Wilson, Ray - Makes Me Think Of Home

Artur Chachlowski

„Makes Me Think Of Home” to już druga tegoroczna płyta Raya Wilsona z premierowymi utworami. Omawiana przez nas wiosną „Song For A Friend” reklamowana była jako ‘album akustyczny’. Szczerze powiedziawszy, jakoś znacząco więcej ‘elektryczności’ na „Makes Me Think Of Home” nie słyszę. I bardzo dobrze, bo przecież Ray najwspanialej sprawdza się w interpretacjach kameralnych, nastrojowych i - mimo wszystko - oszczędnie aranżowanych piosenek. Ale co słyszę na pewno, to to, że na tej nowej płycie jest znacznie więcej muzycznego potencjału i że jako całość prezentuje się ona o wiele bardziej okazale.

Ray Wilson jak zawsze od strony wykonawczej jest bezbłędny. Jego wokalne interpretacje nie mają sobie równych i z tego co widzę i słyszę, posiada on (zasłużenie!) ciągle rosnącą rzeszę oddanych fanów, a przede wszystkim fanek, które z pewnością zachwycają się nie tylko jego talentem, ale i oryginalną męską urodą. Na „Makes Me Think Of Home” Wilson otoczył się wianuszkiem stałych współpracowników: Nir Z gra na perkusji, Ali Ferguson i Uwe Metzler na gitarach, Kool Lyczek obsługuje instrumenty klawiszowe, Lawrie MacMillan – gra na gitarze basowej, Marcin Kajper – na saksofonach i flecie, a Peter Hoff odpowiedzialny jest za programming i za instrumenty klawiszowe. Ten ostatni jest ponadto współautorem (wraz z Wilsonem) większości materiału wypełniającego tę płytę, co stanowi istotną zmianę (moim zdaniem in plus) w stosunku do ładnych, acz nieco zbyt monotonnych piosenek wypełniających album „Song For A Friend”, których autorem był Uwe Metzler.

Jest na nowym krążku byłego wokalisty Genesis co najmniej kilka utworów, które zapamiętamy na długo. Już otwierający płytę „They Never Should Have Sent You Roses” ze swoją świetną gitarową melodią i zaśpiewem jednoznacznie kojarzącym się z grupą U2 z okolic płyty „The Unforgettable Fire” zasługuje na duże brawa. Nawet jeżeli utworowi temu blisko do U2, to nie sposób odmówić mu prawdziwego uroku, a Wilsonowi mistrzostwa interpretacji. Podobać się może singlowe nagranie „Amen To That”, a jego melodyjny refren błyskawicznie zapada w pamięć. Podobnie jest z refleksyjnym utworem „Don’t Wait For Me”, w którym sprytnie wykorzystano krótką wstawkę w języku japońskim. Zaskakujące jest zamykające płytę nagranie „The Spirit” – ni to country, ni to klimat niczym z westernu (o czym może świadczyć charakterystyczne pogwizdywanie i słowa refrenu: „I’d like to ride off into the sunset like a cowboy”). Są w tym zestawie kolejne niezłe nagrania: „The Next Live”, „Anyone Out There”, „Worship The Sun”… Generalnie nie ma na tym albumie ani jednego słabego utworu, co moim zdaniem czyni płytę „Makes Me Think Of Home” jednym z największych solowych osiągnięć w dorobku Raya Wilsona.

Moją opinię wzmacniają dwa zdecydowanie najlepsze utwory, jakie nasz bohater kiedykolwiek zaśpiewał na swoich solowych płytach. Obie wybitne i wyjątkowo piękne. Mam tu na myśli przeuroczą piosenkę „Calvin And Hobbes” (to imiona dwójki bohaterów popularnego gazetowego serialu komiksowego, a w tym akurat utworze są one synonimem niezawodnej przyjaźni), a przede wszystkim przewspaniałą, rozbudowaną do 8 minut kompozycję tytułową. Rozwija się ona powoli, napięcie dozowane jest niezwykle precyzyjnie, a jej klimat po prostu zwala z nóg. Wielopiętrowa aranżacja z mocno zaakcentowanym brzmieniem smyczków, akustycznych gitar, saksofonu i fletu jest po prostu bezbłędna. Tu nawet cisza potrafi grać, a rozpiętość muzycznych kontrastów jest wręcz zniewalająca. W utworze tym Ray chyba najbardziej w swojej solowej karierze uderza w progresywne tony. Kandydat do miana utworu roku? Nie wiem, ale takiego Raya Wilsona chciałoby się słuchać i słuchać i słuchać… Bez przerwy. 

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!