Quidam - Saiko

Agnieszka Lenczewska

Stopklatka 1.

ImageMuzyka łagodzi obyczaje. Inaczej: kochamy piosenki, które dobrze znamy. Jeszcze inaczej: lęk przed zmianami tkwi w każdym z nas. Słuchaczach, muzykach, recenzentach. Zmiany. Cholernie się ich boimy. Dławiący nas lęk i wszechobecna obawa mogą skutecznie zniechęcić do parcia do przodu. I dlatego część z fanów rocka progresywnego boi się wyjrzeć poza bezpieczną skorupę znanych i lubianych od lat brzmień. Okopani na pozycjach tkwią w swoim muzycznym Verdun. Za wszelką cenę. Z wykrzywioną krzykiem fanatyczną twarzą z baseballem w ręku, pod progresywną banderą. Bo przecież nie wypada słuchać trzyminutowych, ładnych, radiowych (O tempora! O mores!) utworów. Utwór słuchany ma być długi, skomplikowany, pompatyczny (jak EGO słuchacza i często EGO twórcy) i po prostu progresywny (progresyfny???). No i najważniejsze. Dbający o czystość i progresywną poprawność fan doskonale wie, co i jak muzycy mają zagrać. Doskonale wie, co siedzi w głowie Artysty. Po prostu WIE LEPIEJ. Z pipetą i miarką w dłoni dokonuje pomiaru zgodności utworu z tabelą. Odhacza "ptaszkiem" progresywną checklistę (mellotron jest - jest, solo jest - jest). Każde odstępstwo od progresywnego kanonu staje się podejrzane.  Fan marszczy wówczas brew. Zastępowanie progresywnej nowomowy - strawną, nośną, PROSTOTĄ brzmienia to orwellowska myślozbrodnia (progzbrodnia?). No, może z małym wyjątkiem. Bogowi Wilsonowi WOLNO zagrać trzyminutowe prościutkie, beatlesowskie piosenki do radia. Ale Quidam? Toż to nie uchodzi. Nie wypada. Przecież tak nie można. I ogarnia takiego fana strach, kiedy musi zmierzyć się z formą muzyczną zamkniętą w trzech lub czterech minutach. Strach przed nowym, innym niż dotychczas.

Stopklatka 2.

Albumem "Saiko" Quidam wbija przysłowiowy kij w progresywne mrowisko. Być może wydanie TAKIEJ WŁAŚNIE płyty WŁAŚNIE TERAZ spowoduje szerszą dyskusję, czym progrock jest, czym powinien być i dlaczego kształtujemy go według naszego "widzimisię". Panowie nagrali album zupełnie na przekór. Podobnie było z "Heritage" pewnego szwedzkiego boysbandu. Porównanie do Szwedów  z Opeth  jest moim zdaniem nieprzypadkowe. A pamiętacie rozmowy o „Seasons End” Marillion? Zwolennicy dań rybnych psy wieszali na tym innym Marillion z przybłędą Hogarthem. Często, pomimo swego osłuchania, część z nas jest głucha i odporna na argumenty. Zresztą, dyskusje o muzyce coraz bardziej przypominają merytoryczne dialogi zwolenników PIS i kibiców PO. Nawet nas, słuchających ambitnej muzyki dla wrażliwych dopadło to polskie piekiełko.

Czy to źle, że od dawna oczekiwana muzyczna propozycja Quidam polaryzuje słuchaczy? Moim zdaniem nie. Podobnie jak wielu z was czekałam te kilka ładnych lat na nową muzyczną propozycję Quidam. Dlatego też nieco zirytowało mnie podejście co niektórych fanów, którzy skreślili ten album po zapoznaniu się z...czasami trwania poszczególnych utworów. Skoro utwory są krótkie, to można zespołowi po prostu dowalić i rzucić tekstem o "skończeniu się", "popelinie" etc. Patrząc z boku (bo fanką Quidam nie jestem, a i za progresem zbytnio nie przepadam) tak tragicznie (jak wieszczą progresywne Kasandry) na "Saiko" nie jest. Wręcz przeciwnie. Quidam nagrało świetny album. Inny, niż dotychczasowe.

Stopklatka 3.

Pan Wydawca napisał: „Taka właśnie jest nowa płyta Quidam - dorosła, optymalna, czasem przebojowa, oszczędna, nastrojowa i piękna. "Saiko" oznacza spotkanie z Quidam wyraźnie odmienionym i pełnym instrumentalnego wigoru!”. I kurczę, pomimo że nigdy nie przepadałam za „wytwórnianym pijarem” z tym zdaniem się zgadzam. Jest prościej, oszczędnie i bardzo, bardzo dobrze. W tych króciutkich (jak na progresywne standardy) muzycznych formach, jest zawarty cały wachlarz emocji. Najnowsze muzyczne dziecko Quidam jest właśnie... bardzo emocjonalne.

Zmiany są zauważalne. Powrócili do polskich tekstów. Jak wiadomo, mowa nasza ojczysta trudną i wymagającą jest. Szeleszcząca, skrzecząca, krzycząca, skrząca się ilością znaczeń i symboli. Nie da się ukryć, że dobrych tekstów w języku polskim jest niewiele.  Niewielu jest takich „słownych  opowiadaczy”, jak np.  Wojciech Młynarski. Bardzo łatwo popaść w banał i grafomanię. W przypadku Quidam „użycia zbyt wielu słów i niekoniecznie dobrze” dało się uniknąć. Teksty Bartka są niezłe. Emocjonalne – owszem, ale nie grafomańskie. W tekstach Bartka Kossowicza całe to spektrum odczuć i emocji słychać. Musiało się dziać wiele w otoczeniu zespołu. Musiało być i dobrze i źle. Jak w życiu.

Bardzo podoba mi się produkcja i brzmienie „Saiko” Nie jest przeładowane studyjnymi nakładkami i ilością ścieżek, na czym bardzo zyskuje dynamika całości. Owszem, brzmienie jest nieco przybrudzone, ale nie niechlujne. Quidam brzmi ostrzej, mocniej i jednocześnie bardzo, bardzo selektywnie i wysublimowanie. Świetna robota zespołu, producenta Roberta Szydło i Marcina Borsa.

A muzycznie? Jest świetnie. Naprawdę. Krótkie formy działają na korzyść. Zmorą wielu progresywnych zespołów (nawet tych największych) jest brak umiejętności selekcji materiału. Zdaję sobie sprawę, jak ciężkim doświadczeniem jest cięcie i wyrzucanie zbędnych dźwięków. Może inaczej, niewielu potrafi napisać krótki, nośny i dobry utwór. Dobrą piosenkę po prostu. Zatem tę nieumiejętność można ukryć w formie „progresywnej dłużyzny”, z której bardzo często nic nie wynika (może tylko popis). Muzykom Quidam przez cały przekrój kariery udawało się pisać świetne długie kawałki. W króciutkich, wręcz piosenkowych formach też radzą sobie po prostu znakomicie. Kto wie, może to jest właśnie progresywne podejście? Czasami warto zrezygnować ze zbyt wielu nut, by przekazać całe piękno. Szczerze powiedziawszy, o wiele bardziej podoba mi się lekko poprockowy (daj panie Boże więcej takiej muzyki w naszym skażonym kiczem „szołbizie”), radiowy Quidam niż słuchanie kolejnej, wymęczonej, zupełnie pozbawionej jaj, długiej suity któregoś tam pogrobowca, kolejnego z epigonów Genesis/Pink Floyd/Dream Theater.* Zresztą Quidam to nie Iron Maiden czy AC/DC, by grać przez dwadzieścia lat to samo. Ascetyczne, zwarte, za to wysmakowane partie instrumentalne gitar, czy klawiszy wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Owszem, muzycy na „Saiko” mogą sobie poszaleć w utworach instrumentalnych, ale nie jest to popis dla samego popisu. Pomimo muzycznej oszczędności wiele się na albumie dzieje. Od nieco byrnowskich „Haluświatów”, poprzez nieco jeżozwierzowe akcenty, czasami brzmienia elektro („Dodekafonix”) czy wręcz klimaty noisowe lub kojarzące się z rockiem alternatywnym („sPotkania”). Dzieje się dużo i dzieje się dobrze. Co jednak najważniejsze, pomimo tych muzycznych rewolucji i stylistycznych ingrediencji wiemy, jaki zespół gra.

Stopklatka 4.

W dzisiejszych, trochę zwariowanych czasach, w których „sztuka mięsa”, jednak urasta do rangi „sztuki” to quidamowe podejście jest rzeczywiście trochę „na opak”. Panowie nagrali album wynikający z chęci grania,  radości przebywania ze sobą, wspólnego tworzenia i zabawy w układanie dźwięków i słów. „Saiko” to płyta absolutnie niewyrachowana. Jej stworzenie nie wynikało z marketingowych wyliczeń lub prognoz sprzedaży zwizualizowanych przez excelowe słupki. Odrzucając cały ten nadęty paradygmat progresywności mogę śmiało powiedzieć, że tę radość i spontaniczność słychać. Co więcej - ten nieskrępowany niczym fun udziela się słuchaczowi. Zagrali, co im w duszy gra. Nie muszą udowadniać niczego nikomu. Trafią do radia. Super. Pokażą się w TV. Jeszcze lepiej. Róbmy swoje – pisał klasyk. Twórcze podejście Quidam i muzyka z najnowszej płyty obronią się same. Naprawdę. „Saiko” jest tego jak najlepszym dowodem.

Zmieniło się w Quidam wszystko. I trochę żal, że niektórzy naprawdę nie chcą zauważyć, że pomimo tych wszystkich, często rewolucyjnych zmian, mamy do czynienia ze świetnym, myślącym zespołem. Zespołem mającym wiele do przekazania. Owszem, nazwa pozostała ta sama, ale teraz to zupełnie INNY zespół. Nie gorszy. INNY. Chociaż zdaję sobie sprawę, że dla części z nas „progresywne Verdun” jest bezpieczniejsze, to zachęcam tych „najeżonych” do zapoznania się z „Saiko”. Chociaż to tak naprawdę problem tkwiących w okopach, czy będą chcieli z tego zaproszenia skorzystać. „Saiko” to wysmakowany, bardzo dojrzały i  wyrafinowany album z piosenkami. Bardzo dobrymi piosenkami. Warto było czekać.

A muzykom życzę dobrej sprzedaży płyty, dotarcia do nowych fanów i świetnych koncertów.

*niepotrzebne skreślić.  
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!