Ocean Of Lotion - LouiLouiLoui

Artur Chachlowski

Czy masz ochotę tańczyć? Takie pytanie skierowane do miłośników wydawnictw norweskiej wytwórni Apollon Records wydaje się zdecydowanie nie na miejscu. Ale tylko z pozoru, bo tym razem jest ono jak najbardziej uzasadnione. A więc czy chcecie zatańczyć? Nawet jeśli nie, to wkrótce to zrobicie. Wystarczy, że sięgniecie po wydany 6 października album „LouiLouiLoui” grupy, która pochodzi z norweskiego Bergen i która nazywa się Ocean Of Lotion.

To już drugi album w dorobku Ocean Of Lotion (pierwszy, „Dive In”, wydany został w 2012 roku) i niezależnie od tego czy jest się wieloletnim fanem zespołu, czy dopiero teraz, jak ja, zaczyna się poznawać jego dorobek, to album ten z pewnością zachwyci cię od początku do końca. To pudełko mieszanych muzycznych czekoladek, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.

Grupa Ocean Of Lotion przedstawia mieszankę kolorowego, chwytliwego i tanecznego pop rocka. Ta muzyka to prawdziwy hipnotyzujący fajerwerk, pełen niespodzianek, zaskakujących zwrotów akcji i pewności co do tego, że z każdym kolejnym utworem należy spodziewać się niespodziewanego…

Ten szalony, ale jakże fascynujący, album zawiera dziesięć utworów i niektóre z nich zostały skomponowane dawno temu: „Rejection” w 2013 roku, „Made in Taiwan” w 2009, a „Skinny White Pants” nawet w 2004. Reszta to piosenki nowe. Nowe i chwytliwe, z spośród nich należy wyróżnić przede wszystkim „Aphrodite”, „I Don't Only Have Eyes For You” oraz „Cats In Space On Sythesizers”. Singlowy utwór „Skinny White Pants” oparty jest na rytmie słynnego przeboju grupy Queen „We Will Rock You”, zaś „Crocodile” wydaje się pod wieloma względami ‘bratem bliźniakiem” genesisowskiego nagrania „Who Dunnit?”. Jak więc możemy się z łatwością zorientować, poszczególne utwory powstawały w różnych miejscach, w różnym czasie, w różnych warunkach i okolicznościach, a swoistą ciekawostką jest, że główny wokal do jednego z najmocniejszych utworów na płycie, „Crime Cruise”, został zarejestrowany w pokoju hotelowym. Tak więc album składa się z nagrań dokonanych przez ostatnie dziesięć lat, a ostatnie dwa wykorzystano na ich uporządkowanie, dokończenie i zebranie w całość wypełniającą teraz płytę „LouiLouiLoui”.

Materiał wypełniający program tego krążka powstawał jako poboczny projekt muzyków działających na co dzień w wielu innych formacjach (m.in. w Major Parkinson). Ten fakt dodatkowo pokazuje jak różnorodny jest ten album, na który wpływa upływający czas i szerokie stylistyczne spektrum muzycznych zainteresowań poszczególnych członków zespołu. A jest ich pięcioro. Ukrywają się pod pseudonimami, ale udało mi się rozszyfrować ich prawdziwe imiona i nazwiska (umieściłem je w nawiasach): Bobby Lotion (Nathan Robert Smith) i Himalaya Sabotage (Bjarte Handeland) śpiewają i grają na gitarach, Lila Lu (Lila Grønsnes) śpiewa i gra na perkusji, Maffa obsługuje syntezatory, a Andy Atlantic (André Lund) gra na gitarze basowej i na klawiszach.

Głównym kompozytorem jest Bobby Lotion, ale każdy z muzyków przyczynił się do powstania większości piosenek. Brzmienie grupy naznaczone jest różnymi wpływami i choć długimi chwilami jest to bardzo taneczna płyta, to jest ona znacznie bardziej zorientowana na rock niż debiutancki album „Dive In”. Opatrzona jest ona bogatymi pejzażami dźwiękowymi, wszechobecnymi klimatycznym brzmieniem syntezatorów oraz paletą pełną punkowych, rockowych i dyskotekowych rozwiązań. Coś w sam raz do miłośników The Sparks, wczesnego Depeche Mode, odrobinę też grupy Flash And The Pan czy ostatnich produkcji Majora Parkinsona. To idealna muzyczna ucieczka dla każdego, kto szuka przerwy od wszystkiego, co zwyczajne.

Album „LouiLouiLoui” oferuje szeroką gamę emocji i nastrojów. Każdy utwór jest jak plama farby na płótnie, starannie skomponowana i po mistrzowsku wykonana. Szczególnie imponuje różnorodność albumu. Utwory takie jak „Made In Taiwan” i „Skinny White Pants” są pełne dziwacznych rytmów i chwytliwych motywów, podczas gdy „Crime Cruise” i „Crocodile” ukazują głębszą, bardziej introspekcyjną stronę zespołu. Na szczególne uznanie zasługuje produkcja płyty. Każdy dźwięk jest czysty i precyzyjny, w pełni oddaje niuanse instrumentów i świetnie wpisuje się w starannie opracowane aranżacje. Zespołowi udaje się zachować idealną równowagę pomiędzy odważnym eksperymentowaniem i przystępną melodyką.

Pora więc zanurzyć się w tych magicznych dźwiękach, pozwolić uwieść się kolorom tej muzyki, poczuć magię płyty „LouiLouiLoui”, wyluzować i otworzyć się na coś, czego z pewnością się nie spodziewamy, szczególnie słuchając płyty wydanej przez Apollon Records.

No więc jak? Czy po przeczytaniu powyższego chce się Wam już poszaleć na parkiecie rozświetlonym blaskiem rozproszonego światła dobywającego się ze szklanej kuli zawieszonej u sufitu? Skoro tak, to zapraszam do tańca przy dźwiękach muzyki Ocean Of Lotion!

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!