), choć z założenia jest wesołą kompozycją, to brzmi nieco słabiej i po prostu… nudnawo. Potem można znaleźć kilka wyłącznie autorskich kompozycji. Z początku są one ciekawe, zwłaszcza że na początku „Niejasności” słychać dźwięki przypominające Stick czy Warr guitar, ale od strony wokalnej jest już zdecydowanie słabiej. Próby udawania przez Gabę Kate Bush czy Sinead O’Connor wypadają raczej przeciętnie, momentami śpiew Gaby po prostu drażni uszy słuchacza. Zdecydowanie lepiej jest na tym albumie od strony instrumentalnej. Kolejne, nieco jazzujące kompozycje wypadają przeciętnie, lecz im bardziej wchodzimy w głąb płyty, tym jest gorzej. Cover Hanki Ordonówny - „Na pierwszy znak” - zaśpiewany jest w miarę poprawnie, lecz już utwór „Sexy Doll” znany z repertuaru Republiki to kompletna katastrofa. O ile zwrotki zostały poprawnie zaśpiewane, o tyle dziwaczny i manieryczny śpiew w refrenie sprawia, że Grzegorz Ciechowski przewraca się chyba w grobie. Cover „I Don’t Know” zespołu The Beastie Boys instrumentalnie jest miły w odbiorze, szkoda tylko, że już tego samego nie można powiedzieć o stronie wokalnej. Dodatkowo można znaleźć na tym krążku drobne przypadki niechlujstwa realizatorskiego. Po utworze „Laleczka” można usłyszeć oklaski, niestety urwane, zamiast wyciszone. Na samym końcu słychać też zapowiedź utworu, którego na płycie nie ma.

Ta sama historia ma też miejsce na końcu płyty, tyle że tam, jeszcze po oklaskach, słychać jakieś dziwne odgłosy. Niektóre nagrania sprawiają wrażenie urwanych, jakby nie można było ich wyciszyć. Te niedociągnięcia świadczą o ewidentnej fuszerce.  Niby to ważny album w dyskografii artystki, a posiada raczej charakter demo. W taki sposób można realizować amatorskie nagrania, a nie profesjonalnie wydaną płytę.

Album „Wersje” ma też sporo jaśniejszych momentów i przynajmniej na początku jest w miarę zróżnicowany. Od pewnego momentu zaczyna się jednak stawać monotonny, przez co może nieco nużyć słuchacza. Mnie głos Gaby Kulki szczególnie nie urzekł, choć sama artystka posiada w sobie ogromny potencjał, którego chyba nie ma odwagi w odpowiedni sposób wykorzystać. Wiem, że „Wersje” mają z założenia inny charakter niż pamiętny album „Hat, Rabbit”, ale jest to jednak ewidentny zjazd w dół. Jak dla mnie, wyszła z tego przeciętna płyta, a trochę szkoda, bo muzycznie zapowiadała się ona bardzo ciekawie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!