Opus Symbiosis - Nature's Choir

Robert "Morfina" Węgrzyn

ImageDo tej pory nie znałem tego zespołu i nie znam też jego wcześniejszych dokonań, a to bardzo wielka szkoda. Bo Opus Symbiosis to grupa o bardzo dużym potencjale. Tworzą ją ludzie pochodzący z Finlandii, a jak wszyscy dobrze wiemy, kraj ten słynie z wody ognistej, reniferów, mroźnej aury i mnogości dobrych zespołów metalowych, czego kapela Opus Symbiosis jest najlepszym dowodem. Chociaż, broń Boże, omawiany dziś album nie jest ani trochę płytą spod znaku metalu. Półtora roku temu na łamach Małego Leksykonu Wielkich Zespołów omawiana była poprzednia produkcja tej kapeli nosząca tytuł „Mute”. Jak to się stało, że nie zwróciłem wtedy na nich uwagi? Sam tego nie wiem i bardzo żałuję.

Na szczęście teraz wpadł w moje ręce najnowszy album grupy, który zatytułowano „Nature’s Choir”. Jest to świetna muzyczna przygoda, w idealny sposób wyważona i dopracowana. To dziewięć kompozycji w klimatach okołopoprockowych i progresywnych przydźwiękach. Każdy numer jest w pewien sposób inną opowieścią, fajnie splecioną przez wokale Christine Sten i gdzieniegdzie przemieszane z drugim głosem (pianista Staffan Strömsholm). Pod względem instrumentalnym jest na tej produkcji bardzo ciekawie i interesująco. A co najważniejsze, jest na tej płycie mnóstwo zaskakujących i wspaniałych momentów. Chociażby takich, jak przepełniony emocjami utwór „One Day Seven Will Be Eight” i wyłaniający się z niego przewspaniały „Epique” (kto wie, czy to nie najciekawszy fragment albumu?). Albo jak z lekka funkujący „Liquer”, w którym gościnnie na perkusji występuje sam wielki Pat Mastelotto. Albo efektownie rozpoczynający płytę utwór „Breaking News” oraz będący jego naturalnym przedłużeniem „Runtiger”. Na uwagę zasługuje też gra głównego kompozytora i gitarzysty w osobie Victora Sågforsa. Doskonale współpracuje z nim wspomniany już keyboardzista Staffan Strömsholm, który umiejętnie buduje fajne klimaty, czyniąc niełatwą przecież muzykę zespołu bardzo przystępną i kontaktową. Przestrzenie muzyczne są wykorzystane w stu procentach. No i do tego ten klarowny, czysty wokal Christine Sten. Dla mnie to bomba („H-bomb, My Friend” – to tytuł kończącego płytę kawałka!) i spore pozytywne zaskoczenie.

„Nature’s Choir” to z pewnością album godny polecenia, podobnie jak zespół Opus Symbiosis jest godny posłuchania i zobaczenia na żywo. Nie ukrywam, że chętnie wybrałbym się na ich koncert, bo w ich muzyce jest moc i zaskoczenie. Polecam te klimaty, warto ich posłuchać. Oj, rozmarzyłem się przy tych dźwiękach…

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!