R-Evolution Band - The Dark Side Of The Wall 1979-2013

Artur Chachlowski

ImageDziwny to album. Zastanawiam się po co takie płyty się ukazują?...

Tytuł od razu sugeruje co i w jakiej trawie piszczy. Nie, nie jest to kolejny cover albo nowoczesna forma muzyki z dwóch legendarnych płyt Pink Floyd. W przypadku tego albumu chodzi o coś innego. Włoscy muzycy skupieni wokół Vittorio Sabelliego dokonali całkowitej dekonstrukcji słynnej „Ściany”, a poszczególne jej motywy, fragmenty i niektóre utwory zostały ułożone w całkowicie nowy koncept.

R-Evolution Band to zespół klasycznie wykształconych muzyków z Mediolanu. Wspomniany już lider formacji gra na saksofonach i klarnetach, a także śpiewa, a towarzyszy mu plejada wiolonczelistów, pianistów, skrzypków, kontrabasistów, perkusistów i wokalistów. Ale wokali na tej płycie nie ma zbyt wiele. Właściwie są to tylko strzępki wokalnych linii utworzonych przed laty przez Rogera Watersa. W związku z totalną dekonstrukcją melodii i całkowicie innym charakterem (stylem) poszczególnych utworów zmieniono tytuły niektórych z nich. Najzabawniejsze przykłady to: „The Baddest Days Your Life”, „One Of My Bad Days”, „The Show Must Go Latin” i „Run Like Bells”.

Całość rozpoczyna się od narracji po… japońsku (co podobno ma sugerować „nowe podejście” do pinkfloydowego konceptu), po którym rozlega się równie potężna jak w oryginale ściana (nomen omen) dźwięków w „In The Flesh?”. Słychać tu tę samą moc i potęgę brzmienia, brak tylko wokalu Watersa. „The Thin Ice” zamieniło się w bardzo eteryczną improwizację, „Another Brick In The Wall Pt.1” przekształciło się w mocno nasączoną folkiem etnorockową melodię, a słynny temat „Another Brick In The Wall Pt.2” to nic innego jak speedmetalowa hardrockowa jazda z elementami free jazzu i z mnóstwem growli. Z kolei „Young Lust” brzmi teraz jak monumentalne dzieło elektronicznego rocka, „Hey You” ma posmak klezmerskiej muzyki, „Is There Anybody Out Here?” posiada symfoniczny rozmach z delikatnie osadzoną na tle smyczków gitarą akustyczną, „The Trial” nabiera wodewilowo-kabaretowego stylu a’la lata 30., a „Run Like Bells” to… reggae. Zresztą na całej, trwającej ponad godzinę płycie pełno jest takich twistów i zaskakujących zwrotów stylistycznych.

Pewnie ci, którzy podchodzą do oryginalnej „Ściany” z uwielbieniem i na kolanach, po wysłuchaniu tej interpretacji będą ją chcieli wyrzucić do kosza. Jednak ci, którzy znają oryginał na pamięć, a ciekawi są zaskakujących i nieoczywistych wariacji na temat kilku głównych motywów „The Wall”, na pewno znajdą na płycie R-Evolution Band mnóstwo intrygujących smaczków. Jeżeli chodzi o mnie, to po pierwotnym zwątpieniu z czasem nawet polubiłem ten album. Ale nie na tyle, bym chciał do niego często wracać. I choć doceniam odwagę włoskich muzyków w nowatorskim podejściu do ponadczasowego dzieła, to ciągle w głowie czai mi się ta sama myśl: dziwny to album. Po co takie płyty w ogóle się ukazują?...

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!