Secret River, A - Mirror Universe

Artur Chachlowski

Sam nie mogę w to uwierzyć, że mija już 10 lat od kiedy ostatni raz pisaliśmy na naszych łamach o grupie A Secret River. Wydany wtedy pierwszy album tego szwedzkiego zespołu „Colours Of Solitude” zawierał utwory, które szybko zapadały w pamięć, idealnie wpisując się w konwencję ‘zgrabnych ambitnych piosenek na lato’. Jedna z nich – „On The Line” był nawet naszym małoleksykonowym przebojem wakacji AD 2014. Minęło 10 lat i oto trafia nam w ręce nowa płyta – „Mirror Universe”.

Zespół A Secret River pokazuje na niej, że teraz jest już w zupełnie innym miejscu i prezentuje się jako zespół dojrzały, pewny kierunku, w jakim podąża i przedstawiający bardziej złożony, formalnie bardziej rozbudowany materiał.

Na czele A Secret River stoi multiinstrumentalista i wokalista Andreas Ȧlöv, a oprócz niego w składzie mamy starych, dobrych znajomych: perkusistę Johna Bergstranda, keyboardzistę Björna Sandberga, a także Elin Bergstrand, która śpiewa w chórkach, a w kompozycji tytułowej prowadzi nawet główną linię wokalną. Gitary to domena trzech gościnnie występujących tu muzyków: Larsa-Olofa Johanssona, Johnny Lennartssona i Andreasa Allenmarka.

Niewinne i zwiewne piękno otwierającej album kompozycji „Celestial Fields” wprowadza słuchacza w klimat, który panować będzie już na całej płycie: wyrazisty wokal, jakby od niechcenia artykułującego swoje frazy Andreasa, podbity jest efektownymi chórkami Elin, nienaganne partie gitar i fortepianu (wsłuchajcie się w długą, lekko jazzującą solówkę!) czarują od pierwszej minuty, a słuchając solidnej pracy sekcji (John Bergstrand to rewelacyjny perkusista!) raz po raz z niedowierzaniem i aprobatą kręcimy głową. Nagranie to nadaje odpowiedni ton płycie i wysoko wiesza poprzeczkę.

Jako drugi pojawia się utwór „The Bridge”. Bardzo szybko podbił moje serce, stając się jednym z moich ulubionych fragmentów tego wydawnictwa. Głównie za sprawą imponującego refrenu oraz panującego w nim nieziemskiego klimatu. To świetny przykład bardzo dobrego i ambitnie brzmiącego piosenkowego prog rocka.

W podobnej atmosferze utrzymane jest kolejne nagranie – dziewięciominutowe „Moments”. Ale tutaj sprawy mają się już bardziej progresywnie, a brzmienie robi się bardziej złożone i wielopłaszczyznowe. Już sam początek - epicki, rozbudowany, wielowymiarowy – to rzecz imponująca swoim rozmachem. W połowie trzeciej minuty pojawia się wokal i rozpoczyna się spektakularna jazda bez trzymanki. Postawiłem przy tym tytule duży plus.

Utwór tytułowy rozpoczyna się na liryczną nutę, w której po chwili zaczyna brylować głos Elin Bergstrand. To ona występuje tutaj w roli głównej i jej śpiew sprawia, że klimat tego utworu zaczyna niespodziewanie kojarzyć się z produkcjami grupy Kaipa. Szczególnie, że z instrumentalnego punktu widzenia w utworze tym naprawdę sporo się dzieje, a wibrująca solówka na organach Hammonda to prawdziwy majstersztyk.

Od razu przyznam, że o ile „Beyond My Fears” nie należy do moich ulubionych fragmentów płyty, to nie oznacza to wcale, że utwór jest nieciekawy. Zespół proponuje w nim nieco bardziej tradycyjne, rzekłbym że wręcz piosenkowe, zahaczające o AOR, granie. Całość brzmi być może odrobinę zbyt zachowawczo, ale nie brakuje w niej odrobiny gitarowego szaleństwa, a w finale pojawia się nawet taka gitarowa solówka, że ręce same składają się do oklasków.

Teraz kolej na jedyne instrumentalne nagranie w tym zestawie – obdarzone złowieszczym tytułem „The Pain You Didn’t See”. To trwający pięć minut melancholijny pojedynek na linii fortepian – gitary z rewelacyjnie prowadzoną główną linią melodyczną. Jest to zarazem dobre przygotowanie pod finałową kompozycję – „Billions Of Soul”…

Trwa ona blisko 16 minut i jest cudownym zwieńczeniem tego albumu. Czego tu nie ma? Krzyżują się tu nastroje z najlepszych czasów The Flower Kings, pociągnięcia gitar przywodzą na myśl postać Gary’ego Moore’a, organy Hammonda pobrzmiewają tak przyjemnie jakby grał na nich Jon Lord, a John Bergstrand gra na perkusji tak, jakby chciał głęboko pokłonić się Johnowi Bonhamowi. Zaś uzupełniany przez Elin śpiew Andreasa Ȧlöva przyprawia o przyjemne dreszcze na plecach. Nad wszystkim czuwa zdecydowana linia fortepianowej melodii wzbogacona licznymi orkiestracjami. To piękny, wspaniale rozwijający się utwór, w którym każdy muzyk może zaprezentować swój indywidualny talent. W konstrukcji tej imponującej kompozycji pojawia się pewna niespodzianka – po około dziesięciu minutach, po długich, naprzemiennych, rozpędzonych solowych partiach gitar i Hammondów, melotronów i Moogów, muzyka na chwilę zamiera, by po kilkudziesięciu sekundach akustycznego gitarowego grania eksplodować w niebiańskiej, bardzo przyjemnej harmonicznej partii wokalnej osadzonej na delikatnych nutach fortepianu i zawieszonej w orkiestrowej przestrzeni. Bajka!

Wielki to utwór! Jego tytuł, jako pierwszy, wpisuję na listę moich kandydatów do miana ‘ulubionego utworu 2024 roku’. Kompozycja „Billions Of Souls” wpływa zdecydowanie pozytywnie na wysoką ogólną ocenę tej płyty, która i tak sama broni się wręcz doskonale.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!