Morild - Aves

Robert "Morfina" Węgrzyn

ImageZ norweskim zespołem Morild po raz pierwszy zetknęliśmy się w 2010 roku za sprawą jego  debiutanckiego albumu zatytułowanego „Time To Rest”, który mieliśmy okazję omawiać na łamach Małego Leksykonu Wielkich Zespołów. Od tego czasu skład kapeli został uzupełniony o muzyków, którzy na debiucie pełnili rolę gości. W ten sposób aktualny line-up przestawia się następująco: John Anders Troset (śpiew, gitara, instrumenty perkusyjne), Odd-Road Bakken (instrumenty klawiszowe, gitary, ukulele), Alexander Holand Salgado (perkusja), Nils Larsen (gitara basowa), Mari Haug Lund (flet, fortepian) i Hans Kristoffersen (gitary). W tym roku Norwegowie uraczyli swoich sympatyków swoim drugim krążkiem o tytule „Aves”.

Płyta zawiera sześć kompozycji, z których trzy są mocno rozbudowane i trwają od 13 minut z okładem do blisko 25 minut. Wydawać by się mogło, że sześć utworów to mało, ale trzeba zauważyć, że cały materiał zawarty na tym krążku trwa ponad 75 minut! Jest więc czego na tej płycie słuchać. Jak przystało na symfoniczne granie prog/artrocka, długie suity, okraszone sporą dawką instrumentów klawiszowych i niekończącymi się powtórzeniami danych motywów, pozwalają nam na uczucie, że czas jakby nieco zwalniał. Mamy do czynienia z produktem, który nieco wyhamowuje tempo codziennego zgiełku i szybkość mijającego czasu. Nietuzinkowe instrumentarium również daje o sobie znać, jednakże podtrzymuję swoją opinię o tego typu produkcjach: takie archaiczne i zapatrzone w przeszłość granie nie powala i nie zachwyca sposobem zrealizowania miksu czy masteringu. Nie ma na tej płycie „czadu”, nie ma soli, ani pieprzu, jest za to uduchowione, utrzymane w patetycznym stylu granie, które w ewidentny sposób nawiązuje do minionych już dawno czasów złotej epoki symfonicznego rocka. Niby cały czas jest nostalgicznie, ale jakby grupie brakowało weny, własnego pomysłu na ten rodzaj stylistyki, a tym samym jakiejkolwiek puenty, która pozwoliłaby na dłuższe zapamiętanie tej muzyki.

Album „Aves” prezentuje archaiczne rozwiązania rodem sprzed 40 lat, podobnie jest z brzmieniem. W dzisiejszych czasach kumaty młodzieniaszek ma dostęp do mega możliwości, a tutaj taka niby profesjonalna, ale stara szkoła, chyba, że tak po prostu ma być i już. Flet, ukulele i inne instrumenty z minionej epoki… Nie słyszę w tej muzyce nic zaskakującego. Średni produkt, więc i średnia ocena… 

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!