Red Orchid - Blood Vessels & Marshmallows

Artur Chachlowski

ImageAlbum „Blood Vessels & Marshmallows” wart jest przesłuchania. I to nie jednego. Bo co ważne, za każdym razem przynosi jakiś nowy element, z każdym przesłuchaniem zyskuje. Powinni po niego sięgnąć wszyscy, którzy ukochali sobie minimalistyczne środki artystycznego wyrazu, nastrój post rocka i wyraźne akcenty muzycznej melancholii.

Choć tak naprawdę, to nie przez cały czas trwania tej 60-minutowej płyty mamy do czynienia ze spokojnymi i nostalgicznymi klimatami. W „White Mist, Black Widow” zespół Red Orchid wyraźnie rozpędza się i potrafi nawet nieźle przygrzać zanurzając słuchacza w otchłań mrocznej psychodelii. Ale poza tym jednym, no może jeszcze dwoma–trzema, innymi krótkimi motywami, płyta jest oszczędna, jakby wyciszona, pełna postrockowej zadumy, nasycona niewielką gamą środków wyrazu i nierzucającego się w uszy śpiewu (ale nie we wszystkich utworach; większa część płyty zawiera bowiem instrumentalną muzykę).

Grupę Red Orchid tworzy właściwie jeden członek: Sanmeet Sidhu, który śpiewa i gra na wszystkich (za wyjątkiem perkusji) instrumentach. W nagraniu płyty „Blood Vessels & Marshmallows” pomagał mu perkusista Tom Dupree III, co niewątpliwie dobrze zrobiło samej muzyce. Żywe bębny niewątpliwie dodały brzmieniu Red Orchid szlachetnego posmaku. Trzeba przyznać, że album brzmi bardzo świeżo. Jest dużym krokiem do przodu w stosunku do recenzowanej przez nas przed rokiem EP-ki „Sky Is Falling”. W porównaniu z nią, nowa muzyka Red Orchid brzmi o wiele bardziej spójnie, parte instrumentalne łączą się ze sobą w sposób bardzo płynny, a poszczególne utwory też płynnie przechodzą jeden w drugi. Wszystko to sprawia że płyty „Blood Vessels & Marshmallows” słucha się z uwagą od pierwszej do ostatniej minuty, a najbardziej zadowoleni z niej będą na pewno sympatycy twórczości Opeth (spokojnej strony ich twórczości), Nosound, Sigur Rős i wyciszonego Porcupine Tree. Niektóre fragmenty na przykład, jak wspomniany już wcześniej „White Mist, Black Willow”, mogłyby śmiało znaleźć się na płytach Jeżozwierzy i nikt nie byłby ich poziomem rozczarowany.

Jak napisałem we wstępie, być może nie jest to rewelacyjny album. Być może nie odkryjemy dzięki nim jakichś nowych trendów i zjawisk na rynku progresywnego rocka. Ale wysoka jakość prezentowanego przez Red Orchid materiału, a także umiejętne wpisanie się w dość modny ostatnio nurt postmodernistycznego rocka pozwala na to, bym bez wahania polecił to wydawnictwo, szczególnie tym wszystkim, który ukochali sobie zbliżone do alternatywy nowoczesne oblicze prog rocka.

I choć to idealny album na jesienną, przymgloną porę roku, to i na wiosnę sprawdzi się na pewno…

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!