Majestic - V.O.Z.

Andrzej Barwicki

ImageMajestic to solowy projekt Amerykanina Jeffa Hamela, który zaczął grać na gitarze w wieku 14 lat i rozpoczął karierę muzyczną jako gitarzysta progresywno - metalowej grupy Osmium. Od 2004 roku, jako multiinstrumentalista, Hamel wziął na siebie ciężar komponowania i nagrywania muzyki, realizując swój projekt, czasami zapraszając do współpracy innych artystów. W 2007 roku zadebiutował pod szyldem Majestic albumem „Descension”, a później systematycznie nagrywał kolejne studyjne płyty: „Arrival” (2009), „Ataraxia” (2010) i „Labyrinth” (2011). Ostatni album „V.O.Z” ukazał się w 2012 roku i jest to niezwykła produkcja. Składa się ona z dwóch krążków, na których zapisano prawie 120 minut muzyki. Prace nad albumem trwały dwa lata, a efekt jest znakomity. Dbałość o brzmienie i klimat potwierdza bardzo duży talent Jeffa. Twórczość Majestic często jest określana jako rock progresywny, nie brakuje w niej też elementów artrockowych, ciekawie rozbudowanych improwizacji, a przede wszystkim mnogości dźwięków tworzących wspaniałą, momentami efektowną ścianę dźwięków, która porusza wyobraźnię odbiorcy.  Mam jeszcze jedno skojarzenie związane z twórczością Jeffa, jeśli chodzi o muzykę elektroniczną. Można ją porównać z dokonaniami Edgara Froese (posłuchajcie „Skies Clear” oraz innych instrumentalnych fragmentów tytułowej megasuity „V.O.Z.”).

Przesłuchując pierwszy krążek „V.O.Z.”, który rozpoczyna instrumentalny utwór „In Memory Of…” i wsłuchując się w te galaktyczne dźwięki, ogarnia nas stan nieważkości. Kolejne utwory to dziesięcioczęściowy „V.O.Z” zawierający dodatkowe podtytuły. W niektórych częściach słyszymy partie wokalne i dzieje się to np. w „New World”, „Crossing Meridian”, „Whispers”, „Darkened Worlds” i „Voyage Ends”. Wszystkie te wyszczególnione nagrania zawierają bardzo ciekawe instrumentarium, tworząc niesamowity wachlarz dźwięków. Warto wsłuchać się w odgrywane przez zaproszonych gości, jak i samego autora tego projektu, brzmienie gitar, klawiszy i perkusji. Dodatkowo pięknie rozbrzmiewa żeński wokal (Tara Morgan). Nie umniejszam też jakości partii wokalnych wykonywanych przez męskie grono (David Cagle, Chris Hodges), które również są godne pochwały. Uwagę zwracają także utwory instrumentalne, których nie brakuje na tym albumie. Muzyka Majestic może być nastrojowa, pejzażowa, jak również energiczna. Przykładem tego jest kompozycja „Approaching Storm”. W „Millestone” z kolei, szybkie gitarowe riffy zmierzają do spacerockowych brzmień, a tak urozmaicona dawka nie pozwala nawet na chwilę rozluźnienia uwagi słuchacza. Tajemniczych, roztaczających niespokojną aurę, budujących odpowiednie napięcie dźwięków jest na „V.O.Z.” pod dostatkiem. Tak dzieje się w utworze „Freefall”. Doskonały kunszt prezentuje perkusista (Mike Kosacek), a jego talent i poczucie rytmu uderza w „Rise To The Surface”. Gitara, którą tu słyszymy oraz syntezatory w mistrzowski sposób łączą się z kolejnym nagraniem - „Skies Clear”. To zaledwie trzy minuty, ale gdy się ich słucha, odnosi się wrażenie, że spotyka nas coś pięknego, wzbudzającego podziw i zachwyt, niczym tęcza rozpościerająca się na niebie. Utwór ten stanowi fajne przygotowanie pod majestatyczny, czysto progrockowy fragment „Voyage Ends” wieńczący tę długa suitę.

Część druga majestatycznych dźwięków rozpoczyna się od instrumentalnego, kilkudziesięciosekundowego „Zosimos Sleeps”, po którym zostaniemy natychmiast rozbudzeni ostrzejszymi gitarowymi riffami, hammondowskimi klawiszami i akustyczną gitarą. Aż do ostatniej minuty bardzo wiele dzieje się w kompozycji „Becoming”, nie tylko od strony instrumentalnej, która po prostu mnie oczarowała, ale także od strony wokalnej (śpiewa Celine Derval). Często powracam do tego fantastycznego nagrania. Skomponować tak rozbudowane utwory instrumentalne, aby przyciągnąć słuchacza do tych pojawiających się kosmicznych dźwięków oraz organów i gitary prowadzącej do samego finału, a przy tym nie zrazić odbiorcy, to wielka sztuka, którą Jeff doskonale opanował. Nie inaczej jest w nagraniu „Spirits Dwell”. W następnym, „Around The Sun”, powracają wzniosłe wokale i lekko jazzujący klimat, a wszystko to zawarte jest w doskonałej harmonii dźwięków. Kolejna próba wytrwałości dla słuchacza, jaką przygotował Majestic w tej części, to bardzo ostry, surowy, a krótko mówiąc „najeżony”, kawałek „Hyperbole”. Nie zmieni on mojej opinii o tej płycie, gdyż w każdym, najmniejszym szaleństwie zawarte jest piękno, które nie od razu rozpoznamy czy usłyszymy. W taki sposób artysta realizuje swoją koncepcję, którą pozostawia słuchaczom wiele pola do rozmyślań i akceptacji. Przedostatni kawałek to repryza utworu „Becoming” ze znakomitym, improwizacyjnym zakończeniem w wykonaniu fortepianu, basu, perkusji i gitary. Czas na długi finał. „Red Skies” to magnum opus tego wydawnictwa. Dosięga nas swymi natchnionymi krystalicznymi wokalami (Celine Derval), zmienną rytmiką i urzekającymi w każdym momencie partiami instrumentów. To duża dawka muzycznych kontrastów.

Pomimo, że na „V.O.Z.” jest bardzo dużo muzyki, to zawartość dwóch krążków nie męczy. Materiał obfituje w dużo pozytywnych wrażeń, jakie niesie ze sobą twórczość Jeffa Hamela. „V.O.Z.” to bardzo dobry pomysł na tak olbrzymie, muzyczne arcydzieło, któremu warto poświęcić czas, a zostaniemy za to wynagrodzeni możliwością odkrywania wielkiego kompozytorskiego talentu. Ten album powinien znaleźć się w każdej płytotece entuzjastów progresywnego rocka. Jest on bardzo dobrze wyprodukowany, wszystkie instrumenty brzmią czysto i wysoce profesjonalnie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!