Deep Purple - Now What?!

Andrzej Rafał Błaszkiewicz

ImagePisałem już o wielu płytach, wychwalałem pod niebiosa znanych, ale także niszowych wykonawców, penetrowałem przeróżne bezdroża muzyki, zagłębiając się w jej zawiłe meandry. Jednak nic nie może się równać uczuciu, jakie przeszywa na wskroś moje jestestwo, kiedy trzymam w rękach nową płytę Deep Purple. To przecież zespół mojego życia. Kilka razy towarzyszył mi podobny dreszcz emocji, kiedy to będąc autorem audycji muzycznej w radio dane mi było rozpakować nową płytę Deep Purple. Uczucie to jest nie do opisania. Chyba nikt nie spodziewał się tak doskonałej płyty po zespole, którego geniusz muzycznej płodności przypadł na pierwszą połowę lat 70. ubiegłego stulecia. Może miał to być album dobry, ale żeby była to płyta bez wad? Aż tak? Jeszcze kilka tygodni wstecz nikt by nie wierzył w te słowa. Po ostatniej światowej trasie koncertowej panowie z Deep Purple bardzo poważnie zastanawiali się co dalej z zespołem. Krążyły nawet tu i ówdzie pogłoski o zakończeniu działalności. Mamy jednak ogromne szczęście, że okazały się one być tylko marnymi plotkami. Wszechmogący duch potencji twórczej nie pozwolił muzykom spać spokojnie. Pobudził ich muzyczną tożsamość do jeszcze jednego, jakże pięknego zrywu. Efektem tego jest album „Now What?!”.

Już sama okładka wyzwala ogromne namiętności. Najbardziej wymowne jest jej winylowe oblicze. Białe tło, purpurowy znak zapytania i wykrzyknik zdają się wręcz bezczelnie pytać tych, którzy odstawili już dawno Deep Purple do lamusa – „i co teraz?!”. Prostota przekazu okładki robi piorunujące wrażenie. Na swoją obronę napiszę, że ja nigdy nie zwątpiłem w „Purpurowych”, no może trochę – po płytach „Abandon” i „Bananas”, ale już mi przeszło owo zwątpienie.

W dobie muzycznej bylejakości, nicości, wydawnictw bez wyrazu, fani najbardziej szlachetnej i klasycznej odmiany rocka dostają płytę doskonałą pod każdym względem. „Now What?!” to absolut, dzieło skończone. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek uwagi. Taka sytuacja często się nie zdarza. Jestem niewolnikiem tej płyty. Zdeklasowała ona swoich potencjalnych rywali w walce o miano albumu roku 2013.

„Now What?!” to dwanaście klasycznych kompozycji typowych dla kanonu Deep Purple. Album ten łączy w sobie elegancję „Perfect Strangers”, fantazję i rozmach „Machine Head” oraz dziką namiętność „Made In Japan”. Podobnie brzmiała zapowiedź tej płyty, której trochę niedowierzałem. Okazało się jednak, iż wszystkie te pozornie odległe od siebie porównania trafnie oddają klimat „Now What?!”. Słucha się tego krążka z dziką rozkoszą. Pozostawia on po sobie ogromne pragnienie ponownego przesłuchania tego materiału. Chciałbym móc do czegoś się przyczepić, jednak doprawdy nie ma do czego. Nie znajduję na tej płycie żadnego nietrafionego dźwięku. Nawet utwory wybrane na singla w wersji albumowej brzmią zupełnie inaczej, pełniej. Jak każdy kto sięgnął po ten krążek, tak i ja znalazłem na nim swoje ulubione momenty. Dostojny „Out Of Hand”, pełen przestrzeni „Uncommon Man”, demoniczny „Vincent Price” czy „Above And Beyond”, w którym wręcz namacalnie czuć duchową obecność Jona Lorda - to moje ulubione fragmenty tej płyty. „Now What?!” to zamknięta, niebywale spójna całość. Warto podkreślić że album został znakomicie zrealizowany. Brzmienie „Now What?!” to prawdziwa uczta dla ucha. Każdy z instrumentów brzmi czytelnie, klarownie, selektywnie, z typową dla siebie paletą barw, nie przeszkadzając sobie wzajemnie. Soczyste gitary, mięsiste głębokie klawisze oraz kaloryczna i motoryczna sekcja rytmiczna dają efekt perfekcyjnej rejestracji muzyki na żywo. Ta płyta gra tak szczerze i prawdziwie, że aż trudno w to uwierzyć czytając jakąkolwiek recenzję. Tego trzeba po prostu posłuchać. Ten realizatorski, audiofilski cud bez wątpienia jest zasługą producenta Boba Ezrina, który dyskretnie zasugerował purpurowym weteranom jak powinien brzmieć klasyczny hardrockowy album w XXI wieku. Odrobinę jestem zły na jeden z tekstów promujący „Now What?!”, w którym wymieniano zasługi Boba Ezrina jako producenta podkreślając, że produkował on albumy takich artystów jak Madonna. A co, u licha, fanów Głębokiej Purpury interesuje Madonna? Nie robi to na nich żadnego wrażenia, może wręcz zniechęcić. W uzasadnieniu wyboru Boba Ezrina jako producenta najnowszego dzieł Deep Purple powinno się napisać, że był on odpowiedzialny za brzmienia takich płyt jak „Berlin” Lou Reeda i „The Wall” Pink Floyd. Taka informacja działa na smakoszy wychowanych na analogowym brzmieniu lat 70. Słuchając „Now What?!” odnosi się wrażenie, że wspólne muzykowanie pięciu starszych panów sprawia im ogromną radość. Mam też nieodparte wrażenie, że nad nimi unosi się dobra dusza Jona Lorda i mocno ich wspiera. Do tego należy dołożyć jeszcze magię miejsca, w którym powstał ten materiał, czyli studio w Nashville. Wszystkie te czynniki złożyły się na ten zapierający dech w piersiach finał, jakim stała się ta płyta. „Now What?!” to wulkan tryskający niezmierzoną ilością pozytywnej energii. Z utęsknieniem czekam na polski koncert „Purpurowych”. Oj, będzie się działo...

Naprawdę nie wiem co mogę napisać o „Now What?!”, by wyróżniło ten tekst od innych pisemnych opinii na temat tego krążka. Nic oryginalnego nie przychodzi mi do głowy. Nie chcę popisywać się znajomością składów, roszad personalnych, dyskografii, zawiłości dziejowych. W tej materii wszystko już zostało powiedziane, napisane i zagrane. Napiszę tylko, że to kawał doskonałego rocka. Obecnie ze świecą szukać takich płyt na rynku płytowym. Jeżeli ktokolwiek wątpi, iż klasyczny hard rock żyje, niech posłucha „Now What?!”. Ten album postawi go do pionu, przywracając wiarę w potęgę prawdziwego, czystego i nieskażonego muzyczną nowomową rocka. Cieszy też fakt, iż krytycy są nad wyraz zgodni w ocenach tego krążka. Trudno się dziwić, że nawet powściągliwi w swych ocenach dziennikarze są pełni uznania dla efektu prac zespołu Deep Purple, jakim jest album „Now What?!”. Jeżeli ktoś chciałby dać negatywną ocenę temu wydawnictwu, niechaj sięgnie po tę muzykę raz jeszcze, bo „Now What?!” nie może się nie podobać. Ta płyta przywraca moją bardzo mocno zachwianą ostatnimi czasy wiarę w szczerość muzycznej wypowiedzi.

Zapewne przed waszymi oczami przemknie niejeden tekst, w którym autor będzie odwoływał się do historii Deep Purple, snuł mnóstwo tez i porównań, przytaczał fakty, o których i tak wszyscy wiedzą. Ja postawiłem na emocje. „Now What?!” należy po prostu przeżyć. Proponuję więc oddać się dzikiej, niczym nieskrępowanej rozkoszy, jaką jest bezustanne tarzanie się w dźwiękach płyty „Now What?!”.

Mój świat nabrał znowu głębi purpurowych barw i brzmień. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z potęgi moich uczuć do tego zespołu. To właśnie Deep Purple położyli kamień węgielny pod moją fascynację muzyką, dziennikarstwem i radiem. Jestem im za to dozgonnie wdzięczny. Deep Purple jest także odpowiedzialny za systematyczny drenaż mojej kieszeni i sukcesywne opróżnianie mojego konta. Działania te są jednak bardzo przyjemne i dają olbrzymią satysfakcję. A najnowsza płyta jest boska. Nie żałujcie na nią ani grosza. Nie będziecie zawiedzeni.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!