Kat - Rarities

Paweł Świrek

ImageOd czasu rozłamu w zespole Kat prawo do używania oryginalnej nazwy i charakterystycznego, „kanciastego” logo zespołu ma Piotr Luczyk. Ponieważ od czasu wydania płyty „Mind Cannibals” zespół nie nagrał jak dotąd nic nowego, to muzycy chcąc wynagrodzić swym fanom te braki twórcze wygrzebali trochę archiwalnego materiału z pierwszej połowy lat 80. i nakładem Metal Mind Productions wydali album „Rarities”.

Ze względu na nienajlepszą jakość nagrań, zwłaszcza tych koncertowych, które prawdopodobnie przeleżały się w postaci kaset audio, wydawnictwo „Rarities” ma zdecydowanie wartość kolekcjonerską. Mamy tutaj oryginalne wersje ballad „Robak” i „Bez pamięci” – umieszczone w 1993 roku na płycie „Ballady”. Podejrzewam, iż słaba jakość tych nagrań stała się przyczyną ich ponownego nagrania w 1993 roku. Dzięki temu możemy usłyszeć, jak te kompozycje brzmiały oryginalnie, choć po latach nie robią już tak wielkiego wrażenia. Inne, równie balladowe, a momentami nawet hardrockowe kompozycje studyjne również specjalnie nie zachwycają. Ich brzmienie jest bardzo archaicznie, nawet jak na ówczesne czasy. Zwłaszcza, iż była to pierwsza profesjonalna sesja nagraniowa zespołu. Z drugiej ocalała jedynie wspomniana wcześniej ballada „Bez pamięci”. Zabrakło z tej sesji kompozycji „Delirium Tremens” i „Ciężar”, które są obecnie trudne do namierzenia. Pierwsza z nich została zaprezentowana w wersji koncertowej z legendarnego już występu w Jarocinie. Wokal w „Bez pamięci” brzmi bardzo nienowocześnie, co razi, zwłaszcza gdy zna się doskonale wersję z 1993 roku. W „Delirium Tremens” przeszkadzają zaś defekty pomiętej taśmy. Kolejne utwory brzmią mało dynamicznie, tak jakby zostały nagrane z konsoli, lecz na sprzęcie złej jakości i kasetach marki Stilon Gorzów – sztandarowych, niskiej klasy kasetach audio z czasów PRL-u.

Mimo tych rozlicznych wad kompozycje te mają jednak swój klimat, momentami przypominają coś pośredniego pomiędzy pierwszym singlem zespołu, a debiutanckim albumem. Wokal w utworze „Mocni ludzie” momentami kojarzy się z… Budką Suflera, co trochę nie pasuje do całości. Za to solo gitarowe w końcówce „Skazańca” jest po prostu mistrzowskie. „Menaced”, czyli anglojęzyczną wersję utworu „Porwany obłędem” należy traktować wyłącznie jako ciekawostkę ze względu na bardzo słabą jakość. Wokale są nagrane z pogłosem, przez co nie da się zrozumieć wszystkich słów. Płytę kończy utwór instrumentalny („Instrumental”) bardzo przypominający dokonania kapeli z pierwszego albumu. Uzupełnieniem całości jest ścieżka multimedialna zawierająca teledysk do „Menaced”.

W sumie otrzymaliśmy płytę, której mogłoby nie być. Tego typu wydawnictwa powinny stanowić albo dodatek do boxu, albo utwory z nich powinny stanowić bonusowe kompozycje na regularnych płytach zespołu. Jeśli już ktoś decyduje się wydać coś takiego, to niech to przygotuje w formie oficjalnego bootlegu, a nie kolejnej pozycji w dyskografii, będącego przysłowiową zapchajdziurą w oczekiwaniu na kolejny album.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!