Lunatic Soul - Walking On A Flashlight Beam

Andrzej Rafał Błaszkiewicz

ImageMariusz Duda, basista zespołu Riverside, nagrał kolejną solową płytę ukrywając ją pod nazwą Lunatic Soul. Zespół Riverside powstał w… Stop! Nie, to nie tak powinna się zaczynać ta opowieść. Większość autorów piszących o tym zjawiskowym albumie Lunatic Soul właśnie w taki sposób zaczyna swoje artykuły. To, kim jest oraz co w swoim artystycznym życiu osiągnął Mariusz Duda, wie każdy szanujący się wielbiciel talentu tego niezwykłego muzyka. Sprawy związanie z Riverside zostawmy na inny czas, jeszcze będzie zapewne niejedna okazja, by opisać ich nową płytę lub kolejny doskonały koncert w ich wydaniu.

Mariusz Duda to odrębny byt egzystencjonalny rozświetlający swoim blaskiem polski i – co chyba ważniejsze – światowy firmament progresywnego nieboskłonu. Jestem dumny z tego, że doczekałem czasów, kiedy polscy artyści bez kompleksów mogą wydawać swoją twórczość w zachodnich oficynach, nie ujmując niczego naszym krajowym inicjatywom wydawniczym. Bo oto i Lunatic Soul, i Riverside mają zagraniczne kontrakty. Riverside – czy się to komuś podoba czy nie – zapraszany jest do różnych zakątków globu i koncertuje z powodzeniem w wypełnionych po brzegi fanami salach koncertowych. Tides From Nebula częściej gra dla anglosaskiej i niemieckiej publiczności niż polskiej. Reaktywowany niedawno Collage również nieźle sobie radzi na światowych scenach koncertowych. Przykłady można by mnożyć, lecz nie odbiegajmy od zasadniczego tematu. Nie o koncertach chciałbym pisać, ale o genialnej muzyce, która zrodziła się w głowie multiinstrumentalisty, wokalisty, a przede wszystkim wizjonera Mariusza Dudy.

Jesień 2014 roku dla szeroko pojętej ambitnej muzyki progresywnej w naszym kraju jest wyjątkowo piękna. Nie dość, że pogoda jest dla nas łaskawa, świat za oknem eksploduje całą paletą barw, popołudniowe słońce zagląda do naszych mieszkań, ofiarując nam jeszcze choć odrobinę ciepła, w kuchni na stole kosz pełen dojrzałych, soczystych i przepysznych owoców, zachęcających do łakomstwa, to jeszcze do tego mamy do czynienia z prawdziwym muzycznym rogiem obfitości. W Polsce obrodziło równymi sobie muzycznymi rarytasami. Bo oto Millenium wydało genialny album „In Search Of The Perfect Melody”, Jerzy Antczak podarował nam ujmujące swoim pięknem arcydzieło „Ego, Georgius”, stosunkowo młoda formacja ze Śląska Walfad przekroczyła Rubikon nagrywając swój drugi album, a na dodatek w stajni Lynx Music debiutuje obiecujący zespół The Gate. Jakby tego było mało, Mariusz Duda ukończył jakiś czas temu pracę nad swoją czwartą solową płytą, by właśnie jesienią nam ją podarować. Przyznaję się, że odrobinkę nie wierzyłem w tę muzykę. Perły z Lynx Music są dla mnie wystarczająco absorbujące i stanowią wysokokaloryczną potrawę dla ducha. Z szacunku, jaki żywię do talentu Mariusza Dudy, zakupiłem najnowszy Lunatic Soul. Pomyślałem, że do kolekcji się przyda. Pałętała mi się w głębi czaszki myśl, że będzie to tylko płyta do kolekcji. Śledząc wpisy Mariusza będące relacjami z prac nad nowym materiałem, nawet w najśmielszych snach nie zdawałem sobie sprawy z tego, co mnie spotka, jeśli zetknę się z tą muzyką i co przeżyję, kiedy płyta „Walking On A Flashlight Beam” zawładnie moją świadomością. Moją czujność zapewne uśpiła ostania płyta Lunatic Soul wydana w 2011 roku, będąca swego rodzaju remanentem po dwu pierwszych albumach. Radość z nowej muzyki Lunatic Soul jest tym większa, iż nadeszła ona z zaskoczenia, nagle i rozpostarła przede mną zupełnie nowy wymiar, prosząc, bym raczył go spenetrować.

Lunatic Soul to doskonałe określenie na to, co muzycznie wyprawia Mariusz Duda, albowiem nie chodzi tu o lunatykującą duszę, ale raczej o duszę niespokojną, pełną sprzecznych emocji, w której aż się kotłuje i kipi od pomysłów. Mariusz potrzebował swojego własnego, bardzo intymnego przekazu muzycznego. Mówił o tym w wywiadach niejednokrotnie. I podkreślał przy tym, że nie chodzi wcale o to, iż praca z Riverside jakoś mu doskwiera. Wręcz przeciwnie – jest z niej zadowolony. Jednakowoż chciał czegoś innego, bardziej osobistego, co dałoby mu większą swobodę, pozwoliło łamać konwencję i ukazać jego charakter. W efekcie mamy Lunatic Soul. Nie spodziewałem się jednak, że ta nowa płyta Mariusza będzie aż tak absorbująca, że poruszy we mnie każdy nerw i przeszyje mnie na wskroś, odsłaniając dotąd niedostępny dla nikogo mój intymny świat. Poprzednie propozycje Lunatic Soul wzbudzały moje żywe zainteresowanie, zwłaszcza pierwsza płyta z 2008 roku, jednak najnowsza porcja muzyki napisana i zagrana przez Mariusza trafiła w samo serce mojego jestestwa.

Każdy artysta pokroju Mariusza to indywiduum, które widzi otaczającą go rzeczywistość przez optykę odmienną niż tłumy pospolitej gawiedzi. Aby coś stworzyć, potrzebuje on głębokiej inspiracji, dojmujących przeżyć, ciekawych – niekoniecznie własnych – historii. Piszę o tym, gdyż Mariusz niejednokrotnie w wywiadach o tym opowiadał.

Jedną z inspiracji do skomponowania i nagrania tak klimatycznego, zwartego w formie albumu „Walking On A Flashlight Beam” była książka Magdaleny Grzebałkowskiej „Beksińscy. Portret podwójny”. Trzeba przyznać, iż udało mu się po mistrzowsku namalować dźwiękowy portret osoby zamykającej się w swoim wszechświecie i odcinającej się od otaczającej rzeczywistości. Wiem o czym piszę, gdyż też często mam dość świata, który mnie otacza i coraz częściej mam ochotę zatrzasnąć za sobą drzwi i wypiąć się na wszystko i wszystkich, gdyż dalsze współistnienie ze społeczeństwem staje się trudne do zniesienia. Dlatego też od pierwszych dźwięków poczułem, że jest to album adresowany również do mnie.

Wypełniające pokój pierwsze dźwięku kompozycji „Shutting Out The Sun” czynią z tych kilku metrów sześciennych zamkniętej przestrzeni wszechświat. Przeszywające wokalizy w „Gutter” sprawiają, że stajemy się zakładnikami wizji Mariusza. Hipnotyczna i wielowarstwowa linia rytmiczna oraz porywająca gra na gitarze basowej nadają tej muzyce wyjątkowego charakteru. Niebanalne i po prostu piękne melodie również zasługują na to, by o nich wspomnieć, gdyż melodia w dzisiejszej muzyce – także tej tzw. progresywnej – często ustępuje matematycznym łamańcom nie zawierającym w sobie żadnej treści. Jestem pełen podziwu dla umiejętności wokalnych Mariusza oraz dla faktu, iż samym tylko głosem potrafi on kreować klimat swoich kompozycji, potęgować nastrój, a także modyfikować jego napięcie. To rzadka umiejętność.

W całości „Walking On A Flashlight Beam” jawi się jako album homogeniczny, stanowiący zamkniętą całość. To zbiór starannie ułożonych kompozycji, doskonale napisanych, zaaranżowanych i ozdobionych mądrym słowem. Pomimo mrocznych inspiracji, które posłużyły twórcy do skomponowania tej muzyki, zapewniam, że ta płyta nie skłoni nikogo do sięgnięcia po kuchenny nóż celem dokonania nim ostatniego cięcia na swym istnieniu. Utwór tytułowy, ostatni na albumie daje bowiem słuchaczowi nadzieję. Te kilka kroków w promieniach słońca, głębszy oddech na świeżym powietrzu pozwolą spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość z innej perspektywy.

Podziwiam Mariusza za jego talent opowiadania i kreślenia swoich wizji muzyką. Cenię w nim pracowitość, konsekwencję oraz staranność i pietyzm, z jakim pracuje nad każdą z płyt. Wydawnictwo „Walking On A Flashlight Beam” to moim zdaniem najlepsza ze wszystkich płyt wydanych pod nazwą Lunatic Soul. Zastanawiam się jednak, co będzie dalej. Czy można stworzyć coś jeszcze bardziej absorbującego? Raduje się moje serce na wieść, iż ta muzyka uwieczniona będzie na rowkach czarnej płyty analogowej. Zapewne winylowa edycja tego albumu pozwoli na jeszcze głębsze jego przeżycie.

Aby zwrócić was, drodzy czytelnicy, waszym rodzinom w stanie nienaruszonej psychiki po wstrząsie, jakiego z pewnością doznacie po przesłuchaniu najnowszego dzieła Lunatic Soul, dodam tylko, iż w naszym kraju dystrybucją tego krążka zajmuje się Mystic Production, a na świecie Kscope. I to ta druga firma zadba o wymagających odbiorców, których muzyczna świadomość jest niezwykle plastyczna, czyli analogowa. Aby w pełni docenić walory artystyczne oraz subtelne piękno muzyki zawartej na albumie „Walking On A Flashlight Beam”, należy obcować z tą płytą dłużej niż jeden raz. Za każdym kolejnym przesłuchaniem będzie ona coraz bardziej władać naszą muzyczną wrażliwością. Zapewniam, że jest to przyjemny rodzaj uzależnienia.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!