Brown, Charles - Storm Rising

Robert "Morfina" Węgrzyn

ImageCharles Brown to amerykański gitarzysta i kompozytor działający w mieście Denver, w stanie Kolorado.  „Storm Rising” to już jego siódma produkcja. Album zawiera siedem kompozycji i zdecydowana większość z nich utrzymana jest w charakterze prog rocka, hard rocka oraz retro prog rocka. Brzmieniowo jest bardzo interesująco, wszystko brzmi po prostu  bardzo dobrze. Nagrań dokonano w Audio Spectrum i gdziekolwiek by to nie było, osiąga się tam krystalicznie czyste brzmienie. Wydawnictwo jest dobrze zmiksowane i ładnie podsycone finezyjnym masterem.

Album otwiera utwór tytułowy - „Storm Rising”. To instrumentalna kompozycja, w której przestrzenna gitara i solo wiodą zdecydowany prym. Ta kompozycja jest idealna na otwarcie i zdecydowanie spełnia swoje zadanie zapraszając do dalszego słuchania materiału zawartego na tym krążku. Dalej mamy klawisze i ponownie gitarę. Można w tym momencie przypuszczać, że tak będzie już do końca płyty, bo Charles Brown to świetny instrumentalista i gitarzysta, o czym można przekonać się słuchając drugiej kompozycji pt. „Ocean of Storms”. Klawisze grają w niej fajnie i przestrzennie, a gitara, niczym narrator, opowiada piękną historię i wypełnia całość utworu. Jest OK. Nie do końca jednak utrzymuje się delikatny i subtelny klimat. Gitary w końcu zaczynają nabierać mocy i mamy w tym utworze rasowy hard rock. Właśnie rozpalił się ogień! Numer trzy „Hie folget ein tatz” (to kompozycja XVI-wiecznego kompozytora Hansa Neusidlera) przelatuje przez palce, bo to delikatna, zaledwie 90-sekundowa miniaturka. Powoli zaczynam się zastanawiać…, nadal nie ma wokalu na tym albumie?… No nie ma. A w dodatku wcale go nie brakuje. W kolejnym numerze zatytułowanym „On The Wings of Lightning” mamy do czynienia z inteligentnym prog rockiem, gdzie elektryczne wiosła i klawisze nie dają za wygraną, pięknie dyskutując ze sobą na pierwszym planie… I to aż przez 12 długich minut z sekundami, bo tyle trwa ta kompozycja. Ostatnie trzy propozycje, czyli ”Avalanche Warning”, „Rain Of Fire” i „Mist Rising” to również utwory bez wokalu. Mamy zatem do czynienia z instrumentalnym albumem wielce utalentowanego pana Charlesa Browna, który do nagrania swojej produkcji zaprosił zaprzyjaźnionych muzyków. Stworzyli oni razem ów, niewątpliwie interesujący krążek. Jednak nie na tyle interesujący, by kusiło mnie odsłuchanie go kolejny raz, choć muszę przyznać, że brzmienie gitar jest rasowe.

Muzycy towarzyszący Charlesowi Brownowi w tej produkcji to: Matt Bassano na klawiszach, Steve Espinosa na basie i klawiszach oraz Dave X na perkusji. Ogólnie jest fajnie, ale nie rewelacyjnie, a głównie perełek określonych tym drugim przysłówkiem zazwyczaj szukam w muzyce. Wciąż niecierpliwie na nie oczekuję.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!