Trans-Siberian Orchestra - Letters From The Labyrinth

Artur Chachlowski

ImageTrans-Siberian Orchestra to wielkie muzyczne przedsięwzięcie kojarzone głównie z konceptualnymi albumami o bożonarodzeniowej tematyce. Były takie trzy. Ale były też w dorobku TSO płyty poświęcone innym historiom (m.in. końcowemu epizodowi życia wielkiego kompozytora na krążku „Beethoven’s Last Night”). I ten najnowszy album „Letters From The Labyrinth”, choć ukazał się na miesiąc przed tegorocznym Bożym Narodzeniem, też jest taki – bez kolęd, bez rockowych adaptacji anglosaskich kolęd, bez motywów i opowieści związanych z zimą, świętami, aniołami i innymi symbolami Bożego Narodzenia. Dlatego też od razu śpieszę z informacją, że jest to pierwszy w dorobku Trans-Siberian Orchestry album, który stanowi zlepek dość luźno powiązanych ze sobą piosenek. Dowodem na to jest m.in. remake przeboju grupy Savatage „Stay”.

Tym razem inspiracją dla głównego kompozytora w TSO, Paula O’Neilla, który notabene przez wiele lat blisko współpracował z Savatage, stał się symboliczny pomost pomiędzy światem przeszłości, a teraźniejszością. A właściwie relacja pomiędzy „mądrością przeszłości” i „nadzieją na przyszłość”. Bohaterką swojej opowieści uczynił on ośmioletnią dziewczynkę o imieniu Tanya, która nawiązuje bliską więź ze starym przyjacielem jej dziadka, enigmatycznym Misterem Joe. Z historii, w której przewijają się tak rozległe tematy, jak rozwój ludzkiego gatunku na przestrzeni wieków („Time & Distance”), zastraszanie i mobbing („Not The Same”), upadek muru berlińskiego („Prometheus”) czy kontrowersje związane ze światem finansów („Not Dead Yet”). Jak zwykle to bywa w przypadku kolejnych płyt Trans-Siberian Orchestra, w oryginalną muzykę skomponowaną przez Paula O’Neilla i Jona Olivę wplatane są cytaty ze słynnych dzieł klasycznych kompozytorów (Beethovena, Borodina, Rimskiego-Korsakova i Bacha) i jak zawsze daje to świetny, chwilami piorunujący wręcz efekt. Wśród wokalistów znajdujemy m.in. Jeffa Scotta Soto, Russella Allena, Kaylę Reeves, a także Robina Bornemana i Lzzy Hale, którzy wykonują dwie wersje chyba najpiękniejszej piosenki na płycie – „Forget About The Blame” (odpowiednio: Robin śpiewa w „słonecznej”, a Lzzy w „księżycowej” wersji tego utworu). Obie piękne, obie wspaniałe…

Album składa się z dwóch nieformalnych części: początek płyty jest w zdecydowanej mierze instrumentalny (jeżeli już słychać śpiew, to są to chóry, jak w „Time & Distance”), a mniej więcej od połowy zaczynają dominować piosenki. Całość utrzymana jest w dobrej tradycji i typowej dla Trans-Siberian Orchestra stylistyce, więc nie sądzę, żeby płyta „Letters From The Labyrinth” nie podbiła serc pokaźnego grona fanów (a tych, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, nie brakuje) i zapewne niebawem obsypana będzie złotem, a może i nawet platyną...

Dobra to płyta, choć nie ukrywam, że w moim prywatnym rankingu albumów TSO ani przez moment niedorównująca bożonarodzeniowym produkcjom tego zespołu.  

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!