Gentle Knife - Clock Unwound

Artur Chachlowski

Gentle Knife to norweski zespół spod znaku progresywnego rocka, w skład którego wchodzi… aż jedenastu muzyków. Wraz z kilkoma wokalistami (słyszymy tu na przemian wokale żeński i męski), wieloma gitarzystami, niesamowicie rozbudowaną sekcją instrumentów klawiszowych (syntezatory, melotron, organy Hammonda, fortepiany), dęciakami i oraz fenomenalnie spisującą się sekcją rytmiczną tworzą oryginalne brzmienia zanurzone w klimatach typowych dla klasycznej progresywno-rockowej muzyki lat 70. Kto jak kto, ale Skandynawowie, a już norwescy muzycy w szczególności, potrafią to robić jak chyba nikt na tym świecie.

Już pierwszy, wydany równo dwa lata temu konceptualny album grupy Gentle Knife (jego małoleksykonowe omówienie można znaleźć pod tym linkiem), swoją muzyką potrafił wyrwać słuchacza ze zgiełku rozpędzonej i pełnej chaosu codzienności, i przenieść go w fascynujący, pełen fascynujących zjawisk, świat natury, magii i przyrody.

Druga płyta, która ma ukazać się niebawem (jej premiera przewidziana jest na 15.06.2017r.) w centrum uwagi odbiorcy stawia upływający czas. Przemykające szybko i przelewające się przez palce chwile pogrążają nasze życie w tęsknocie za czymś lepszym i w narastającym rozczarowaniu otaczającą nas rzeczywistością. Misternie kreślone plany przechodzą na margines, kochankowie zdradzają się, ludzie od siebie odchodzą, a czułe marzenia najzwyczajniej zanikają. Jednak każdy może znaleźć na to wszystko swoje własne remedium. Trzeba tylko odrzucić poczucie rezygnacji, a odkryje się prawdę o tym, że na końcu i tak w naszej pamięci pozostają tylko najpiękniejsze chwile. O tym z grubsza opowiadają poszczególne utwory na nowej płycie Norwegów.

A jest ich sześć. Sześć wspaniałych kompozycji wypełniających płytę „Clock Unwound” to nagrania bardzo epickie w swoim formacie i wszystkie operują szerokim wachlarzem muzycznych emocji. Już sam trzyminutowy instrumentalny wstęp, zgodnie ze swoim tytułem („Prelude: Incipit”) stanowi intrygujące dźwiękowe wprowadzenie do całości tego albumu. Wyłania się z niego długa, trwająca kwadrans kompozycja tytułowa, która jednoznacznie definiuje po jakich stylistycznych obszarach będziemy poruszać się na tym krążku. Stary King Crimson, Steven Wilson… Czy mam wymieniać dalej?...

„Fade Away” to, nie licząc preludium, najkrótszy (7 minut 22 sekundy), utwór w tym zestawie. Najkrótszy, a przy tym najbardziej melodyjny. W jego przypadku można nawet mówić o czymś takim, jak refren, bardzo chwytliwy zresztą, ale nie myślcie, że to jakiś kandydat na typowy przebój. No, chyba że w XXI wieku przebojem może stać się utwór z gatunku psychodelicznego rocka. Ja sobie tego nie wyobrażam.

„Smother” to najbardziej porywający utwór w tym zestawie: dynamiczny, tętniący życiem i nabuzowany wręcz energią. A w dodatku zawierający porywające partie instrumentów dętych oraz świetną jazzująca wstawkę. Tego się po prostu słucha!

Przed nami dwa następne dziesięciominutowe muzyczne giganty. Kompozycja nr 5 to „Plans Askew” – chyba najbardziej liryczne nagranie na płycie opatrzone rzewnym saksofonowym solo, z którego wypływa wspaniała partia gitary oraz duet wokalny umiejętnie budujący napięcie pod nieuchronny, pełen muzycznego dramatyzmu, a zarazem jakże spektakularny finał tej kompozycji.

Z kolei w ostatnim, mocno zawieszonym w oparach psychodelii, utworze pt. „Resignation”, przez całe 10 minut dominuje kreowany przez mięsiste partie basu i smutne dźwięki fletu (a w końcówce także mocno psychodelicznego saksofonu) trenowy klimat smutku, rozpaczy i tytułowej rezygnacji, a niski męski głos recytujący tekst (coś na wzór Steve’a Hacketta w „In Memoriam”) jeszcze bardziej pogłębia duszną i przygnębiającą atmosferę, która wisi w powietrzu jeszcze długo po wybrzmieniu ostatniego dźwięku na płycie.

Tak sobie myślę, że chyba niełatwo było połączyć w całość tak liczną gromadę muzyków tworzących grupę Gentle Knife: jedenaście silnych osobowości, jedenaścioro bardzo uzdolnionych osób, którym na szczęście przyświeca jedna wspólna wizja. Gdy przychodzi do tworzenia i grania własnej muzyki widać, że tworzą razem niezwykły organizm, który działa jak dobrze naoliwiona maszyna i który potrafi wyczarowywać niesamowite dźwięki, kreować niezwykły klimat, porywać odbiorcę do innego, lepszego świata. Powiedzmy to sobie szczerze: u grupy Gentle Knife dzieje się to po mistrzowsku! Tu wszystko funkcjonuje jak w nakręconym zegarku!

A, i jeszcze jedno. Album „Clock Unwound” zmiksował i swoim masteringiem opatrzył sam wielki Markus Reuter (Stick Men, Crimson ProjeKct). To widać. To słychać. To czuć.

Na koniec przedstawmy nazwiska tej jedenastoosobowej rockowej orkiestry, która uraczyła nas tą autentycznie piękną i optymistyczną w swoim literackim (a muzycznym jeszcze bardziej!) wydźwięku: Astraea Antal – flety i blaszane instrumenty dęte, Pål Bjørseth – instrumenty klawiszowe, śpiew, trąbka, Odd Grønvold – gitara basowa, Thomas Hylland Eriksen – saksofony i drewniany instrumenty dęte, Veronika Hørven Jensen – śpiew, Håkon Kavli – śpiew, gitary, Eivind Lorentzen – gitary, syntezatory, Charlotte Valstad Nielsen – saksofon, Ove Christian Owe – gitary, Ole Martin Svendsen - perkusja oraz Brian M. Talgo - sample, śpiew.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok