Deyacoda - Chapter Zero

Andrzej Barwicki

ImageZespół Deyacoda powstał w 2006 roku z inicjatywy Krzysztofa Rusteckiego (ex - Testor). W 2007 roku, w internecie ukazała się ich pierwsza płyta zatytułowana „Mechanism”. Materiał na niej zamieszczony trafił później na szeroki rynek, także za sprawą czasopisma CD-Action i do dziś zbiera bardzo pozytywne recenzje. W 2008 roku grupa otrzymała propozycję nagrania singla inspirowanego jedną z najpopularniejszych na świecie gier komputerowych - „Assassin’s Creed”. I tak w lutym tamtego roku powstał utwór promujący tę grę na polskim rynku. Od momentu założenia zespół przeszedł kilka zmian personalnych, a obecny skład wyklarował się, po długich castingach na drugiego gitarzystę, w grudniu 2011 roku. Obecnie grają w nim: Krzysztof Rustecki (wokal), Robert Jakubiak (gitara), Przemek Wiśniewski (gitara), Piotr Śleszyński (bas) i Marcin Adamski (perkusja). Deyacoda zagrała wiele koncertów, również jako finalista na festiwalach, takich jak (M)Rock Festiwal, R’n’R Festival czy AntyFest (finał 2010). Niedawno ukazała się płyta „Chapter Zero” z dziesięcioma nowymi kawałkami. To tyle tytułem wstępu przybliżającego nieco historię zespołu.

Muzycznie to, co panowie prezentują na krążku „Chapter Zero” to przede wszystkim bardzo ciekawie zagrany i potrafiący na dłużej zaciekawić słuchacza metal. Słuchałem tej płyty kilkakrotnie i parę kompozycji zwróciło moją uwagę. Od samego początku muzycy atakują słuchacza odpowiednią dawką mocnych brzmień w postaci kompozycji „Unbroken”. Wiemy już, że do końca płyty będzie kontynuowana muzyka pełna wigoru i chwytliwych gitarowych dźwięków. Kolejne utwory: „The Way” (ach, co za wstęp!), „Stronger” i „Religion” umiejętnie osaczają słuchacza, dawkując odpowiednią moc gitarowych riffów i mocnych uderzeń.  Myślę, że niejeden raz podczas odkrywania twórczości Deyacody zostaniemy wstrząśnięci ich brzmieniem i to dosyć impulsywnym. Mnie osobiście bardzo się to spodobało. Są na tym albumie też takie nagrania, które pozwalają odbiorcy odetchnąć od tych mocnych wrażeń. Mamy więc tu odpowiednie tempo, różnorodność klimatów i aurę, która nie pozwala się nudzić przy słuchaniu.

Muzyka oferowana na tym krążku to dawka melodyjnych, niepozbawionych metalowych zacięć i mocnych uderzeń kompozycji, jednak całość układa się w miłe dla ucha, niejednokrotnie melodyjne, zróżnicowane brzmienie. Po kilkakrotnym przesłuchaniu można oswoić się z charakterystycznym brzmieniem tej grupy, o czym mogą świadczyć kolejne, bardzo udane nagrania z tej płyty: „Quatro”, „Alive”, „Gravity” czy zamykający ją utwór „It’s Over”. Duży potencjał kompozytorski prezentowany przez Deyacodę gwarantuje moc muzycznych atrakcji dla każdego, kto zdecyduje się sięgnąć po ich nową produkcję. Trzeba jeszcze dodać, że w ich muzyce można doszukać się wielu pierwiastków „przebojowości”, z którymi powinni lekko wypłynąć na fale eteru i zaistnieć na rynku muzycznym. Wszak konkurencja nie śpi, więc czas kuć żelazo, póki gorące.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!