Echolyn - Echolyn

Artur Chachlowski

ImageRóżnie to z grupą Echolyn bywało. Mam tą satysfakcję, a także niewątpliwą przyjemność, że dobrze znam muzyków tworzących tę amerykańską formację i towarzyszę jej losom od samego początku, to jest od wydania w 1991 roku ich debiutanckiej płyty pt. „Echolyn”. Nie powiem, podobała mi się ona wtedy i w tamtym czasie uważałem tę grupę za jednego z najbardziej obiecujących reprezentantów progresywnego rocka zza oceanu. Lata mijały, począwszy od krążka „Suffocating The Bloom” (1993) w muzyce Echolyn było coraz więcej udziwnień, pojawiało się coraz więcej trudnych do zaakceptowania wpływów jazz rocka i… z każdym kolejnym albumem nasze drogi się rozchodziły. To znaczy Echolyn wydawał kolejne płyty, trafiały one w moje ręce, słuchałem ich, ale jakoś tak bez większego entuzjazmu (wyjątkiem był wydany w 2005 roku album zatytułowany „Mei”). Koniec końców, na czerwiec 2012 roku zespół zapowiedział premierę swojej nowej płyty i… mam dla siebie oraz dla Was, drodzy Czytelnicy, bardzo dobre wiadomości. Album zatytułowany tak samo, jak debiut sprzed 21 lat – „Echolyn” – to bardzo udane wydawnictwo. Słucha się go z prawdziwą przyjemnością, gdyż nie jest on jedynie popisem ogromnych możliwości technicznych poszczególnych członków zespołu, jak to często drzewiej bywało, ale jest zbiorem ciekawych utworów, które zachwycają nie tylko poziomem wykonania, ale i melodyką, konstrukcją, klimatem i brzmieniem.

Tak, płyta „Echolyn” to dla mnie spora (pozytywna!) niespodzianka. Entuzjazm w słuchaniu muzyki Amerykanów powrócił. I to od pierwszych dźwięków otwierającej album najdłuższej kompozycji zatytułowanej „Island” aż po ostatnie nuty stanowiącego jego niezwykle udany finał nagrania „The Cardinal And I” (choć akurat ostatnie 60 sekund tego utworu to najbardziej kontrowersyjny fragment tej płyty, świadczący jednakowoż o sporym poczuciu humoru zespołu).

Muzyka, choć trwająca w sumie „tylko” 72 minuty podzielona jest aż na dwa srebrne krążki, tak, jak to bywało w starych dobrych czasach w przypadku albumów winylowych (zresztą dla fonograficznych koneserów omawiana przeze mnie płyta dostępna jest także w limitowanej do 500 sztuk wersji winylowej 2LP). Wszystkie utwory charakteryzują się dużą dozą przystępności i melodyjności, czego nie zawsze można było powiedzieć w przypadku poprzednich płyt grupy Echolyn. Nie znaczy to wcale, że muzyka zespołu uległa jakiemuś radykalnemu uproszczeniu czy „upopowieniu”. Zasługą tego są przede wszystkim wspaniałe melodie, a także fakt, że z każdym kolejnym przesłuchaniem poszczególne kompozycje nabierają dodatkowej mocy, emanują nowymi pokładami piękna, a także pozwalają na odkrycie w nich coraz to nowych elementów, dzięki którym im więcej słucha się płyty, tym bardziej zaczyna się ona podobać.

Jak zawsze w przypadku Echolyn na uznanie zasługuje profesorska gra instrumentalistów. Panowie Ray Weston (v), Brett Kull (g), Chris Buzby (k), Paul Ramsey (dr) i Tom Hyatt (bg) to prawdziwi mistrzowie w swoim fachu i udowadniają to w każdym dźwięku docierającym do uszu odbiorcy. Co ciekawe, jest to ten sam skład personalny, co na wydanym 21 lat temu debiucie, więc nikogo zapewne nie zdziwi fakt, że muzycy rozumieją się bez słów i grają jak doskonale zaprogramowany mechanizm. Ale nie jak jakaś bezduszna maszyna, tylko grają z sercem, z emocjami, co niewątpliwie ma spory wpływ na jakość i przystępność muzyki wypełniającej płytę. I najważniejsze, wszyscy potrafią doskonale śpiewać, co bardzo często demonstrują budując autentycznie piękne harmonie wokalne. Głównych wokalistów w Echolyn jest dwóch: Brett Kull i Ray Weston. Ten pierwszy pokazuje swoje przeogromne możliwości w utworach o wyjątkowo spokojnym, uroczystym charakterze - „Past Gravity” i „Speaking In Lampblack”. Ray Weston wiodącą wokalną rolę pełni w pozostałych utworach, a najwspanialej, oczywiście dzięki wsparciu całego zespołu, prezentują się śpiewane przez niego nagrania „Island” (to najdłuższa, a zarazem udanie rozpoczynająca album kompozycja), „Some Memorial” oraz wspomniany już, finałowy „The Cardinal And I”.

Polecam najnowsze dzieło Echolyn wszystkim fanom dobrej i ambitnej progrockowej muzyki, zarówno tym, którzy znają wcześniejsze dokonania tego zespołu, jak i tym, którzy dzięki tej recenzji usłyszą o nim po raz pierwszy. „Echolyn” to bez żadnej wątpliwości jedno z największych osiągnięć tej zasłużonej amerykańskiej formacji w całym jej, pokaźnym już, dorobku. O ile nie największe… 

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!