Vermillion Skye - Security Theater

Artur Chachlowski

ImageDziś wracamy do kanadyjskiego Toronto, gdzie jak wiadomo, jak grzyby po deszczu rodzą się ciekawe grupy spod znaku progresywnego rocka. Nie sposób uwierzyć, ale nasi dzisiejsi bohaterowie działają pod szyldem Vermillion Skye już od 1996 roku (choć niektórzy członkowie zespołu współpracowali ze sobą jeszcze w latach 80. w formacji Act1). Mają w dorobku cztery płyty plus ta nowa, wydana w tym roku, zatytułowana „Security Theater”.

Od razu postaram się szybciutko zdefiniować po jakich stylistycznych obszarach porusza się zespół Vermillion Skye. Spróbujmy sobie wyobrazić, że do jednego tygla wrzucimy elementy typowe dla grup The Alan Parsons Project, późnego Yes, Supertramp, The Cure, wymieszamy je wszystkie, przyprawili szczyptą dokonań Styx, urozmaicili klimatem niektórych nagrań grupy Saga i dodali ścieżki wokalne utrzymane w stylu Harry’ego Vandy z Flash And The Pan, to otrzymamy właśnie to jak Vermillion Sky brzmi na albumie „Security Theater”.

Jego program tworzy 12 utworów połączonych wspólnym tematem niepewności naszej egzystencji w realiach współczesnego świata. Tytułowy „Security Theater” – utwór umieszony na samym końcu płyty – opowiada właśnie o takim wyimaginowanym miejscu, gdzie możemy czuć się wolni, bezpieczni i żyć w nim długo i szczęśliwie. Za koncept oraz za wszystkie kompozycje odpowiada wokalista i keyboardzista Jeff Johnston, który przejął schedę po dotychczasowym frontmanie Billy Reillu – muzyku, który dwa lata temu opuścił grupę, by zająć się innymi projektami. Johnston, aczkolwiek jest jednym z założycieli zespołu, dopiero na płycie „Security Theater” zanotował zwój debiut wokalny i trzeba przyznać, że wywiązał się z tej roli całkiem przyzwoicie. Obdarzony jest on charakterystycznym, lekko nosowym głosem, który długimi chwilami może kojarzyć się ze wspomnianym wcześniej Harry Vandą z zapomnianej już trochę australijskiej grupy Flash And The Pan. Johnston, jako główny autor repertuaru wypełniającego album „Security Theater”, obdarzony jest także naturalnym talentem do pisania krótkich, chwytliwych piosenek, które w sposób tyleż sprytny, co naprawdę przekonywujący, potrafi łączyć ze sobą po to, by w efekcie otrzymać jedną homogeniczną, trwającą blisko godzinę płytę, której świetnie słucha się zarówno w całości, jak w pojedynczych fragmentach, czyli w formie krótkich 3-4 minutowych piosenek o fajnych liniach melodycznych, chwytliwych refrenach i mających (co najmniej połowa z dwunastu utworów stanowiących program tej płyty ma!) spory potencjał przebojowości.

Weźmy utwór rozpoczynający album: „Stone Cold Love” – błyskawicznie wpadająca w ucho melodia refrenu, efektowne partie gitar i chórki a’la Queen. Kolejne nagranie, „Biding My Time”, mogłoby być ozdobą każdej płyty formacji Saga, w „Now And Again” zaskakują z kolei harmonie wokalne przypominające niektóre utwory grupy Yes. Wymieniłem pierwsze trzy kompozycje na albumie „Security Theater”. A jest ich w sumie dwanaście… Jest więc tutaj czym się zachwycać, jest czego słuchać, jest co poznawać.

Bardzo miła to płyta, a Vermillion Sky to całkiem przyjemne nowe, przynajmniej dla polskiego słuchacza, zjawisko na mapie progresywnego rocka. Dodajmy, progresywnego rocka o melodyjnym, lekko popowym zabarwieniu, ale to przecież nic złego. Wszak i tak na końcu liczy się muzyka. A w przypadku tej płyty jest to Bardzo Dobra Muzyka.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!