Exovex - Radio Silence

Artur Chachlowski

ImageŻycie nie zna próżni. Nie ma już Jeżozwierzy, nic – przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości - nie wskazuje na to, aby zespół ten miał się reaktywować i ucieszyć swoich sympatyków nowymi nagraniami. Steven Wilson z coraz większym powodzeniem skupia się nad rozkręceniem swojej kariery solowej, a pozostali członkowie Porcupine Tree mniej lub bardziej sporadycznie biorą udział w przeróżnych projektach muzycznych.

Jednym z nich jest formacja o nazwie Exovex, na debiutanckiej płycie której spotkali się dwaj jeżozwierzowi instrumentaliści: Richard Barbieri i Gavin Harrison. Ale to nie oni są najważniejszymi postaciami na płycie zatytułowanej „Radio Silence”. Motorem całego przedsięwzięcia jest niejaki Dale Simmons. To on skomponował, zaaranżował i wyprodukował cały materiał, a także zagrał na następujących instrumentach: na gitarze, na basie, na fortepianie i na syntezatorach. No i oczywiście zaśpiewał we wszystkich sześciu utworach stanowiących program tego albumu. Towarzyszą mu perkusiści: Josh Freese (znany m.in. z Nine Inch Nails, Devo i A Perfect Circle), Keith Carlock (współpracował m.in. ze Stingiem i z grupą Steely Dan) oraz wspomniany już Gavin Harrison. Na instrumentach smyczkowych gra Nicole Neely, a Richard Barbieri gra na klawiszach w jednym, ale za to jakim, utworze – „Daylight” (o nim słów kilka za chwilę).

Na płycie „Radio Silence” wymienieni powyżej muzycy pomogli Simmonsowi zilustrować jego muzyczne inspiracje. Jako twórca i wykonawca pokazuje on, że ma bardzo szerokie horyzonty: od rocka progresywnego po delikatny jazz, a nawet funk. Ale rocka progresywnego jest w jego muzyce najwięcej. Wyraźnie słyszalne są echa dokonań Pink Floyd, a w szczególności Davida Gilmoura. Długa, kilkuminutowa gitarowa solówka w kończącym ten album fenomenalnym utworze „Daylight (Silent Key)” mogłaby być ozdobą każdej płyty Floydów. To prawdziwy muzyczny majstersztyk i utwór, przy którym na skórze pojawiają się ciary. W innych nagraniach – szczególnie da się to wychwycić w „Stolen Wings”, „Metamorph” oraz w „Seeker’s Prayer” – Simmons wraz ze swoim Exovexem bardzo przypomina swoim stylem i melodyką starsze nagrania Porcupine Tree. I myślę, że to właśnie miłośnicy tego zespołu będą z płyty „Radio Silence” najbardziej zadowoleni. Na pewno w takich okolicznościach, gdy nie ma szans (przynajmniej w najbliższym czasie) na nowe płyty ich ulubieńców, muzyka którą słyszymy na debiutanckim krążku Exovex z pewnością wyciśnie niejedną sentymentalną łezkę w oczach zwolenników klimatów a’la Steven Wilson i spółka.

Płyta „Radio Silence” powstawała przez dwa i pół roku. Ostatnie prace zakończyły się w lutym, a w maju gotowy produkt ujrzał światło dzienne. Tak więc mamy do czynienia z cieplutkim jeszcze towarem, o którym jego twórca mówi tak: „Pierwszej płycie mojego projektu chciałem nadać charakter albumu koncepcyjnego. Jego przewodnim tematem jest spirala upadku głównego bohatera, który pogrąża się w otchłani samotności i izolacji. Poszczególne utwory to wycinki z jego życia, sekwencje zdarzeń, które ilustrują coraz trudniejszą do odwrócenia samotność, której geneza bierze się z niemożności dojścia do porozumienia z otaczającym go światem. Chciałem oddać swoją muzyką taki stan mojego bohatera, w którym nieważne staje się jakie podejmuje on decyzje – dobre czy złe – ale nie mają już one żadnego wpływu na jego położenie i powodują, że definitywnie traci on kontrolę nad rzeczywistością. W pewnym momencie, gdy jest już za późno, zdaje on sobie sprawę, że nie może odkręcić tej przeklętej pętli izolacji, w którą sam się wpakował, że kompletnie nie pasuje on do całego zewnętrznego świata” – wyjaśnia Simmons. I dodaje: „To może spotkać każdego z nas. Dlatego wierzę głęboko, że mój album posiada uniwersalny przekaz”. Trzeba jeszcze dodać, że choć akcja historii opowiadanej na płycie dzieje się w niedalekiej przyszłości, to postać głównego bohatera wzorowana jest na pustelniku Sibondzie Allemanie, który w XIV wieku spędził długie lata w odosobnieniu w Chateau d’Urage we Francji.

W tamtym czasie nie wynaleziono jeszcze radia. Lecz tytułowa „radiowa cisza” to, dla znawców tematu, rzecz we współczesnych realiach absolutnie nie do przyjęcia. To alegoria totalnej porażki i życiowej degrengolady. Śledzenie opowiadanej na tej płycie historii upadku jednostki może być sporym przeżyciem. Nie tylko ze względu na przekaz, ale z powodu tego, że „Radio Silence’ to, obiektywnie rzecz ujmując, album o ogromnym ładunku emocjonalnym i klimacie, który powinien ucieszyć nie tylko miłośników twórczości Jeżozwierzy.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!