Brain Connect - M.O.K. Zawiercie, 26.03.2011

Artur Chachlowski

Postanowiłem nie zapuszczać wąsów. Wszak o pożegnalnym benefisie Adama Małysza dowiedziałem się w trakcie niedawnych MŚ w Oslo, a koncert Brain Connect w Zawierciu miałem wpisany w swoim kalendarzu co najmniej miesiąc wcześniej. Obiecałem, więc przyjechałem. Ale i tak udało mi się obejrzeć początek telewizyjnej transmisji z konkursu skoków do celu z Zakopanego. Jako, że w stolicy Tatr nieźle sypało, to konkurs opóźniał się i oprócz nudnych i przeprowadzanych przez reporterów na siłę wywiadów zapamiętałem jedynie „Bohemę” Wilków wykonywaną pod Krokwią z półplaybacku. Licząc, że w Zawierciu będzie ciekawiej, wyruszyłem na Śląsk.

„Ciekawiej” zrobiło się zaraz po wyjechaniu poza granice Krakowa. Śnieżna zadymka przypomniała mi o tym, że zima lubi atakować wiosną, lecz po ponad godzinnej jeździe szczęśliwie dotarłem do Miejskiego Ośrodka Kultury w Zawierciu i zasiadłem w jego amfiteatralnej sali (kultura!), by pierwszy raz w życiu obejrzeć w akcji grupę Brain Connect. Koncert miał kilkuminutowy (planowany?) poślizg, ale – jak później przeczytałem w gazetach – równo z ostatnim skokiem Adama, o 19:12, na scenę wyszedł kwartet muzyków, by rozpocząć swój półtoragodzinny show.

Muzykę Brain Connect znałem z przesyłanych mi przez zespół EP-ek „Handmade” (2007) i „Get On Time” (2010), wiedziałem więc czego się spodziewać po tym występie. Choć zagrano też sporo premierowego materiału przygotowywanego pod kątem pełnowymiarowej płyty, to pod względem muzycznym nie było żadnych zaskoczeń.

Czwórka świetnie technicznie grających muzyków (Przemysław Całus – perkusja, Marcin Szlachta – bas, syntezator, Jan Mitoraj – gitary, Krzysztof Walczyk – instrumenty klawiszowe) dała pokaz zwartej, z lekka improwizowanej gry. To był energetyzujący koncert, bo taka jest też muzyka Brain Connect, w której hard rockowe riffy mieszają się z pastelowymi plamami dźwiękowymi instrumentów klawiszowych. Nad wszystkim czuwał, także jako konferansjer, zza swoich świetnie brzmiących bębnów i talerzy Przemysław Całus. Moim zdaniem, to właśnie on swoją grą idealnie spinał muzykę zespołu w jedność. Muzykę, która łączy w sobie rock progresywny z jazz rockiem, fusion, prog metalem, a chwilami nawet soczystym hard rockiem. Instrumentalne granie kwartetu z Zawiercia przypominało więc chwilami techniczne sztuczki spod znaku Dream Theather, karkołomne „łamańce” w stylu Liquid Tension Experiment, a momentami swobodne, acz energetyczne brzmienia a’la Santana.

Był to w sumie całkiem niezły koncert. Byłby jeszcze lepszy, gdyby nie „odlotowa” praca szalonego oświetleniowca. Światła przez większą część koncertu migały sobie a muzom, przypominając dyskotekową walkę stroboskopów. Dlatego też często „wyłączałem” wzrok i ze zdumieniem stwierdziłem, że Brain Connect w wersji live najlepiej sprawdza się jako „muzyka do słuchania z zamkniętymi oczami”. Inna rzecz, że na scenie w trakcie koncertu nie działy się żadne spektakularne rzeczy. Ot, czterech statycznych muzyków. Ale muzyków naprawdę potrafiących grać.

Nie żałowałem, że odpuściłem sobie „skoki do celu” w Zakopanem. I tak się nie odbyły. A pożegnalny lot Adam Małysza przez całą niedzielę wielokrotnie pokazywały wszystkie stacje telewizyjne…

W drodze powrotnej do Krakowa znowu przebijałem się przez wiosenną zadymkę śnieżną, a w mojej głowie pobrzmiewały ostatnie dźwięki tego przyjemnego koncertu.

Setlista:

1. bullet
2. the art of flying
3. compression
4. bondy beach
5. liberate your life
6. progic
7. prognose
9. waterfall
10. brainwash

Image

foto: Grzegorz Chorus

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!