Dream Theater - Happy Holidays From Dream Theater

Przemysław Stochmal

ImagePozostawiając dogłębne oceny ubiegłorocznych wydawnictw sygnowanych nazwą Dream Theater, trzeba przyznać, że rok 2013 był nie lada absorbujący dla sympatyków tejże formacji – na przestrzeni dwóch miesięcy otrzymali oni zarówno płytę z premierowym materiałem studyjnym, jak i elegancką pamiątkę DVD z trasy koncertowej. Jakby tego było mało, Nowojorczycy postanowili zrobić fanom nie lada prezent gwiazdkowy – w Boże Narodzenie zamieścili na swojej stronie www link do bezpłatnego pobrania w formacie flac utworów granych na trasie  “A Dramatic Tour Of Events”, które nie znalazły się w programie „Live At Luna Park”.

Przyzwoitość być może wymagałaby, aby zacytować przysłowie o darowanym koniu i poprzestać na przedstawieniu paru faktów związanych z setlistą wydawnictwa i pochodzeniem wykonań poszczególnych kompozycji, warto jednak niniejsze, nazwijmy to w cudzysłowie – „oficjalne wydawnictwo”, poddać konkretnej ocenie. I choć sam zestaw utworów, sięgający do każdej, poza „Awake”, studyjnej płyty nagranej z Mike’m Portnoyem, sam w sobie prezentuje się doprawdy atrakcyjnie, ocena tejże świątecznej propozycji Dream Theater niestety musi być dość krytyczna.

Jedną z wad w gruncie rzeczy udanego, wspomnianego wydawnictwa „Live At Luna Park”, była zdecydowanie odbiegająca od ideału forma wokalna Jamesa LaBrie. W materiale, który zespół sprezentował swoim sympatykom, a który z pewnością nie mógł być poddany gruntownej postprodukcji, z wokalistą, rzecz jasna, nie może być dużo lepiej. Oceniając zatem „Happy Holidays” pod względem samej formy zespołu, rozważania na temat Jamesa LaBrie warto sobie podarować choćby z tego powodu, iż swoje na sumieniu ma tu również Mike Mangini, którego potencjalne wpasowanie się do profilu Dream Theater po dziś dzień oceniane jest wzdłuż i wszerz, przy czym zazwyczaj usłyszeć można opinie jak najbardziej pochlebne.

Tutaj niekoniecznie wszystko przedstawia się kolorowo. Być może to tylko i wyłącznie wada wykonań, które z założenia nie miały być tak perfekcyjne, jak wymagałaby tego perspektywa wydania oficjalnego, tradycyjnego albumu live. Wydaje się jednak, że pozbawienie koncertowego materiału strony wizualnej pozwala łatwiej skupić się na działaniu perkusji i tym samym usłyszeć, jak wiele brakuje Dream Theater po zmianie na stołku perkusisty. Tutaj Mike Mangini brzmi zaskakująco… przeciętnie. Wiele tu ewidentnych i niekiedy wręcz rażących uproszczeń, nie brzmiących bynajmniej jak próba zagrania czegoś „po swojemu”, w niektórych kompozycjach zaś zdecydowanie brakuje rytmicznej mocy. Nawet samym popisem solowym, również włączonym w program „Happy Holidays”, Mangini nie pozostawia najlepszego wrażenia – solo brzmi dość anemicznie, nazbyt „nauczycielsko”, brak mu odpowiedniej siły przekonywania.

Na szczęście jednak pośród tych dwóch godzin muzyki znalazły się utwory, w których cała piątka brzmi znakomicie. Warto wspomnieć zwłaszcza pochodzący z ostatniej płyty z Portnoyem „The Count Of Tuscany”, świetny „The Great Debate” - do tej pory traktowany po macoszemu przy wydawnictwach live, czy pozornie „niebezpieczny” dla wokalisty „Another Day”. I choćby dla określonej części „Happy Holidays” warto zmobilizować się do „zaopatrzenia się” w tę świąteczną niespodziankę, aby pozytywnie nastroić się przed nadchodzącym koncertem Dream Theater w Polsce.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!